Data: 2016-08-05 02:20:03
Temat: Re: Znalezione
Od: Animka <a...@t...wp.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2016-08-04 o 22:50, Trefniś pisze:
> W dniu .08.2016 o 22:40 Animka <a...@t...wp.pl> pisze:
>
>> W dniu 2016-07-30 o 12:36, Jarosław Sokołowski pisze:
>>> Pani Eewa napisała:
>>>
>>>> W dniu 30.07.2016 o 10:27, Trefniś pisze:
>>>>> Właśnie pakuję kolejną porcję kapusty do słoików, na kiszonkę.
>>>> I jeszcze to! Coraz mniej kobiet potrzeba...
>>> W tradycji wiejskiej to do chłopa należało udeptywanie kapusty
>>> w beczce. Bab do tej czynności nie dopuszczano.
>>>
>> Oglądałeś Chłopów? To właśnie kobiety ubijały kapustę..
>> czy baby czy chłopy to i tak takie cos wywołuje u mnie odruch wymiotny.
>> Teraz chyba są jakieś specjalne ubijaki i girami nie trzeba włazić do
>> beczek?
>
> Animka! Wybacz, że wiele tematów z wątku podpinam akurat tutaj, u
> Ciebie, zamiast odpowiadać konkretnym osobom.
>
> Przyznaję się, że moją lekką odchyłką jest zbieranie starych ksiąg
> kulinarnych (cóż, z konieczności głownie skanów, to dzieła
> zanikające), starych przepisów i wzmianek o kulinariach w dawnej
> literaturze.
> Kiszenie kapusty też opracowałem pod tym kątem :)
>
> Nigdzie w posiadanej (ale _wyłącznie_ starej!) literaturze nie
> spotkałem się z zaleceniem lub informacją o udeptywaniu kapusty do
> kiszenia _bosymi_ stopami. To nie wyklucza takich ekscesów, ale nie
> widziałem też zaleceń czy _nawet_ upomnień o higienę (w książkach,
> gdzie ciągle o myciu rąk, czy o wyparzaniu naczyń). Czyżby to nie był
> powszechny zwyczaj?
> Ale jest gorzej - często pisano o zbieraniu pleśni z powierzchni soku
> znad kapusty/ogórków/owoców poddanych fermentacji octowej!
> Mam nadzieję, że autorom chodziło o tzw. macierz (inaczej matkę - oba
> określenia nietrafione IMHO), czyli kożuch zdarzający się na
> powierzchni prawidłowo prowadzonej kiszonki.
> Zbieranie prawdziwej pleśni byłoby skrajnie nieodpowiedzialne, _każdy_
> pleśniejący produkt należy wyrzucić natychmiast w całości (poza
> pleśniami szlachetnymi - sery, wędliny etc.).
> Zbieranie macierzy chyba nie ma sensu, choć znakomicie "zaszczepia"
> kolejne kiszonki.
>
> Zaręczam, że nie trafiłem też na informacje o jakichkolwiek
> obostrzeniach dot. kiszenia przez kobiety. Może obecnie "wdrukowano"
> nam małą wiarę w naszych przodków? Bo to takie "obrzydliwe", ubijali
> nogami, dyskryminacja kobiet itp.
> Ale wierzcie, o tym dużo tylko we współczesnej literaturze (chyba, że
> nie dotarłem do historycznych wyjątków).
>
> Ale z drugiej strony polecam też obejrzenie na youtube filmów z
> winiarskich wypraw Marka Kondrata - cenione wina z małych wytwórni na
> południu Europy są produkowane z winorośli ubijanej bosymi stopami i
> można to obejrzeć na własne oczy :)
> Kwas mlekowy jest naturalnym konserwantem i niszczy niepożądane
> składniki, tyle dobrze.
>
> Reymont w Chłopach o kiszeniu kapusty w ogóle nie pisał. Jedynym
> wyjątkiem to Ulisia, która nie dość,że miała problem z biodrami, to
> jeszcze tylko beczkę kapusty jako wiano. Skoro beczka kapusty, to
> pewnie albo kiszonej, albo do ukiszenia. I to jedyna wzmianka o
> kapuście potencjalnie kiszonej, choć sama kapusta występuje nader często.
> Poza tym Reymont to był _artysta_ - alkoholik i syfilityk (co mu nie
> uwłacza, artyści kiedyś nawet świadomie poddawali się takim
> przypadłościom).
>
> Ikselka wspomniała coś o majtkach :)
>
> Na pewno ubijano nogami, choć na naszych terenach IMHO nienagminnie :)
> Mężczyźni od zawsze nosili spodnie, czyli de facto majtki :)
> Jesteśmy poza podejrzeniami.
>
> Majtki dla kobiet (w Europie) to znacznie późniejsze czasy, na
> początku traktowane jako atrybut swobodnego prowadzenia.
> Tyle, że kwas mlekowy naprawdę jest bardzo skuteczny w niszczeniu
> wszelkich niepożądanych w kiszonce elementów.
> Poza tym, bakteriologicznie to włos jak włos (choć różnica w budowie
> jest wyraźna).
>
> W XXI wieku - nawet Ikselka kisi kapustę w słoikach, a tam nogę trudno
> włożyć :)
>
> Wybaczcie przydługą epistołę.
>
Jak dla mnie nie jest przydługa. Dobrze mi sie czytało.
Wiesz, ja kiedyś zawsze miałam w domu mnóstwo różnych gazet. Szkoda było
je wyrzucać. Przed wyrzuceniem przegladalam i wycinalam interesujące
przepisy kulinarne czy jakieś ciekawostki. Wklejałam do dużego zeszytu.
Moja mamusia jak mi zaczynała tlumaczyć jak się coś robi, gotuje to tak
wszystko pogmatwała, że glupialam. Jak coś razem robiłyśmy (np. pierogi
czy favorki, czy pyzy) to się tego moglam nauczyć. Natomiast przepisy w
zeszycie przydały mi się, bo zrobilam wspaniałą Wigilię dla całej
rodziny, napiekłam sporo makowców (pierwszy raz i się udały). Makowców
parę to zaniosłam do pracy i wszyscy sobie podjadaliśmy. Smakowały
szefowi i koleżankom.
Trochę przepisów dyktowały mi kolężanki w pracy (jak mi coś smakowało),
np pieczone rożki z rozgotowanymi-marmoladą jabłkami. Wspaniałe. Tęsknie
za tym, ale nie chce mi się teraz robić. Jak rodzina mniejsza i nie ma
dla kogo to się po prostu nic nie chce. Córce to dawniej nawet zaraz po
przyjściu z pracy smażyłam pączki bezglutenowe. Były bardzo dobre. Chleb
jej piekłam co drugi dzień. Może dlatego teraz odpoczywam i nic mi się
już nie chce.
--
animka
|