Data: 2004-08-19 11:22:47
Temat: Re: sasiedzi...[OT]
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "T.N." <x...@g...pl> napisał w wiadomości
news:cg0krc$8te$1@inews.gazeta.pl...
> Dorabiasz swoją ideologię i próbujesz "tłumaczyć", podczas gdy jest jasno
i
> wyraźnie napisane "znęcanie psychiczne".
(...)
> A jeśli nie potrafisz
> odróżnić faktycznego znęcania psychicznego od rodzinnej sprzeczki to
spytaj
> jakiejś faktycznie maltretowanej kobiety, czy owo znęcanie polegało tylko
na
> wulgarnej kłótni...
To ja może z punktu widzenia osoby, na którą wywierano przez lata psychiczną
presję nie polegającą na wyzywiskach się wypowiem, mam nadzieję, że będzie
to wiarygodne: owszem, słowa MOGĄ być przemocą, kłótnie MOGĄ być znęcaniem i
moje pierwsze małżeństwo BYŁO znęcaniem psychicznym za pomocą rodzinnych
sprzeczek.
> > > Taa... a ta osoba oczywiście nie może sama się dowiedzieć o adresach
> > > poradni... I nie mów mi o zastraszaniu, bo są przypadki, gdzie nawet
> > bardzo
> > > gnębione rodziny szukają pomocy (jeśli chcą). Jeśli będą uparcie
trzymać
> > się
> > > swojego to podrzucenie ulotki nic nie da.
> >
> > z pracy z osobami doświadczającymi przemcy i stosującymi przemoc
> > wiem, że bardzo częto wyuczona bezradność całkowicie
> > blokuje wszelkie działania ofiary i bardzo często
> > powodem zgłoszenia się do poradni jest własnie życzliwe napomknięcie
> > osoby spoza najblizszego otoczenia.
>
> Jak się sama piszesz pracujesz z osobami **doświadczającymi przemocy**, a
> nie narzekającymi na rodzinne spięcia lub kłótnie, bo te zdarzają się w
> zdecydowanej większości związków. W swojej pracy z pewnością powinnaś to
> rozróżniać.
Nie ma co rozróżniać czasami. Serio. Ona wie, co pisze, a Ty domniemasz.
Rodzinne spięcia i kłótnie to JEST agresja i przemoc, wszystko zależy od
skali.
> Doceniam Twoją troskę, ale myślę, że w Polsce jest naprawdę mnóstwo
> przypadków faktycznej przemocy lub nawet maltretowania i wobec tego faktu
> zajmowanie się ludźmi, u których od czasu do czasu słychać czasem jakąś
> awanturę to straszne marnotrawstwo czasu! Wyobraź sobie co by było, gdyby
> policja faktycznie przyjeżdżała do każdej takiej kłótni (które z moich i
nie
> tylko moich obserwacji zdarzają się bardzo często).
Ja sobie wyobrażam, że dzięki temu może część osób mogłaby wyrwać się z
kręgu przemocy, także werbalnej, części tragedii możnaby uniknąć i te de.
Piękna wizja, szkoda że nierealna w praktyce, także i ze względu na
nieszczególnie rzadko spotykaną postawę, jaką prezentujesz.
> > Poza tym mało jest rodzin w których nie ma dzieci.... a jesli w domu
jest
> > dziecko to w rozumieniu prawa w przypadku powtarzających się wyzwisk
> > jest ono ofiara przemocy nawet jeśli rodzice walczą między sobą
> > a ono jest "tylko" świadkiem.
>
> Być może teoretycznie tak jest, nie wnikam w to, jednak ten przepis jest w
> praktyce niewykonywalny. Zresztą ja bym tych wyzwisk (o ile nie są jakieś
> ekstremalne i nagminne) nie podciągnął pod słowo "przemoc". Nie wiem czy
> istneją jakiaś ściśle określona lista słów,
a co powiesz o "Ty się i tak do niczego nie nadajesz", "Ty tego nigdy nie
będziesz umiała zrobić", "za mało zarabiasz, żebyś mogła podejmować takie
decyzje (chodzi o magnetowid) i te de? i tak przez cztery lata. Dzień w
dzień.
które możnaby do tego
> przyporządkować, w każdym razie myślę, że (być może ze względu na swoją
> pracę) mocno wyolbrzymiarz całą sprawę. Załóżyłbym się, że ogromna
większość
> dzieci mieszkających z rodzicami było świadkami rodzinnych kłótni. I co?
I nic. Na przykład rośnie kaleka emocjonalny w rodzaju mojego byłego męża i
jego siostry, którzy może i chcielyby żyć inaczej, ale nie potrafią.
> Jak można mówić o krzywdzie, jeśli wszyscy stanowią szczęśliwą rodzinę i
> poza tymi incydentami żyje im się świetnie. Kłótnie i wyzwiska bardzo
często
> nie są czymś celowym, wykonanym z premedytacją i "zimną krwią". Tam raczej
> górę biorą emocje, coś nad czym człowiek nie jest w stanie zapanować i
powie
> o te kilka słów za dużo. Szkodliwość społeczna w tym przypadku jest bliska
> zeru, bowiem zakładamy, że owe "incydenty" nie wpływają na całokształt
> rodzinnego życia lecz są tylko chwilowym wyładowaniem negatywnych emocji,
> stresu i pewnie jeszcze mnóstwa innych rzeczy.
