Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!warszawa.rmf.pl!newsfeed.tpinternet.
pl!newsfeed1.tpinternet.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: "Maja Krężel" <o...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: samodzielność
Date: Sat, 11 May 2002 23:13:32 +0200
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 176
Message-ID: <abk2br$e3v$1@news.tpi.pl>
References: <abhbmu$ats$1@news.tpi.pl> <abhpg4$gjp$1@zeus.polsl.gliwice.pl>
<abig5e$ilk$1@news.tpi.pl> <abjk0h$kk$1@zeus.polsl.gliwice.pl>
NNTP-Posting-Host: pb177.gdynia.cvx.ppp.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: news.tpi.pl 1021152455 14463 213.76.33.177 (11 May 2002 21:27:35 GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Sat, 11 May 2002 21:27:35 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2600.0000
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2600.0000
X-MSMail-Priority: Normal
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:11928
Ukryj nagłówki
"didziak" napisał
> Nie - dopisuje się do konta rozważności i samodzielności dziecka.
> Dopisuje się do jego zdolności zachowania się w sytuacjach
> stresogennych - a procentuje to trzeźwym myśleniem i dojrzałością
> ponad wiek.
Powiem szczerze - nie przemawia to do mnie. Po prostu za samodzielność uważam
coś innego. Np. to, że ten chłopak potrafiłby sam zatroszczyć się o wyjazd
załóżmy na jakiś obóz. Sam by zarobił, sam złożył wniosek, sam przygotował
się do wyjazdu, zrobił potrzebne zakupy, kupił bilet, sam pojechał (jeśli
ryzyko takiego samotnego wyjazdu byłoby bliskie zeru) itp. To jest właśnie
samodzielność, a nie jest nim ryzykanctwo, kuszenie złego losu podczas
samotnych wyjść wieczorem na miasto.
Nie twierdzę, że syn Basi nie jest samodzielny. Wręcz przeciwnie - z tego, co
pisała w innych postach jest tak na pewno. Ale akurat faktu samotnego powrotu
nocą nie uważam za przejaw samodzielności. Powiedziałabym, że jest nawet brak
odpowiedzialności rodziców, ale nie chciałabym w ten sposób nikogo urazić.
Piszesz "Dopisuje się do jego zdolności zachowania się w sytuacjach
stresogennych - a procentuje to trzeźwym myśleniem i dojrzałością ponad
wiek". To dlaczego nie poszedł zadzwonić na dworzec, w sam środek tego bagna,
o którym pisałeś? Skoro "co mnie nie zabije, to wzmocni"? ;-)
> Widzisz - są dwie szkoły, albo "na głęboką wodę" albo "pod klosz".
Ja działam zgodnie z zaleceniami szkoły "na głęboką wodę, ale w kapoku". Ale
jeśli w wodzie roi się od rekinów, to nie rzucam wcale ;-)
> W tym znaczeniu - jeśli dziecko będzie ostrożne NIE POWINNO mu się
> nic stać - co nie zabija to wzmacnia, jego samodzielność.
Ale tu nie chodzi o ostrożność dziecka! Napisałam w innym poście (ale chyba
go nie widać). To mniej więcej tak, jakby pozwolić nastolatkom na seks bez
antykoncepcji mówiąc "Oni są samodzielni, ostrożni, więc nic się nie stanie".
Dziecko może być ostrożne, czujne, pewne siebie, a w czambuł i tak dostanie.
Bo jeden palant z drugim będzie miał kaprys.
> Widzisz - wiem, że córka to trochę inne podejście... Będzie trudno
> Siostra jeździ stopem, nocuje poza domem,
> itp, itd. I - co najlepsze - sama widzi, co do czego się sprowadza
> i jaki mieć stosunek do pewnych spraw, 'szlachetnych idei',
> młodzieńczych zrywów...
Ale siostra jak mniemam jest pełnoletnia i odpowiada sama za siebie. To nie
nastolatka z sianem w głowie.
> Jeśli Ci to coś powie, po obejrzeniu "Cześć Tereska" powiedziała,
> że oglądała film o swoim dzieciństwie i zna to z autopsji.
