Data: 2008-07-24 17:32:37
Temat: Re: a po slubie...
Od: medea <e...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ikselka pisze:
> Ale co to ma do rzeczy?
Nie wiesz? To chyba nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, ile
organizacja takiej imprezy kosztuje nerwów. Ja nie miałam już siły na
romantyzm.
> Niewątpliwie - skoro już byliście we wspólnym gospodarstwie od jakiegoś
> czasu, to i po ślubie nie czekała Was żadna nowość, żadna zmiana, żadne
> nowe przeżycie poza... formalnościami.
Kochana, manipulujesz. Nie czekał nas żaden nagły przełom związany z
_faktem_ślubu_. Zmiany, nowości, nowe przeżycia są moją codziennością.
Cały czas się zmieniamy oboje i niemal każdy dzień utwierdza mnie w
przekonaniu o właściwym wyborze dokonanym kiedyś tam. :-P
> Tu jesteś chyba trochę nieszczera. Każda kobieta marzy o "księciu", który
> weźmie ją na ręce i przeniesie przez próg, przez życie i takie tam ;-P
Może każda marzy, ale tylko infantylne myślą, że tak wygląda prawdziwe
szczęście.
> Reklamy, Medeo, mówią dziś, że ślub w ogóle nie jest potrzebny do szcześcia
> ("Odkąd się wprowadziła..." - może widziałaś tę reklamę, gdzie mężczyzna
> coś tam mówi, a w tle kręci pupcią wycierając się ręcznikiem długowłosa
> dziewczyna, ta, co się "wprowadziła", a za chwilę może "wyprowadzi"...) -
Nie wiem, o jakiej reklamie piszesz.
> Tak, to cenna umiejętność, ale tak, jak w zdobywaniu statusu materialnego
> ludzie potrafią być konsekwentnymi maksymalistami, tak nie pojmuję,
> dlaczego w związku często zupełnie się minimalizują, mogąc przecież
> osiągnąć wszystko, co tylko najlepsze i najpiękniejsze. Wystarczy tylko
> traktować siebie nawzajem poważnie i chcieć dążyć ku najlepszemu.
Mieszasz różne sprawy. Mnie do tego nie potrzebny książę na białym rumaku.
Ewa
|