Data: 2002-12-03 17:15:31
Temat: Re: trudna decyzja ...
Od: "Pyzol" <p...@s...ca>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Renata" <t...@a...univ.rzeszow.pl> wrote in message
news:3DEC549F.4256CAE5@atena.univ.rzeszow.pl...
>
> Pyzol napisał(a):
>
>
> (...)
> > > O ile dobrze zrozumialam Twoj post "plasterek" czy jakos tak to jednak
> > > kiedys wpakowalas sie w dosc podobna.
> > Nie. Nie bylam w jednym zwiazku, realizujac swe zapotrzebowania
seksualne w
> > innym.
>
> To jest przyczyna powolania do zycia nieplanowanego dziecka.
> Z tym, ze Lucyna ma conajmniej dziwne podejscie do zwiazkow
> z mezczyznami nie mam zamiaru sie spierac. Nie zgodze sie jednak,
> ze powinna oddac do adopcji dziecko ktorego chce i ktore
> potrafi pokochac.
Ja sie nie upieram! Ja tylko podalam to jako jedno z mozliwych rozwiazan i
staralam sie wykazac jego przewage nad wychowywaniem dziecka zupelnie bez
ojca!
Wasze sytuacje wydaly mi sie podobne dlatego, ze
> urodzilas i wychowalas dziecko czlowieka z ktorym nie jestes. I jezeli
> caly czas trzymasz sie zasady "przed nastepnym zwiazkiem koncze poprzedni"
> (a zrozumialam, ze tak wlasnie jest) to przez jakis czas bylas
> samotna matka. I tez nie wiedzialas, ze za jakis czas zalozysz z kims
> rodzine. Jezeli tak nie bylo: to jednak bedac w jednym zwiazku
> rozgladalas sie za nastepnym partnerem.
Nie bardzo, bo rozgladac to ja sie nie musialam. W dodatku, dopoki moj
pierwszy najdrozszy nie znalazl sobie kobiety, trwalalam w pojedynce, bo mi
bylo g l u p i o tak juz doszczetnie go dobijac. Nigdy nie wykluczalam,
jednakze zalozenia nowego zwiazku - chocby wlasnie z tego powodu, aby moj
syn mial w domu, na codzien rodzine pelna. Jednakze, kiedy sie ma dziecko,
inaczej ocenia sie mozliwosci, jakie niesie ze soba potencjalny partner.
Jasne, jest, ze musi zaakceptowac fakt, iz juz jest jedno dziecko. Dzieki
zwiazkowi, moj syn ma teraz rodzenstwo.
Moj drugi zwiazek tez kilka razy byl na krawedzi rozpadniecia sie, ale
nauczona jedna glupota, umialam juz sensowniej postepowac. N.b. to nie ja
chcialam wyjechac z Polski. Wyjechalam jednak, bo tak trzeba bylo, bo
inaczej rozpadlaby mi sie rodzina. Dla mnie osobiscie, wyjazd byl tragedia,
na granicy dostalam wrecz histerii.
Co za roznica dla dziecka ze nie bylo to zakladane
> od poczatku? Myslisz, ze takie zycie: "chwile u ojca, chwile u matki"
> sporo sie rozni od bycia tylko z kochajaca mataka, jezeli bedzie mialo
> rowniez dobry kontakt z jakims doroslym mezczyzna (np. bratem lub
> kuzynem matki)?
Nic o tym, w przypadku Lucyny nie wiemy, posilkowalam sie tym, co napisala,
inaczej nie moglam, no bo - jakze?
Przeciez tez ktos Ci mogl wtedy powiedziec "powinnas je
> oddac do adopcji: jakas mila para zaopiekuje sie nim lepiej, mezczyzna
> bedzie mieszkal z nim pod jednym dachem, beda mu w stanie poswiecic
> wiecej czasu bo beda miec ustabilizowana sytuacje materialna, nie beda
> miec na glowie sesji" i pare innych tego typu argumentow. Patrzac
> z perspektywy czasu: czy to napewno byloby dla Twojego syna lepsze ?
Na to pytanie odpowiedziec ci NIE UMIEM. Znaczy to dokladnie "Nie wiem" a
nie "Na pewno byloby gorsze". Wiem, jakie bledy popelnilam, wiem ile mnie
kosztoewalo "nauczenie sie rozumu", a co gorsza - wiem, ile to kosztowalo
mojego syna. O tym byl tamten post.
