Data: 2005-10-18 10:56:38
Temat: Re: ci?ża, proszę pomóżcie
Od: Lia <L...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia 2005-10-18 09:35:36 w sprzyjających i niepowtarzalnych okolicznościach
przyrody grupowicz *Margola* skreślił te oto słowa:
> Alleluja! Nie poczułam się w tamtym poście dotknięta, bo ja w dobroci serca
> przyjmuję to, co tam napisałaś :)
Cycki mi opadły, ale w sumie powinnam się z tym była liczyc :)
> Ale cieszy mnie NARESZCIE wyrażona
> powyżej Twoja wola porozumienia. I to przekonuje mnie, ze jednak nie
> straciłam czasu.
Margola, ale ja już wiele postów temu napisałam, że nie mam nic do
wierzących.
> Ja nie jestem zajadła w moim chrześcijaństwie. Nie sądzę, by Bóg domagał się
> ode mnie obrażania innych, urażania ich uczuć czy deprecjonowania ich racji.
> Jakoś mi się to kłóci z dekalogiem. Cieszy mnie, ze nie wszystkich
> wierzących odsądzasz od rozumu, to jest jakaś iskierka wiary w to, ze nie
> dotknął Cię fanatyzm zwalczania wszystkiego, co katolickie.
Nie dotknął. Nigdy. Myślę, że nadawałabym się do zamkniętego leczenia,
gdybym żyjąc w tak skatolicyzowanym społeczeństwie chciała zwalczac
wszystko co katolickie.
Tak jak już pisałam, nic mi do żadnej wiary, dopóki nie próbuje ona włazic
bez zaproszenia w moje zycie.
> I jakkolwiek byś
> sobie nie ironizowała na temat Bożej opieki w moim życiu, podsuwam Ci myśl,
> że odczuwanie takiej opieki być może falsyfikuje Twoją tezę o tym, że Bóg
> nie istnieje.
No tez to przyjęłam (bez ironii), ale puchaty pisał, że to mogą być tylko
Twoje wrażenia. Musiscie to sobie wyjaśnic ;>
> Podobnie jak to, że jego istnienie bądź nie wywołuje w Tobie
> tlye emocji. Wydaje mi się, ze coś, czego nie ma, nie wywołuje emocji i nie
> bywa przedmiotem dyskusji.
Myślę, że nadal przeceniasz wkład moich emocji w tą dyskusje. Ja jestem
takim typem, który rzadko daje się ponieśc emocjom - a do tego negatywne
emocje raz dziennie to absolutny max (a w czoraj limit wyczerpała piguła w
przychodni - i wtedy nikt nie miał wątpliwości, że to emocje mną kierowały
;)).
Po drugie - jak pisałam to dyskusja dla dyskusji. Ja naprawdę w codziennym
życiu nie zawracam sobie głowy rozmyślaniem nad tym, jak udowodnić
katolikom, że ich Bóg nie istnieje. Nie zajmuje to mojego czasu, energii.
Po trzecie - dla mnie w tej dyskusji nie to było wazne, czy Bóg istnieje,
ale to w jaki sposób próbujecie dowieść jego istnienia. Dla mnie sposób
absurdalny. Absurdalny jako dla niewierzącego, i jako dla badacza.
Absolutnie fatalna metodologia, która w innych rejonach życia społecznego
uprawomocnia patologie i krzywdzenie ludzi. I mam nadzieję, ze dostrzeżesz,
że do tego się dossałam, to wzbudziło mój sprzeciw. Stąd wspomnienie o
PRowcach. Stąd wzmianka o wariatach. Bo o ile Ci od UFO, czy od Boga mogą
być postrzegani jedynie jako nieszkodliwie wariaci, to sa takie rejony - w
których nieszkodliwe to nie jest.
Jasniej chyba nie umiem.
Ponadto, naprawdę nie chciałam obrazić katolików, czy wierzących - bo nie
mam w zwyczaju obrażaniu całych grup.
Tam gdzie sobie robiłam jawne podśmiechujki z metod stosowanych przez
wierzących robiłam to naprawdę świadomie, pokazując że można tym wszystko
udowodnic, wszystko wyjaśnic, nie posługując się nawet cieniem czegoś co
nazywa się argumentem.
--
Lia GG 1516512 ICQ 166035154 JID i...@j...org
*psy mają właścicieli, koty mają służących*
|