Data: 2003-06-10 17:26:31
Temat: Re: on kocha inna, ale mnie tez
Od: "Z. Boczek" <z...@U...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wprąciłem się, gdyż Nixe <n...@i...pl> i te mądrości
wymagają stanowczej erekcji:
> Świeżość spojrzenia jest jak najbardziej potrzebna, ale wtedy, gdy
> piszący wie, o czym pisze.
> To tak jakbyś mówił o świeżości spojrzenia osoby głuchoniemej
> biorącej udział w dyskusji melomanów na temat muzyki.
Nie uważam, żebyś miała rację - a to dlatego, iż człowiek zna siebie w
jakiejś tam mierze i może przewidzieć (z pewną miarą
prawdopodobieństwa), jak się zachowa wtedy czy wtedy (wspominane
wcześniej postawy 'wątpiących' w siebie i tych 'pewnych').
Przy odrobinie doświadczenia życiowego i zasad moralnych, które sobie
kujemy przez życie (kujemy - tak, bo są to kajdany wkładane na siebie
przez nas samych; w imię moralnego dobra, prawdy i współczucia),
prawdopodobieństwo 'wyskoku' jest znikome.
Podkreślę raz jeszcze: nie twierdzę, że to prawdopodobieństwo znika
całkiem: maleje... tyle, że człowiek szczery wobec samego siebie po
prostu będzie się przyznawał do istnienia tego 'współczynnika ryzyka'.
Zakonnica po odkryciu masturbacji (załóżmy, że nie odkryła jej przed
zakonem :]) nie stanie się demonem onanizmu czy seksu.
Podobnie komuś, kto W SOBIE pielęgnuje cały czas to czy tamto, trudno
będzie naraz skoczyć (w moralnym znaczeniu) na drzewo i wsuwać banany,
tłumacząc się wolnością.
(Uważam męża Agati właśnie za takiego kolesia. Być może MÓWIŁ, BYŁ NA
ZEWNĄTRZ mądry i prawy (a może po prostu już od dawna oceniał ludzi
cynicznie, bo po sobie) ale nie był W SOBIE taki idealny i doskonały.
Sam nie od wczoraj nie był tak lśniący i bez skazy, za jakiego miała
go żona. Musiało go coś podżerać - i to nie od dziś - że zdrowe drzewo
Jego zasad okazało się samą korą)
> Uważam, że dopóki samemu nie przeżyło się jakiegoś problemu, to nie
> powinno się opiniować motywacji postępowania osoby, która ten
> problem przeżyła/przeżywa osobiście, bo można komuś wyrządzić
> ogromną krzywdę.
Krzywdzę biedaka?
Życie przez półtora roku w CIĄGŁYM kłamstwie... w telewizji non stop
jakieś zdrady: w serialach, w filmach - a żona w błogim przekonaniu,
że Jej mąż jest inny... sprawiedliwy, szlachetny i uczciwy.
A może powiesz, że przez półtora roku codziennie już, już otwierał
usta i chciał Jej coś powiedzieć... ale Ona wtykała mu w rękę worek ze
śmieciami albo wrzucała truskaweczkę w usta?
Faktycznie - SAMA GO W JEJ RAMIONA WEPCHNĘŁA :] Biedny...
Inna rzecz, gdy ktoś zabił człowieka - a potem dowiadujemy się, że w
obronie własnej, że tamten miał nóż (i był to wybór rodzaju "12 w
czerni będzie mnie sądzić albo 6 w czerni nieść"), itp... a inna, gdy
mowa o zdradzie, gdy nie ma 'samoobrony', 'albo on albo ja' - a tylko
własna wygoda, chciwość, samolubstwo.
Podtrzymując podany wyżej przykład: co innego zabić w samoobronie, a
co innego zabić dla pieniędzy.
No - chyba, że zaczniesz dywagować w rodzaju: "wiesz, co może zrobić z
człowieka niedosolona zupa dzień w dzień?? ZWIERZĘ! A ktoś z boku
nigdy nie będzie tego wiedział"
Kończąc myśl o 'krzywdzeniu'. Tak, kopię w dupę zdradzającego -
powinienem się wstydzić? :)
Powiedziałbym, że mi przykro - ale co mam kłamać? :]
(nawet 'chciałbym powiedzieć' wymazałem z tego samego powodu :])
> A to dlatego, że nigdy do końca nie wiadomo, co w
> człowieku siedzi i dlaczego robi/myśli tak, a nie inaczej. To, co
> jednemu wydaje się skurwysyństwem godnym jedynie potępienia, dla
> drugiego będzie znacznie bardziej złożonym problemem i wcale nie
> musi być to próbą usprawiedliwiania swych występków.
Życie jest tak proste, jak ktoś chce je widzieć.
Jeśli ja mówię 'skurwysyństwo', może się wydawać, że jestem
niedouczonym parobem z chlewu, albo 'facetem spod budki z piwem'
(tweety :))))))))))) ).
Dla mnie to nie kwestia wrażliwości na sztukę/muzykę/piękno
bólu/poezję/życie - to dla mnie niedorabianie ideologii, _szczególnie_
i _zwłaszcza_ gdy rozważamy czyjąś:
(1) inicjatywę w krzywdzeniu,
(2) premedytację,
(3) brak skruchy,
(4) ochotę na jeszcze.
> Życie to nie proste i jasne schematy, jakie każdy chciałby widzieć i
> dzięki temu z lekkością ferować wyroki na innych.
Tak kazała mu jego religia, dogma czy karma? Głosy? Przygięta trawa na
ogródku?
Na Polsacie leciał taki film o dwóch kolesiach, od dziecka robiących
sobie jaja. Założyli firmę i zatrudniali się w takim rzemiośle, a -
gdy bogaty magnat zrobił ich w parówy - zemścili się, torpedując
premierę dzieła w Jego gmachu opery.
Na widowni siedział krytyk, który (gdy oni coś pieprzyli w
przedstawieniu) klaskał i zachwycał się interpretacją.
Np. oni wpuszczali skunksy - a ten z zachwytem: "skunksy dla
podkreślenia wyrazistości i tragedii, genialne!"
Oni puszczali wodę ze stryskiwaczy, a ten: "emocjonalne angażowanie
publiczności, budzenie w nich strachu i agresji - brawissimo!"
To jest dla mnie to samo, co dorabianie ideologii do złych czynów
kogoś. Durnota i przymykanie oczu na rzeczywistość.
Ktoś może lubieć stereogramy, ale to nie powód, żeby chodzić całe
życie z zezem.
--
Z poważaniem,
Z. Boczek
Ludzie nie mówią o tym, czego chcą.
Dlatego nie dostają tego, czego chcą.
|