Data: 2005-01-07 21:30:27
Temat: Re: moj problem
Od: myszkof <m...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Fri, 7 Jan 2005 17:52:00 +0000 (UTC), Pyzol <p...@W...gazeta.pl>
napisał:
> myszkof <m...@w...pl> napisał(a):
>
>> Ale moje pytanie brzmi: jak tak naprawde mozna dotrzec do takiego
>> czlowieka z pomoca? (on naprawde sam niewiele rozwiaze...) jak w ogole
>> sprawic, zeby sie jakkolwiek otworzyl i chcial mowic o tym, co jest dla
>> niego trudne?
>
> Zpewnoscia, mowienie o sobie jest dla niego za trudne. Moze jest z natury
> introwertykiem, moze nie umie dobrac slow?
>
> Wiesz,bycie razem, to glownie umiejetnosc zaakceptowania drugiego
> czlowieka
> takim jakim on jest BEZ narazania go na niepotrzebne stressy. Takim
> stressem
> bywa wlasnie proba zmieniania. Ja to okreslam mianem syndromu pretensji
> do
> garbatego ze ma proste dzieci.
>
> Jezeli jest introwertykiem, to sie nie zmieni, rola kochajacego czlowieka
> jest w takim wypadku umiec odczytywac go w inny, niz werbalny, sposob. W
> ogole, nie sadze,aby czlowiek (tak mniej wiecej) po dwudziestce mogl sie
> charakterologicznie zmienic.
>
> Na jakiej zasadzie uwazasz, ze "ma ludzi w dupie"? Tak ci powiedzial? No
> to
> nie jest madry - gdzies ten twoj obrazek nawala.
>
powiedzialam ze nie jest glupi. a ludzi... hm. mozna powiedziec ze ma w
dupie. ale go rozumiem... w pewnym sensie. wlasnie mu sie staralam pokazac
ten inny sens ze ludzie bywaja naprawde fajni i ze nie warto ich tak
skreslac na rzecz siebie... ale. mysle ze z czasem sobie poradzi
> Kaska
>
>
--
Katarzyna
|