No niestety, nie widziałam tego filmu. A tak na marginesie, warto?
> Ja absolutnie nie nakazuję innym żyć jak sam uważam, ale znam
> przypadki podobne do tego, gdy chłopakowi mama obierała nawet
> jabłuszko do szkoły i prasowała codziennie ciuszki (czekające od
> wieczora na oparciu krzesełka) - do dziś jest wydrwiony jako
> 'pedzio'...
No tu akurat jest to ewidentne przegięcie w drugą stronę i zgadzam się, że to
kształtowanie kaleki życiowego.
> Zapytam jedynie - czy Twój pierwszy samodzielny raz w nowej
> dziedzinie: poczynając od wyjazdu do pobliskiego miasta/centrum
> miasta/sąsiedniego miasta a kończąc na innym 'pierwszym razie' był
> zawsze za wiedzą/zgodą rodziców?
Oj Didziak, jasne, że nie, ale jednocześnie wiedziałam, kiedy mogłabym
przegiąć pałę i tego nie robiłam. Z tym, że nie bardzo widzę związek z
przypadkiem syna Basi. On był na mieście za przyzwoleniem rodziców i to
uważam za nierozsądne. Ową zgodę na ryzyko.
> Mój nie i sądzę, że większości
> dzieci nie - dowiedzieli się po fakcie, że z kolegą (w którejś z
> pierwszych klas podstawówki) pojechałem po modele do sklejania do
> składnicy harcerskiej w centrum sąsiedniego miasta :->
Eee, bo u Was na Śląsku nie wiadomo nawet, gdzie się jedno miasto kończy, a
drugie zaczyna ;-)
> Nie zauważasz, że to zatracanie się, wolności i zdrowego rozsądku
> w przesadnej ostrożności (przecież sama piszesz, że nie rozmawiamy
> o wyłącznie dzieciach...)?
Nie, osobiście nigdy nie cierpiałam z powodu utraty wolności, która rzekomo
miałaby wynikać z przesadnej ostrożności. Może i jestem głupia, ale wolę być
głupia i żyć sobie spokojnie i szczęśliwie (a tak właśnie żyję), niż być
głupiomądra i stracić wzrok z powodu naruszenia mojej głowy przez jakiegoś
debila w kapturku.
> To nas różni - ja uważam, że ryzyko można podjąć gdyż jest ono
> według mojej oceny znikomo małe. Ty uważasz inaczej.
I tu nigdy nie dojdziemy do porozumienia :-) Dla mnie to faktycznie zbyt duże
ryzyko, bo troszkę się "nawracałam" nocami do domu (byłam już pełnoletnia,
jakby ktoś chciał się czepiać) i wiem, jak wygląda miasto nocą. Zresztą kto
nie wie. Ja nie twierdzę, że nigdy nie ryzykuję i nie będę tego robić. Po
prostu w tej akurat kwestii (nocne łażenie po mieście) mam dość
skrystalizowany pogląd i nie wiem, czy coś mogłoby spowodować, że go zmienię.
> Hm, to pewnie tak samo często jak te zagubione dzieci, którym
> pomaga komórka... :-)
> No słucham - kiedyż to ostatni raz dziecko zostało zabite z
> debilnego powodu?
Wiesz, nie staram się zapamiętywać wszystkich koszmarnych faktów z dziedziny
przestępczości, ale jeden na długo utkwił mi w głowie, bo stało się to w
Trójmieście, a człowiek, który zginął, był bliskim znajomym mojego kolegi.
Może nie chodziło tu o dziecko, ale o młodego chłopaka, który został
wypchnięty z wagonu SKM, gdy wracał w nocy ze swoją dziewczyną. Chyba wszyscy
kojarzą to wydarzenie sprzed kilku lat. Zginął ZA NIC. Po prostu i tyle.
A potem inne zabójstwa studentów (naprawdę nie kojarzę teraz nazwisk i
okoliczności). Powiesz może "Ale to przecież byli dorośli ludzie". No fakt,
tyle tylko, że gdy chce się komuś zrobić krzywdę, to się go o wiek nie pyta.
