Data: 2002-11-25 13:30:58
Temat: Re: co robic...?
Od: "puchaty" <p...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Chyba nie potrzebnie się żenujesz. Kwestia miłości do
> dziecka i odpowiedzialności za nie to nie to samo. Ważność
> związku traktowana w kategoriach uczuciowych a sprawy
> odpowiedzialności jako poczucie obowiązku. Nie wiem, czy
> dobrze cię zrozumiałem w twoim poście.
> Sokrates
Mój poprzedni post był trochę nie na temat - luźną odpowiedzią na Twój post
dotyczący ojcostwa oraz odpowiedzią na post Qwaxa na temat ważności
związku - zatem możemy nadawać w tym momencie na odrobinę innych falach.
Odpowiedzialność, o której mówiłem poprzednio, dzięki doświadczeniu
odrębności dziecka jako Istoty, została OGRANICZONA a właściwie uzyskała
INNY WYMIAR. Dojrzałem w dziecku (tu nie mogę znaleść słowa) obywatela(?),
człowieka(?), niezależny byt(?) - sam nie wiem jak to określić.
Koniec końców uzdrowiłem (lub uzdrawiam) swój stosunek do dziecka
uświadamiając sobie:
- że na tyle kocham dziecko na ile potrafię kochać siebie samego,
- że źródłem mojej miłość do dziecka nie jest ono samo, lecz miłość jaką mam
w sobie. Ta zaś (u mnie niestety ciągle) kreowana jest przez związek.
zakręcony odrobinę
puchaty
|