Data: 2002-12-03 06:52:15
Temat: Re: trudna decyzja ...
Od: Renata <t...@a...univ.rzeszow.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pyzol napisał(a):
(...)
> > O ile dobrze zrozumialam Twoj post "plasterek" czy jakos tak to jednak
> > kiedys wpakowalas sie w dosc podobna.
> Nie. Nie bylam w jednym zwiazku, realizujac swe zapotrzebowania seksualne w
> innym.
To jest przyczyna powolania do zycia nieplanowanego dziecka.
Z tym, ze Lucyna ma conajmniej dziwne podejscie do zwiazkow
z mezczyznami nie mam zamiaru sie spierac. Nie zgodze sie jednak,
ze powinna oddac do adopcji dziecko ktorego chce i ktore
potrafi pokochac. Wasze sytuacje wydaly mi sie podobne dlatego, ze
urodzilas i wychowalas dziecko czlowieka z ktorym nie jestes. I jezeli
caly czas trzymasz sie zasady "przed nastepnym zwiazkiem koncze poprzedni"
(a zrozumialam, ze tak wlasnie jest) to przez jakis czas bylas
samotna matka. I tez nie wiedzialas, ze za jakis czas zalozysz z kims
rodzine. Jezeli tak nie bylo: to jednak bedac w jednym zwiazku
rozgladalas sie za nastepnym partnerem.
> Nie zakladalam z gory,ze bede samoitnie wychowywac dziecko.
Ale je przez jakis czas samotnie wychowywalas - w znaczeniu: jego ojciec
nie mieszkal z Wami. Co za roznica dla dziecka ze nie bylo to zakladane
od poczatku? Myslisz, ze takie zycie: "chwile u ojca, chwile u matki"
sporo sie rozni od bycia tylko z kochajaca mataka, jezeli bedzie mialo
rowniez dobry kontakt z jakims doroslym mezczyzna (np. bratem lub
kuzynem matki)? Przeciez tez ktos Ci mogl wtedy powiedziec "powinnas je
oddac do adopcji: jakas mila para zaopiekuje sie nim lepiej, mezczyzna
bedzie mieszkal z nim pod jednym dachem, beda mu w stanie poswiecic
wiecej czasu bo beda miec ustabilizowana sytuacje materialna, nie beda
miec na glowie sesji" i pare innych tego typu argumentow. Patrzac
z perspektywy czasu: czy to napewno byloby dla Twojego syna lepsze ?
> Doswiadczenia wlasnie rozbitego zwiazku m.in. doprowadzily mnie do takich a
> nie innych opinii dzis - ze najistotniejsze jest MADRZE rozumiane dobro
> dziecka,a tym dobrem jest przede wszytkim pelna, kochajaca sie rodzina.
Oczywiscie, ze tak. Ale czasem zapewnienie dziecku tej rodziny jest
chwilowo niemozliwe: czy to oznacza, ze nalezy przerwac ciaze albo
oddac dziecko jakiejs pelnej rodzinie? moim zdaniem nie. Nikt nie zna
przyszlosci: rownie prawdopodobne jest to, ze Lucyna bedzie do konca
zycia samotna matka jak i to, ze po urodzeniu dziecka dojrzeje do
zwiazku i szybko zalozy pelna rodzine. Lepiej, zeby dziecko bylo
z kochajaca biologiczna matka i adopcyjnym ojcem niz dwojgiem adopcyjnych
rodzicow. Moim zdaniem w takim wypadku nie bedzie sie czulo kiedys
az tak bardzo odrzucone.
> Ja wowczas nie bardzo rozumialam, to i nie bylo nikogo, kto by mi to tak
> dobitnie wytlumaczyl, jak ja probuje teraz tutaj.
I co by to zmienilo? Zostalabys do konca zycia z tamtym czlowiekiem czy
oddalabys syna do adopcji?
Tylko nie pisz, ze nie zaszlabys w ciaze: na to dla Lucyny jest zapozno
bo ona juz jest w ciazy.
> Uczymy sie na bledach, niekiedy sensowniej jest na cudzych zanim sie zrobi
> wlasne, nie?
Jasne, ze sensowniej na cudzych. Jednak nie moge zrozumiec dlaczego
oddanie wlasnego, kochanego dziecka do adopcji jest mniejszym bledem
niz wychowywanie go w miare mozliwosci w sposob najbardziej sensowny.
> > I kolejna kwestia: o ile dobrze kojarze to nie jestes z ojcem swojego
> > pierwszego syna: dlaczego nie oddalas go do adopcji w momencie jak sie
> > rozstaliscie?
> Moj syn mial i ma ojca!
Nie widze wiekszej roznicy o ile nie mieszkaliscie razem. Taki sam
kontakt moze miec dziecko np. z bratem matki.
Fakt, ze przychodzi taki czas, ze dziecko chce poznac dawce
spermy. Ale w opcji, ktora proponujesz to dziecko mialoby dodatkowo
do odszukania jeszcze i osobe, ktora uzyczala przez jakis czas
macicy. Dlaczego taka opcja bylaby lepsza pod wzgledem psychicznym
dla dziecka?
> Byl czas, kiedy czesciej przebywal u niego niz ze
> mna ( np. w okresie sesji egzaminacyjnej).
Ale wtedy tez nie byl w kochajacej sie_pelnej_rodzinie: byl albo u
ojca albo u matki. To Twoim zdaniem jest to samo co pelna
kochajaca sie rodzina?
> O czym ty mowisz, co porownujesz?
Porownuje dwoje dzieci wychowujacych sie przez jakis czas
w niepelnych rodzinach. Twojemu synowi to nie zaszkodzilo:
dlaczego ma zaszkodzic, i to bardzo dziecku Lucyny?
> > Dlaczego zakladasz, ze Lucyna nigdy nie spotka nikogo z kim zalozy
> > kochajaca i szczesliwa rodzine?
> Nie zakladam. WIEM na dzis, na teraz, ze zamierza zafundowac zycie
> czlowiekowi z pominieciem w tym zyciu roli ojca.
Chce pominac biologicznego ojca. Nie doczytalam nigdzie, ze nie ma
nigdy zamiaru wiazac sie z mezczyznami w staly zwiazek. Ani tego, ze
nie ma w jej otoczeniu mezczyzny, ktory by byl w stanie zastopic
dziecku tego ojca.
Renata
|