Data: 2003-08-20 21:19:27
Temat: Re: ciężko... (długie)
Od: "Jacek" <j...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"margola & zielarz" <malgos@spamu_nie_kochamy.panda.bg.univ.gda.pl> wrote in
message news:bi0f5f$ohk$1@nemesis.news.tpi.pl...
Bardzo miło czyta się takie posty.
> Czy mi się wydaje, czy panuje tu ogólna tendencja "jestem z Tobą na dobre,
a
> jak się zacznie złe, to spadam"?
Tak mi się zdawało od pewnego czasu, receptą na problemy w małżeństwie ma
być
ucieczka w przyszłość.
Według mnie takie zrywanie więzi jest ślepą uliczką.
> Jeśli gooshy chce jakoś odświeżyć ten związek, zawalczyć o niego - to albo
> się ją wyśmiewa, że cierpiętnica, albo się jej sugeruje, że głupia... A ja
> ją podziwiam.
Ja również mam dla niej szacunek.
? Chce dziewczyna być wobec siebie far. Chce zawalczyć, bo
> małżeństwo to jakaś trwała wartość w jej życiu. Nawet jeśli się nie uda,
> jeśli to nie kryzys, a koniec związku - będzie mogła sobie w oczy spojrzeć
w
> lustrze i uczciwi przyznać, że spróbowała ze wszystkich sił.
A jej mąż kiedyś to zrozumie jak niemądrze robił i jak mało widział ,
niezależnie od tego czy im się uda czy nie.
> Kryzysy zdarzają się zawsze, niekoniecznie to od razu otwarty grób, w
który
> należy zepchnąć dogorywające zwłoki i posypać je wapnem gaszonym, żeby to
> szybciej poszło.
Wydaje mi się że dlatego jest ich tak dużo, że w nie ma wystarczającej
ilości edukacji,
jak żyć w małżeństwie. To bardzo proste cieszyć się gdy jest dobrze w
związku.
Ale jak przejśc przez kryzys, jak rozmawiać ze sobą i przeciwdziałać
eskalacji rozpadu?
Czy ktoś z Was słyszał o takich zajęciach dla młodzieży , czy narzeczonych ?
Również trzymam kciuki.
Jacek
|