Data: 2012-08-08 16:03:11
Temat: Re: chwilowe otumanienie przez kobietę
Od: ginger <m...@m...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2012-08-08 08:34, Ed pisze:
>> Metafizyka o której mówię, to nie miłość, pożądanie,wspólne pasje,
>> cele czy podobne charaktery. To coś,co pojawia się na samym początku
>> znajomości zanim jeszcze dojdzie do czegoś fizycznie.I co IMHO jest
>> kluczowym elementem udanego związku a czego właściwie sama do końca
>> nie potrafię logicznie odziać słowami. W każdy razie, w życiu, czuje
>> się(mówię za siebie) ją tylko raz i tylko do jednej osoby stąd mojej
>> wiary w swoją połówkę, jeszcze nikt nie potrafił mi rzeczowo
>> wyperswadować.
>
> Imo przy odrobinie wysiłku i dobrej woli można jakoś z grubsza
> zwerbalizować to Twoje "to coś" lub wyłapać jego jakieś podstawowe
> zależności i uwarunkowania.
Wiesz, :) to COŚ to jest taki tajny kod, który -paraliżuję dla jednych
dla innych - upewnia kompilatory umysłu, że to właśnie to i żadne inne a
którego siłę, sens i logikę znają tylko te dwie osoby których COŚ
zaczyna dotyczyć.Dla innych, równie dobrze może to być opis neurotycznej
miłości... jednostronnej oczywiście w ich mniemaniu.
> Mam wrażenie jednak, że to odebrałoby Ci chyba jakąś magię "tego >
czegoś" w którą wolisz wierzyć,
Zgadza się.
> więc nie będę Ciebie namawiał, ale też i za
> bardzo nie ma tu wtedy o czym dyskutować.
> Jako kontrargument podam może tylko, iż znane są mi przypadki w życia
> i literatury, także tej zekranizowanej, w których 2 ludzi połączyła
> najpierw znajomość, potem różne okoliczności, np. dziecko i dopiero z
> czasem zaczęli doceniać siebie czy nawet czuć wdzięczność za obecność
> partnera w swoim życiu.
Wdzięczność, to można czuć do cioci Krysi jak pożyczy 200zł do
dziesiątego. W partnerstwie z dorobkiem dziecka, wdzięczność, to trochę
za mało by znosić życie z jego trudami z jako takim uśmiechem na
twarzy. Fakt, można się oszukiwać, lub przyzwyczaić, to raczej w
przypadku mężczyzn lubiących wygodnictwo, co nie znaczy, że ta
/wdzięczność/, jest adekwatna z *wiernością*. Zdaje się, że oboje mamy
po trosze jakąś tam rację, ale w przypadku tematu bardziej byłabym
skłonna uniesieniom Małgorzaty do Mistrza czy uniesieniom aż śmierci
Kareniny do Wrońskiego niż umierania z /wdzięcznością/ ze starości u
boku kogoś, kogo czuła jedynie jako ojca swoich dzieci. To oczywiście
przykład, bo chodzi mi raczej o porównanie głębokości przezywanych
stanów, niż o pochwalanie ich poczynań jako żon i matki.
> W moim odczuciu taki związek w dojrzałym stadium wcale nie ustępuje
> jakościowo związkowi opartemu na Twoim "tym czymś".
Masz prawo tak myśleć.:)
|