Data: 2002-09-24 07:36:20
Temat: Re: placze, maz nie zdradzil chce sie wygadac
Od: "Sokrates" <d...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Oleńka" <o...@b...wroc.pl> napisał w
wiadomości news:amp01h$dti$1@opat.biskupin.wroc.pl...
> A nie przyszło Ci do głowy, że jak potrzebuje takiego
"odświeżenia" to
> powinien sam wyjść z taką inicjatywą, a nie oczekiwać, że
partnerka je
> odgadnie......
Oczywiście, że mi przyszło. Ty myślisz jak kobieta, a ja jak
mężczyzna i dla tego tego typu tematy można odwracać w
dowolną stronę i obie będą słuszne i jednocześnie fałszywe.
Kwestia rozumienia. Jeżeli facet pragnie być poderwany przez
żonę, to właśnie tego pragnie- jej inicjatywy, jej zaczątku.
W praktyce okazuje się, że aby takie pragnienia się
spełniały trzeba być samemu inicjatorem, zaczątkiem, a nie
oto chodzi. Czasami chciałoby się coś dostać za friko, tak
jak było na początku, z chęci samego dawania.
> ........albo co gorsza, sugerować jej to w tak brutalny
sposób?
> Bo IMO sposób jest brutalny i niesmaczny.
Przepraszam, jeśli mój post odebrałaś jak powyżej. Ja tak
tego nie odbieram i nie miałem zamiaru w ten sposób napisać.
>
> A czy jak facetowi czegoś brakuje, to nie umie tego
powiedzieć? Nie może
> żonie zaproponować jakiejś odmiany?
W powyższym twoim zdaniu tkwi dla mnie jeden z podstawowych
problemów małżeńskich (partnerskich), polegający na tym, że
najbardziej upragniona satysfakcja ze spełnionych oczekiwań
osiągana jest wtedy, gdy te oczekiwania spełniane są z
własnej inicjatywy partnera, a nie jako spełnianie przez
niego własnych życzeń. Nie jesteśmy automatami, do których
wrzuca się monetę, naciska guzik i otrzymujemy, co
chcieliśmy. Jak byś się czuła, gdyby twój partner przynosił
ci kwiaty jedynie na twoją prośbę? To samo dotyczy
większości pozostałych spraw. Wg mnie poziom uczuć do
partnera wyraża się właśnie tym dawaniem od siebie i na
wzajem a nie dawaniem na "prośbę". Mam nadzieję, że czyjesz
tą subtelną a jakże znaczącą różnicę w przykładzie o
kwiatach.
> A moze to nie jej "wina", może jest sfrustrowany czymś
innym i tak się
> wyżywa na najbliższych?
Bruxa napisała, że przez pięć ostatnich lat jest z nimi nie
szczególnie, a ja odniosłem się jedynie do flirtów
internetowych i może to być tylko wycinek jej problemów.
>
> Widzisz....rozumiem Bruxę...gdyby mój mąż tak mi "dokopał"
czułąbym tylko
> upokorzenie i nie byłabym w stanie owijać się seksownie w
ręcznik i uwodzić
> na klawiaturze komputera.
Masz racje. Emocje muszą opaść, ale może za jakiś czas
będzie to lekarstwem, tak samo, jak bardziej liberalne
podejście do tematu.
> To jest takie właśnie "psie" zachowanie....odwracanie się
brzuszkiem do góry
> na widok agresora. I nie chodziłoby tu o moją dumę, tylko
nie umiem
> zastosować schematu "muszę to zrobić z nim, żeby tego nie
robił z inną".
Mam nadzieję, że zapobiegliwość nie będzie tobie nigdy
potrzebna.
>
> Może
> > zamiast obskakiwać go jak piesek bruxa powinna obskoczyć
go
> > "perwersyjnie"?
> A może mąż ją "obskoczy perwersyjnie"
zamiast...przepraszam.....onanizować
> się przy kompie?
A może on to robił lub próbował robić już wcześniej i
skończył się odzew? Nie odwracajmy kota ogonem gdybająć:-))
>
> IMO sytuacja wymaga wysiłku z obu stron, nie tylko Bruxy.
Oczywiście, niech każdy uzupełnia własne "braki"
Sokrates
|