O ile to incydenty. Ale i tak jestem zdania, ze w zdrowych związkach
wyzwiska i wulgaryzmy w dużym natężeniu nie sypią się nawet w kłótniach.
Wiem, że tak można, ale do tego trzeba zawsze pamiętać o szacunku dla
partnera. Walczę z wulgaryzmami w życiu mojej rodziny, z niezłym skutkiem.
Zaczęłam od siebie.
Owszem nie jest dobrze, jeśli
> dzieci są świadkami takich wydarzeń, ale z drugiej strony, jeśli sytuacja
> nie jest bardzo dramatyczna i ludzie w końcu dochodzą do porozumienia, to
> wcale nie musi oznaczać dla nich krzywdy. Poznają słabe strony ludzkiej
> psychiki (których nigdy nie da się całkowicie wyeliminować!), uczą się jak
> sobie z tym radzić i niedopuszczać do tego, aby chwilowy przypływ agresji
> zaważył na całości rodzinnych relacji.
O ile to chwilowy przypływ i o ile rodzice POKAŻĄ mu, że (i jak) dochodzą do
porozumienia. Świadomie piszę "pokażą jak", wiedząc, że zaraz mogą padać
komentarze na temat seksu rodziców, ale chyba nie muszę nikogo przekonywać,
że seks nie jest sposobem rozwiązania awantury i wzajemnegopogodzenia?
> Owszem, potrzebna jest jeszcze tylko precyzyjna, dokładna i konkretna
> definicja przemocy domowej odczytana z odpowiedniego przepisu, a nie
> wymyślona według swoich przekonań.
Aha. Ustawodawca niech zatem określi, co już jest przemocą, a co jeszcze
nie. A psychologów, zwłaszcza biegłych, pozwalniać. I nie wszczynać działań,
póki ustawodawca nie podniesie przekonań do rangi.
>
>
> > Oczywiście nie da sie uszczęśliwiać nikogo na siłę. Dopisałam w temacie
OT
> > ponieważ miałam na myśli ogólny trend w naszym kraju żeby zamykać
> > oczy i uszy na to co dzieje się u sąsiadów...
>
> No właśnie, dobrze by było zastanowić się dlaczego tak jest? Bo moim
zdaniem
> powód jest taki, że takie awantury mają miejsce w większości domów i w
> większości przypadków z realną przemocą tak naprawdę mają bardzo niewiele
> wspólnego.
A mnie się wydaje, że mają bardzo wiele, tylko nie chcemy o tym wiedzieć.
Lepiej przymnkąć oczy i uszy i uznać to za normalne.
>
> > > I w gruncie rzeczy ci ludzie, jeśli są dorośli to sami są sobie winni.
> >
> > Hmm nie wydawałabym tak łatwo sądów o ludziach którzy od lat
> > znajdują się w sytuacji ofiara- sprawca.
>
> Może masz rację, ale dla mnie jedynym możliwym do zrealizowania sposobem
na
> to, by faktycznie komuś pomóc jest radykalne oddzielenie typowych kłótni i
> awantur od faktycznego wyrządzania komuś krzywdy.
I kto ma to oddzielić? Ofiara przemocy, sprawca, głusi sąsiedzi, niesprawna
policja?
> > I nie bardzo rozumiem co to znaczy "samemu wpakowac się w bagno"
>
> Oznacza tą właśnie tolerancję "ofiary" wobec "kata". Są przecież na
świecie
> masochiści, którzy lubią cierpieć.
Owszem. Są. Dość ułamkowy odsetek wśród ofiar. Nie sądzę, by mieściły się w
nim np. kobiety zgwałcone z powodu prowokacyjnej budowy uda-pupa-piersi,
które z całą jednak pewnością mieszczą się w takim myśleniu.
> No cóż, nie pozostaje mi w takim razie nic innego jak docenić Twoją wiedzę
> na ten temat, ale jednak mimo wszystko również zaapelować o większe
odczucie
> realizmu wobec swoich wypowiedzi.
I absolutnie nawzajem :)
> Podobnie jestem pewien, że jest również całe mnóstwo (może setki tysięcy)
> ludzi, którzy się kłócą i wyzywają, a nigdy się nie dopuszczą się
> wyrządzenia krzywdy drugiemu człowiekowi. Tak więc nasyłanie na nich
> wszystkich policji jest zupełnie bezcelowe i nieuzasadnione.
Profilaktyka :) Albo zaczną się cenzurować (z wymierną korzyścią dla
wszystkich) i miarkować swoje wybuchy (idem), albo zapobiegnie się tragedii.
Zważywszy, ze o ile pamiętam, wątek zaczął się nie od rozważania
sporadycznych awantur u siąsiadów, tylko uporczywych.
Margola
|