Data: 2003-08-20 16:46:28
Temat: Re: ciężko... (długie)
Od: "margola & zielarz" <malgos@spamu_nie_kochamy.panda.bg.univ.gda.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "h...@s...ca" <"halinab"@ sympatico.ca> napisał w
wiadomości news:bi06ns$sqb$1@inews.gazeta.pl...
Czy mi się wydaje, czy panuje tu ogólna tendencja "jestem z Tobą na dobre, a
jak się zacznie złe, to spadam"?
Jeśli gooshy chce jakoś odświeżyć ten związek, zawalczyć o niego - to albo
się ją wyśmiewa, że cierpiętnica, albo się jej sugeruje, że głupia... A ja
ją podziwiam. Chce dziewczyna być wobec siebie far. Chce zawalczyć, bo
małżeństwo to jakaś trwała wartość w jej życiu. Nawet jeśli się nie uda,
jeśli to nie kryzys, a koniec związku - będzie mogła sobie w oczy spojrzeć w
lustrze i uczciwi przyznać, że spróbowała ze wszystkich sił. Jeśli będzie
bolało - trudno, taka jest cena, ale teraz nie będzie jej ani bolało mniej
(jeśli odejdzie zanim o ten zwiazek powalczy), ani bardziej później (bo
rozkład związku zawsze boli tak samo), ale przynajmniej ominie ją poczucie
winy, że odpuściła, że się poddała i nie będzie, być może, mogła oprzeć się
wrażeniu, że "gdybym spróbowała..." Tak może zabrnąć tylko w ślepy zaułek.
Kryzysy zdarzają się zawsze, niekoniecznie to od razu otwarty grób, w który
należy zepchnąć dogorywające zwłoki i posypać je wapnem gaszonym, żeby to
szybciej poszło.
Ja tam wierzę, że jak zmieni spojrzenie na siebie, na to małżeństwo,
przestanie być taka czuła i w lot zgadywać myśli Pana i Władcy, zadba o
siebie wewnątrz i na zewnątrz i pokocha siebie bardziej niż jego, to będzie
za nią kapcie w zębach nosił i pod niebiosa ją wychwalał. Każdy facet lubi
być dumny ze swojej żony, podobnie jak z siebie. Tak sobie przynajmniej
wyobrażam. Gooshy, trzymam za Ciebie, nie daj się zakrakać. Najwyżej się
upijemy z żalu, że nie wyszło. Stawiam jednak na rozwiązanie odwrotne.
Margola
|