>
> Oczywiscie, ze tak. Ale czasem zapewnienie dziecku tej rodziny jest
> chwilowo niemozliwe: czy to oznacza, ze nalezy przerwac ciaze albo
> oddac dziecko jakiejs pelnej rodzinie? moim zdaniem nie. Nikt nie zna
> przyszlosci: rownie prawdopodobne jest to, ze Lucyna bedzie do konca
> zycia samotna matka jak i to, ze po urodzeniu dziecka dojrzeje do
> zwiazku i szybko zalozy pelna rodzine. Lepiej, zeby dziecko bylo
> z kochajaca biologiczna matka i adopcyjnym ojcem niz dwojgiem adopcyjnych
> rodzicow.
Tego tez nie mozna powiedziec na 100%.
Moim zdaniem w takim wypadku nie bedzie sie czulo kiedys
> az tak bardzo odrzucone.
Czy bedzie sie czulo odrzucone, czy nie, w ogromnym stopniu zalezy od tego
jak bedzie wychowywane.
>
> > Ja wowczas nie bardzo rozumialam, to i nie bylo nikogo, kto by mi to tak
> > dobitnie wytlumaczyl, jak ja probuje teraz tutaj.
>
> I co by to zmienilo? Zostalabys do konca zycia z tamtym czlowiekiem czy
> oddalabys syna do adopcji?
Zostalabym z tamtym czlowiekiem. Dzis wiem,ze sytuacje, kiedy ludzie nie
moga sie zupelnie,ale to zupelnie dogadac, sa w sumie dosc rzadkie. Ja
postapilam extra egoistycznie - poniewaz uwazalam,ze"nie jestem szczesliwa"
rozwalilam swemu dziecku dom. Nie ma czym sie chwalic, nie chwale sie.
Uwazam to zachowanie za nader niedojrzale.
> Tylko nie pisz, ze nie zaszlabys w ciaze: na to dla Lucyny jest zapozno
> bo ona juz jest w ciazy.
>
> > Uczymy sie na bledach, niekiedy sensowniej jest na cudzych zanim sie
zrobi
> > wlasne, nie?
>
> Jasne, ze sensowniej na cudzych. Jednak nie moge zrozumiec dlaczego
> oddanie wlasnego, kochanego dziecka do adopcji jest mniejszym bledem
> niz wychowywanie go w miare mozliwosci w sposob najbardziej sensowny.
Istotna sprawa jest tutaj "w miare mozliwosci" - te mozliwosci sobie
dokladnie przejrzec. Sposob, w jaki pisala Lucyna, punkty ciezkosci ktore
wyartykulowala nie bardzo swiadczyly o tym, aby poswiecila minimum uwagi
temu zagadnieniu.
>
> Nie widze wiekszej roznicy o ile nie mieszkaliscie razem. Taki sam
> kontakt moze miec dziecko np. z bratem matki.
> Fakt, ze przychodzi taki czas, ze dziecko chce poznac dawce
> spermy. Ale w opcji, ktora proponujesz to dziecko mialoby dodatkowo
> do odszukania jeszcze i osobe, ktora uzyczala przez jakis czas
> macicy. Dlaczego taka opcja bylaby lepsza pod wzgledem psychicznym
> dla dziecka?
Dlatego, ze "szukaniem macicy" zajeloby sie juz jako czlowiek dorosly,
wychowany i uksztaltowany porzez rodzicow. Tak - przez rodzicow.
> Ale wtedy tez nie byl w kochajacej sie_pelnej_rodzinie: byl albo u
> ojca albo u matki. To Twoim zdaniem jest to samo co pelna
> kochajaca sie rodzina?
Nie. Czy ja swego wyboru wtedy b r o n i e??? Wydawalo mi sie, ze dosc
jasno wyrazilam sie w tamtym poscie....
> Porownuje dwoje dzieci wychowujacych sie przez jakis czas
> w niepelnych rodzinach. Twojemu synowi to nie zaszkodzilo:
> dlaczego ma zaszkodzic, i to bardzo dziecku Lucyny?
A skad ty wiesz, czy mojemu synowi to nie zaszkodzilo? Ja tego jeszcze do
konca nie wiem, a ty wiesz? Co mozna rozumiec przez "nie zaszkodzilo"?
> Chce pominac biologicznego ojca. Nie doczytalam nigdzie, ze nie ma
> nigdy zamiaru wiazac sie z mezczyznami w staly zwiazek. Ani tego, ze
> nie ma w jej otoczeniu mezczyzny, ktory by byl w stanie zastopic
> dziecku tego ojca.
No wlasnie. Ja tez sie nie doczytalam. Poki co doczytalam sie, iz nie chce
uslyszec kilku przykrych slow i ze milo byloby, aby ojciec byl przy
porodzie.
Kaska
|