Data: 2016-08-05 02:32:56
Temat: Re: Znalezione
Od: Animka <a...@t...wp.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2016-08-05 o 02:20, Animka pisze:
> W dniu 2016-08-04 o 22:50, Trefniś pisze:
>> W dniu .08.2016 o 22:40 Animka <a...@t...wp.pl> pisze:
>>
>>> W dniu 2016-07-30 o 12:36, Jarosław Sokołowski pisze:
>>>> Pani Eewa napisała:
>>>>
>>>>> W dniu 30.07.2016 o 10:27, Trefniś pisze:
>>>>>> Właśnie pakuję kolejną porcję kapusty do słoików, na kiszonkę.
>>>>> I jeszcze to! Coraz mniej kobiet potrzeba...
>>>> W tradycji wiejskiej to do chłopa należało udeptywanie kapusty
>>>> w beczce. Bab do tej czynności nie dopuszczano.
>>>>
>>> Oglądałeś Chłopów? To właśnie kobiety ubijały kapustę..
>>> czy baby czy chłopy to i tak takie cos wywołuje u mnie odruch wymiotny.
>>> Teraz chyba są jakieś specjalne ubijaki i girami nie trzeba włazić
>>> do beczek?
>>
>> Animka! Wybacz, że wiele tematów z wątku podpinam akurat tutaj, u
>> Ciebie, zamiast odpowiadać konkretnym osobom.
>>
>> Przyznaję się, że moją lekką odchyłką jest zbieranie starych ksiąg
>> kulinarnych (cóż, z konieczności głownie skanów, to dzieła
>> zanikające), starych przepisów i wzmianek o kulinariach w dawnej
>> literaturze.
>> Kiszenie kapusty też opracowałem pod tym kątem :)
>>
>> Nigdzie w posiadanej (ale _wyłącznie_ starej!) literaturze nie
>> spotkałem się z zaleceniem lub informacją o udeptywaniu kapusty do
>> kiszenia _bosymi_ stopami. To nie wyklucza takich ekscesów, ale nie
>> widziałem też zaleceń czy _nawet_ upomnień o higienę (w książkach,
>> gdzie ciągle o myciu rąk, czy o wyparzaniu naczyń). Czyżby to nie był
>> powszechny zwyczaj?
>> Ale jest gorzej - często pisano o zbieraniu pleśni z powierzchni soku
>> znad kapusty/ogórków/owoców poddanych fermentacji octowej!
>> Mam nadzieję, że autorom chodziło o tzw. macierz (inaczej matkę - oba
>> określenia nietrafione IMHO), czyli kożuch zdarzający się na
>> powierzchni prawidłowo prowadzonej kiszonki.
>> Zbieranie prawdziwej pleśni byłoby skrajnie nieodpowiedzialne,
>> _każdy_ pleśniejący produkt należy wyrzucić natychmiast w całości
>> (poza pleśniami szlachetnymi - sery, wędliny etc.).
>> Zbieranie macierzy chyba nie ma sensu, choć znakomicie "zaszczepia"
>> kolejne kiszonki.
>>
>> Zaręczam, że nie trafiłem też na informacje o jakichkolwiek
>> obostrzeniach dot. kiszenia przez kobiety. Może obecnie "wdrukowano"
>> nam małą wiarę w naszych przodków? Bo to takie "obrzydliwe", ubijali
>> nogami, dyskryminacja kobiet itp.
>> Ale wierzcie, o tym dużo tylko we współczesnej literaturze (chyba, że
>> nie dotarłem do historycznych wyjątków).
>>
>> Ale z drugiej strony polecam też obejrzenie na youtube filmów z
>> winiarskich wypraw Marka Kondrata - cenione wina z małych wytwórni na
>> południu Europy są produkowane z winorośli ubijanej bosymi stopami i
>> można to obejrzeć na własne oczy :)
>> Kwas mlekowy jest naturalnym konserwantem i niszczy niepożądane
>> składniki, tyle dobrze.
