Data: 2003-09-03 10:34:48
Temat: Re: ..i o szkole....
Od: "Greg" <o...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"ulast" w wiadomości news:bj469s$4rq$1@nemesis.news.tpi.pl napisal(a):
>
> i co mam zrobic????
W pierwszej klasie podstawowki dwoch takich lubilo mnie meczyc. Ktoregos
dnia posuneli sie za daleko, ja nie wytrzymalem, zaczalem beczec i... tak
ich okladac, ze od tamtego czasu mialem z nimi spokoj ;-) Po jakichs 12
latach siedzialem z dwojka innych kumpli w knajpce. W pewnej chwili jeden
zaczal mi dogadywac. Ogolnie na wiele pozwalam, ale ten juz tak na mnie
przysiadl, ze zaczelo mi sie robic duszno. Spojrzalem na drugiego kumpla,
ktory siedzial na przeciwko - momentalnie przestal sie smiac. I tak
patrzac na niego spokojnym glosem powiedzialem drugiemu:
- Byles o wlos od tego, aby dostac ode mnie na odlew.
Nie patrzylem na niego wiec nie wiem, ale ponoc zbladl. Ja "slyszalem"
tylko, ze go zatkalo ;-)
Te osoby nie wiedza jak sie bije. Moja sile mogli poznac co najwyzej w
trakcie jakichs wyglupow. Wiedza, ze jestem dosc spokojna osoba i pierwsze
co robie to uciekam ;-) Byc moze wlasnie dlatego zareagowali tak a nie
inaczej - bo skoro ja cos takiego mowie to widac faktycznie jestem na
granicy. Gdybym stosunkowo czesto grozil, ze jesli sie nie zamknie lub nie
zostawi mnie w spokoju, to pewnie w tej knajpce by sie nie przejal. W
podstawowce byl taki "koziol ofiarny"... chyba w kazdej klasie taki sie
trafia. I wcale nie byl on najslabszy fizycznie. Widac wiec, ze nie chodzi
tutaj wylacznie o te sile (choc ona sporo ulatwia). On dosc czesto
okazywal irytacje. Jesli dobrze pamietam to rowniez czesto grozil, ale na
tym poprzestawal. Byly tez dni gdy probowal obronic sie calkowita
biernoscia, ale to nie pomagalo. Moze bylo juz za pozno na to. Albo tez
calkowita biernosc (udawanie gluchego) nie jest jednak najlepsza. Jesli
idzie o docinki to moze lepiej usmiechnac sie i odciac jakos sensownie?
Moze nawet sam lagodny, ironiczny usmiech... taki z politowaniem.
Zakomunikowac po prostu, ze docinki sie slyszy, ale lataja one kolo nosa.
Gdy przeprowadzilem sie do nowego mieszkania, nie chodzilem jeszcze do
podstawowki. Pod blokiem zrobilem balwana - za nos oczywiscie robila
marchewka. No i przyszedl taki jeden, ktory mieszkal w tej samej klatce, i
zabral mi te marchewke. Chyba nawet ja zjadl ;-) Zawolalem brata - starszy
o 10 lat. Zszedl na dol i ustawil tego chlopaczka. Od tamtego czasu czesto
mi dokuczal (przejeli to pozniej inni), dogadywal i proponowal abym znowu
po brata poszedl. Po kilku latach nie wytrzymalem i zaczalem sie z nim
bic. Ja mialem moze jakies 9 lat, a on 15... cos kolo tego - roznica w
kazdym badz razie byla. No i nie bez kozery nazywano go sloniem ;-)
Chcielibyscie przeczytac, ze mu dokopalem? To nie film produkcji
amerykanskiej ;-) Najadlem sie pisaku az milo :-P Ale od tamtego czasu
mialem spokoj. Jesli wiem, ze ktos szuka zaczepki jednorazowo, to na
pojedyncze poszturchiwania czy nawet solidniejsze uderzenia nie reaguje.
Jesli jednak wiem, ze ktos bada i przyzwyczaja sie do czestszego
powtarzania tego... staram sie reagowac. Nie tyle waznym jest aby wygrac,
ale aby wyrazic swoj sprzeciw ;-) Dac do zrozumienia, ze nie ma sie
zamiaru pokornie znosic ciaglego poszturchiwania. Jesli dostaje w twarz,
bo stracilem bramke, to wale na odlew, a nie spuszczam glowe okazujac
podporzadkowanie.
Trudno jest dac jakas konkretna rade, bo sytuacje i ludzie sa rozni -
trzeba to uwzglednic. Mnie sie jakos udawalo i nie czulem, abym byl
"kozlem ofiarnym". Moze mialem szczescie.
pozdrawiam i zycze rozwiazania sytuacji :-)
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
|