Data: 2004-04-22 14:15:39
Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Hubert " <h...@g...SKASUJ-TO.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> > W procesie oswiecania sie negatywne emocje powoli wypalaja sie, tzn
> przestaja
> > sie pojawiac sie samoistnie. Sprobuj bedac zakochana w kims ze
> wzajemnoscia
> > bedac w pelni szczescia nagle go znienawidzic. Moze to i nawet mozliwe,
> ale i
> > po co to robic?
>
> a co pojawia się na miejsce tych wypalonych negatywnych emocji?
> przykładowo nie cierpię prawa (które było przedmiotem moich studiów)
> autentycznie darzę conajmniej niechęcią jeśli nie nienawiścią regulaminy,
> ustawy, przepisy itd
> to jeśli moja nienawiść się wypali, to co nastanie? ;)
> bo wg. mnie obojętność
> ale obojętność tę osiągnę pewnie nie dzięki nirwanie, tylko po prostu
> przez upływ czasu i brak konieczności stałego kontaktu z ustawami ;)
> (mam nadzieję)
Jesli nie cierpisz prawa, to przeciez mozesz np przestac sie nim zajmowac i
zajac sie czyms fajniejszym, przyjemniejszym dla Ciebie. No chyba ze jednak
jest cos takiego co sprawia ze zajmowanie sie tym jest dla Ciebie z jakichs
powodow wazne. W takim przypadku emocji ktore przezywasz zajmujac sie tym tez
bym nie bagatelizowal. A po wypaleniu sie takich emocji jak nienawisc,
pozostaje moim zdaniem raczej nie obojetnosc, a zrozumienie lub przebaczenie.
Ja bym tego nie bagatelizowal, a raczej zmierzal w kierunku zrozumienia tego,
co sie za tym kryje i w kierunku pelnego przezycia tych emocji do samego
konca.
Obojetnosc moze byc tu ucieczka (jesli chcesz ta sytuacje zrozumiec).
>
> > No tak, ale pytalas zdajsie czy mozliwe jest byc caly czas szczesliwym.
> Nie
> > wiem, czy swiadomosc jest w naturalny sposob wystawiana na negatywne
> doznania.
> > Raczej jestem na stanowisku, ze jest to nasza interpretacja danych
> dochodzacych
> > do naszej swiadomosci, czy postrzegamy je jako pozytywne (wspierajace),
> czy
> > negatywne (dolujace). Przypominam, ze nawet tzw. "negatywne wydarzenia"
> moga
> > sie z czasem okazac budujace, jesli wyciagnie sie z nich odpowiednie
> wnioski.
>
> no tak, ale nasza interpretacja danych nie zawsze daje się być pozytywna,
> choćbyśmy nie wiem jak chcieli
> dajmy na to dowiaduję się, że tracę pracę (której nie chciałam tracić)
> przecież nie zareaguję "pozytywnie" radośnie, itd
> podstawowym doznaniem będzie raczej smutek, to naturalne,
> a dopiero potem zacznę kombinować jakie "pozytywy" można z danej sytuacji
> wyciągnąć
> albo dowiaduję się, że bliska mi osoba ma raka płuc z przerzutami do mózgu
> i jak ja mam to "pozytywnie zinterpretować"?
> coś by ze mną było nie tak, gdybym pozytywnie do tej info podeszła
> .
Moim zdaniem reakcja na powyzsze sytuacje jest nie tyle naturalna, co
wyuczona. Nauczylismy sie reagowac w okreslony sposob na okreslone sytuacje,
gdyz sa na to okreslone wzorce spoleczne. I to z ich powodu reagujemy na
poczatku jak pies Pawlowa. Dopiero potem zazwyczaj mozemy nadac swiadomie
sytuacji takie znaczenie, ktore bedzie nas wspierac.
Poza tym podejrzewam, ze rak przydarza sie ludziom nie przypadkowo, ale ma
konkretne przyczyny i okreslony kontekst osobisty, a wiec taka sytuacje
rozpatrywalbym analizujac konkretny przypadek (podobnie jak w sytuacji utraty
pracy).