>>
>> Reymont w Chłopach o kiszeniu kapusty w ogóle nie pisał. Jedynym
>> wyjątkiem to Ulisia, która nie dość,że miała problem z biodrami, to
>> jeszcze tylko beczkę kapusty jako wiano. Skoro beczka kapusty, to
>> pewnie albo kiszonej, albo do ukiszenia. I to jedyna wzmianka o
>> kapuście potencjalnie kiszonej, choć sama kapusta występuje nader
>> często.
>> Poza tym Reymont to był _artysta_ - alkoholik i syfilityk (co mu nie
>> uwłacza, artyści kiedyś nawet świadomie poddawali się takim
>> przypadłościom).
>>
>> Ikselka wspomniała coś o majtkach :)
>>
>> Na pewno ubijano nogami, choć na naszych terenach IMHO nienagminnie :)
>> Mężczyźni od zawsze nosili spodnie, czyli de facto majtki :)
>> Jesteśmy poza podejrzeniami.
>>
>> Majtki dla kobiet (w Europie) to znacznie późniejsze czasy, na
>> początku traktowane jako atrybut swobodnego prowadzenia.
>> Tyle, że kwas mlekowy naprawdę jest bardzo skuteczny w niszczeniu
>> wszelkich niepożądanych w kiszonce elementów.
>> Poza tym, bakteriologicznie to włos jak włos (choć różnica w budowie
>> jest wyraźna).
>>
>> W XXI wieku - nawet Ikselka kisi kapustę w słoikach, a tam nogę
>> trudno włożyć :)
>>
>> Wybaczcie przydługą epistołę.
>>
> Jak dla mnie nie jest przydługa. Dobrze mi sie czytało.
> Wiesz, ja kiedyś zawsze miałam w domu mnóstwo różnych gazet. Szkoda
> było je wyrzucać. Przed wyrzuceniem przegladalam i wycinalam
> interesujące przepisy kulinarne czy jakieś ciekawostki. Wklejałam do
> dużego zeszytu. Moja mamusia jak mi zaczynała tlumaczyć jak się coś
> robi, gotuje to tak wszystko pogmatwała, że glupialam. Jak coś razem
> robiłyśmy (np. pierogi czy favorki, czy pyzy) to się tego moglam
> nauczyć. Natomiast przepisy w zeszycie przydały mi się, bo zrobilam
> wspaniałą Wigilię dla całej rodziny, napiekłam sporo makowców
> (pierwszy raz i się udały). Makowców parę to zaniosłam do pracy i
> wszyscy sobie podjadaliśmy. Smakowały szefowi i koleżankom.
> Trochę przepisów dyktowały mi kolężanki w pracy (jak mi coś
> smakowało), np pieczone rożki z rozgotowanymi-marmoladą jabłkami.
> Wspaniałe. Tęsknie za tym, ale nie chce mi się teraz robić. Jak
> rodzina mniejsza i nie ma dla kogo to się po prostu nic nie chce.
> Córce to dawniej nawet zaraz po przyjściu z pracy smażyłam pączki
> bezglutenowe. Były bardzo dobre. Chleb jej piekłam co drugi dzień.
> Może dlatego teraz odpoczywam i nic mi się już nie chce.
>
Jeszcze dodam, że za czasow komuny, kiedy mało co było w sklepiach
robiłam takie pyszne szyszki z ryżu preparowanego. Mleko, kakao, masło
czy margaryna i łyżka miodu (nie pamiętam czy tez cukier, ale chyba też.
Nie chce mi sie teraz szukac) rozpuszcza sie w rondelku i jak wystygnie
to wrzuca się do tego ten ryż preparowany i ulepia te szyszeczki. Szybko
to się robi, wychodzi duzo tych szyszek i smakuja tak jakby były z
czekoladą. Mnie smakują.
--
animka
|