A 15-latek rzadko kiedy wygląda jak żywa reklama pieluszek Pampers. Wręcz
przeciwnie.
No i kupa innych przypadków - zabicie 10 latka przez jakiegoś skurwiela z
jego osiedla, zabójstwo Michałka, zabójstwo syna faceta, przez jego zazdrosną
kochankę. Wiem, że nie są to przypadki typowych napaści, ale chcę w ten
sposób wykazać, że może kiedyś ludzie mieli skrupuły przed skrzywdzeniem np.
księdza, matki z dzieckiem, staruszki, w końcu samych dzieci. Teraz tych
skrupułów jest coraz mniej.
>> Co do pobić - może to stereotyp z bogatych domów, że dostaje się
> dla idei, 'za żywota'? Ja ze swojego doświadczenia wiem, że to
> niezmiernie rzadkie jest
Nie bardzo rozumiem. Ty nigdy "nie wziąłeś za nic", więc uważasz, że jest to
mało powszechne? A może byłeś z tych co "dają" i oszczędzałeś małe dzieci
;-))
> ZWŁASZCZA jeśli chodzi o dziecko, nikt nie będzie go bił. Prędzej już
> dorosły zbierze 'za nic'.
Gorzej, gdy ten nastolatek bardziej na dorosłego, niż na dziecko wygląda ...
> Uważam, że takie 'nie powiększajmy ryzyka - wszędzie się coś może
> stać' to niepotrzebne panikarstwo;
Panikarstwem jest siedzenie w domu i trzęsienie gaciami we wszystkich
przypadkach na wszelki wypadek. Ale rozsądnym wyjściem (IMHO) jest trzeźwa
ocena danej sytuacji i wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Dla każdego
stopnień ryzyka w różnych przypadkach będzie różny, więc to też trudno
porównywać. Jeśli chodzi o nocny powrót młodego chłopaka, to JA uważam to
za_niepotrzebne_ryzyko i już. Co innego, gdyby np. ten nastolatek musiał nocą
biec do apteki, bo coś tam. Ale tu nie było przypadku, że "musiał".
> jak wyżej napisałem - można siedzieć i drżeć w domu i trzymać dziecko 'pod
> kloszem', ale czy to jest sposób?
Ale na co właściwie miałby to być sposób? Czy chodzenie nocą po mieście jest
czymś normalnym, powszechnym, czy jest to zwykła ludzka czynność (tak, jak
chodzenie do szkoły, robienie zakupów, czy wynoszenie śmieci), że należy
dzieci do tego odpowiednio przygotować? Nie. Dlatego ja uważam, że swoje
dziecko wychowam i uświadomię tak, by nawet, gdy dorośnie, starało się unikać
ryzyka samotnych spacerów po mieście. Oczywiście nie na zasadzie "Ja nie
wychodzę, bo mi mamusia kiedyś zabroniła" tylko "Ja nie wychodzę, ponieważ
mamusia uświadomiła mnie, czym to może grozić"
Co innego, gdy ktoś trzyma dziecko w domu i boi się np. puścić je same do
szkoły (a szkoła tylko 100 m dalej), albo na kolonie, albo na basen. Wtedy
jest to niezdrowe, bo niepotrzebnie chroni się dziecko przez normalnymi
sytuacjami. Ale łażenia po mieście nocą (że tak uparcie do tego powracam) nie
uważam za zwyczajną, ludzką rzecz.
> Oczywiście to moja opinia na ten temat.
Noo, a to, co ja napisała, to moja, o :-)
> didziak (który w wieku 8 lat - nie mogąc się doczekać na rodziców
> wyjeżdżających do cioci - poszedł na piechotę 5 km do cioci i
> został znaleziony w połowie drogi :->)
Czy w związku z tym Twoi rodzice z miejsca zaczęli pozwalać Ci na kolejne
takie eskapady? :-))
--
Pozdrawiam śródnocnie, ale z domu :-)
Maja
|