> > Jezeli chodzi o ograniczanie spektrum doznan, to ja uwazam, ze w pewnym
> > istotnym stopniu mozemy wybrac, czego doswiadczamy. Mozemy np. ogladac
> horrory
> > lub wieczorne wiadomosci, codziennie chlac do upadlego lub zajmowac umysl
> > bzdetami,
>
> to co wymieniasz to hm... ;) drobne rzeczy
> (podobno to one są najistotniejsze, te chwile)
> natomiast jest wiele rzeczy na które nie mamy wpływu wcale
> (choćby przykłady wyżej podane przeze mnie)
> wydaje nam się, że tak wiele możemy
> to optymizm
No dobrze, ale jesli juz rozpoznasz to, na co nie masz wplywu, to co Ci
innego pozostaje jak to zaakceptowac i uzyskac tym samym gleboki spokoj? No
chyba ze jest cien szansy na to, by zawalczyc i wtedy masz szanse znalezc
sens dla pozytywnej dzialalnosci, ktora wypelnic moze Twoje zycie i napelnic
satysfakcja. W czym wiec problem? I tak dobrze, i tak dobrze.
> > Nie wiem gdzie tu widzisz element odurzenia.
>
> w przytłumieniu tego co było
> zastąpieniu tego czymś nie do końca naturalnym
> ale to moje zdanie
No tak, jesli chcesz przytlumic to, co bylo, to moze Ci to sprawic duzo
klopotu. Np wiadomo, ze istnieja tak zwane przezycia traumatyczne, o ktorych
czlowiek wolalby zapomniec. A jednak predzej czy pozniej sie okazuje, ze
trzeba po prostu na nowo wrocic do tych doswiadczen i na nowo je przezyc, bo
nic nie moze w przyrodzie pozostac niedokonczone, niedomkniete. I jesli my
nie bedziemy sie chcieli tym zajmowac, to samo bedzie naciskac i o sobie
przypominac, np w postaci problemow zyciowych, cierpienia itd. I wlasnie te
sygnaly czesto w efekcie okazuja sie sprzymierzencami, gdyz po przezyciu w
koncu tego, co bylo takie trudne okreslony wzorzec problemu, czy cierpienia
zanika. Dzieje sie to np w psychoterapii. W praktyce okazuje sie jednak, ze
ten proces jest zazwyczaj dlugi (jest wiele takich wzorcow do oczyszczenia),
ale jak sadze ma swoj koniec. Wraz ze zblizaniem sie do konca mozesz zaczac
odczuwac coraz wiekszy spokoj, satysfakcje zyciowa, zdolnosc do swobodnego,
spontanicznego dzialania, jasnosc umyslu i motywacji, lepsze zwiazki z ludzmi
i coraz wiecej realnych sukcesow. A takze poczucie wladzy nad wlasnym zyciem.
>
> > > czyli wszystko jest jak ciągła linia
> > > ale stan nirwany nie może przecież ciągnąć się w nieskończoność
> > > jeśli się nie mylę
> > > to ma on swój początek i koniec
> > > nie jest stanem permanentnym
> > > a może jest? ;)
> > > jeśli nie, to po zakończeniu Nirwany wracamy do świadomości
> "przyziemnej"
> > > pełnej również negatywnych odczuć
> >
> > Ja mysle, ze stan calkowitego oswiecenia nie konczy sie nigdy. Jest to
> cos, co
> > w chrzescijanstwie nazywa sie szczesciem wiecznym.
>
> niestety jestem zbyt przyziemna
> by to sobie wyobrazić
> ;)
Mozna to osiagnac tu na Ziemi (w sytuacji "tu i teraz"), a nie tylko w jakims
wyimaginowanym niebie kiedys tam po smierci ("kiedys i tam"). Poczatek to
wziac odpowiedzialnosc za wlasne mysli, uczucia i decyzje. A nie zwalac na
innych, los, czy Boga za to, co sie z nami dzieje. Potem pozostaje proces
kreacji WLASNEGO ZYCIA. I spokojnie pokonywac trudnosci, a nie tylko
nieustannie narzekac na nie. To moze byc boskie zycie na ziemi!
Pozdrawiam Hubert.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|