Data: 2005-03-10 18:57:07
Temat: Re: "miły teść"
Od: "Radek" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Basia Z." <bjz_@_(prosze_usun_podkreslenia)_poczta.onet.pl>
napisał w wiadomości news:d0mkul$154n$1@news2.ipartners.pl...
> Może są tacy rodzice.
> Nawet sama mam takich kolegów, ktorzy do młodszych o 30 lat kolegów ( w
tym
> samym klubie) mają podobny stosunek.
> Walczę z taką postawą jak mogę.
> Na szczęście koledzy nie są odporni na argumenty.
Dlaczego walczysz?
Ludzka mentalność zmienia się na przestrzeni lat. To jest fakt.
I nie mówię tu o degradacji czy ewolucji - mam na myśli zmianę.
Rzeczy "najważniejsze_na_świecie" z biegiem lat potrafią zblednąć
i przemieścić się do kategorii "co_za_różnica".... i odwrotnie.
Pamiętam jak mając 20 lat z uśmiechem politowania patrzyłem
na starszych o kilka lat znajomych borykających się z bezsensownym
problemem "własnego mieszkania". Jeju! - jacy ci ludzie byli
nienormalni...:)
Nic tylko by chcieli mieć ten swój kont... no dosłownie paraliż :D
Wiadomo było przecież, że najlepiej mieszka się w akademiku,
wynajem mieszkania w 3-4 osoby to też cool. A oni nic tylko
swoje, swoje, swoje... jak zacięta płyta dosłownie :)
Czy po tych kilkunastu latach dorosłem? Bo teraz jednak wolę "swoje"?
Nie sądzę. Po prostu pewne rzeczy się zmieniły.
I teraz patrząc na 20-latków wynajmujących w 3-4 mieszkanie
uśmiecham się w duchu :) Fakt - nie pouczam ich, bo to nie mój problem,
ale nie traktuję też zbyt poważnie (czyt. biorę poprawkę, że są "inni")
> > Nic - to ja dokonuję wyboru z kim się zadaję. W szczególności
> > jeżeli weźmiemy po uwagę relację z rodziną TZ.
> >
>
> Żeniąc się z TZ nie żenię się z jego ojcem.
No ja napisałem dokładnie to samo :)
Ale...
Są takie rzeczy jak Święta, wesela, pogrzeby, choroby, tragedie i radości.
Takie chwile, kiedy jednak lepiej jest być rodziną, niż nie być.
Warto więc powalczyć, warto "wypalić gorącym żelazem" rzeczy, które
mogą to bycie rodziną uniemożliwić... trochę zaboli, trochę zapiecze,
ale warto.
Nie warto natomiast godzić się na rolę popychadła... już lepiej
jednak budować w odosobnieniu nową - normalną rodzinę ;)
> > Jego. Jeżeli mówimy o dziecku, to atak na dziecko jest atakiem na
rodzica.
> > Ale tu mówimy o atakowaniu dorosłej osoby - nie rozumiem dlaczego
> > miałabyś się czuć znieważona... za kogo jeszcze chcesz brać na siebie
> > odpowiedzialność? Za dziadków, wujków?...
>
> Gdby ktoś w mojej obecności zaatakował tak ostro mojego męża, to choćby
> nawet mial 100 % racji poczułabym się również i ja znieważona.
> Powiedziałabym do takiej smarkuli "zamknij się może teraz, albo jak Ci się
> nie podoba - to wyjdź i nie przychodź do nas".
> Bo " na zewnatrz" zawsze stają po stronie swojego męża.
> Chociaż w domu z nim się kłócę.
Hmmm...
Powiedz mi w której chwili "atakowałbym ostro", a w zasadzie "atakowałbym"?
Sorry - jeśli ktoś uważa, że może po kątach puszczać teksty o włażeniu do
mojego łóżka - musi się liczyć z tym, że sprawa może zaistnieć publicznie.
I pokazanie tego (ok, łopatologicznie bardzo) 50-letniemu facetowi
nie jest żadnym atakiem. Jest próbą przypomnienia mu, żeby zachowywał się
jak 50-letni facet, nie gówniarz...
> Jak już pisałam - całkiem co innego, gdyby ktoś poskarżył mi się na niego
po
> cichu w zaufaniu.
> Wtedy na pewno bym porozmawiała.
Jest taka lektura szkolna... o matce, która też nie chce publicznie prać
brudów rodziny... woli porozmawiać na osobności i...
IMO proponujesz niebezpieczne zbliżenie się do tego wizerunku.
> Gdybym ja miala taką sytuację - tak bym postąpiła.
> Na ogól nie jestem kłótliwa i lubię unikać eskalacji działań.
> Moze to teoria, bo jak dotąd nie miałam nigdy do czynienia z tym zeby mnie
> ktoć w rodzinie (zarówno mojej jak i męża) obrażał.
eee... ktoś tu kogoś obraża?
Możliwe... jakby się dokładniej zastanowić...
Ale czy na pewno myślimy o tej samej osobie?
Pozdrawiam,
Radek
|