Data: 2002-12-03 10:10:22
Temat: Re: trudna decyzja ...
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ponieważ Kaśku chyba zrobisz taktyczny unik - muszę wyjaśnić rzecz,
która prawdopodobnie wypłynęłaby przy daklszej rozmowie, a teraz,
pozostawiona, stawia mnie być może w niewłaściwym świetle -
czyli "wypacza moje intencje";).
"... z Gormenghast" w news:asfgte.3vs7kqh.1@Gormenghast.h8c67f9d2.invalid.
..
/.../
> > Czy uznalbys za wlasciwe ukradzenie pieniedzy aby sobie taka
> > radosc gratyfikowac?
> Doskonały strzał sambójczy Kaśku :)). W ten sposób odsłaniasz swój
> własny stosunek do tej sfery życia, _degradując ją_ do poziomu wycieczki
> dookoła świata. Świat jest dość duży, jednak wycieczkę taką można
> sobie zrealizować w czasie jednego - dwóch miesięcy. I Twoim zdaniem
> znaczy to tyle samo, ile kilkadziesiąt lat twórczego życia podpartego
> radością seksu ;)...
Tu więc wyraźnie powiem, że nie mam na myśli seksu jako zabawki, seksu
nie mającego podbudowy uczuciowej, seksu luzackiego, czy jak tam to
nazwać, seksu o jakim opowiadała swego czasu Nina MM, bulwersując
wielu.
Uważam, że udany seks w stałym związku jest jednym z filarów powodzenia
wszelkich podejmowanych działań, w tym na przykład sukcesów wychowawczych
względem własnych dzieci.
Jest również iluzją przekonanie, że procesy z tym związane dadzą się kwantyfikować.
Świat jest w wiecznym ruchu, zdarzenia bywają przewidywalne i nieprzewidywalne.
Jeśłi coś się w związku nie układa, to nie sposób wskazać ostrej granicy, od
której _należy_ zakończyć związek (i najlepiej wg Kaśku również formalnie),
po to, by potem zacząć się zastanawiać nad ewentualnym kolejnym partnerem,
wzorcem przeciwnej płci dla własnego dziecka.
Czy ktoś, komu nie układa się w związku może mieć pewność co do przyczyn
niepowodzenia? Jeśłi ma pewność, że przyczyny leżą po "przeciwnej stronie",
to jest duże prawdopodobieństwo, ze przyczyny leżą właśnie po jego stronie.
Tak czy inaczej - nieudany związek podkopuje znacznie poczucie własnej
wartości, i naturalne jest dążenie do weryfikacji tego stanu. Z rozmowami
w takich związkach jest na ogół bardzo ciężko - namówienie partnera na
współną wizytę u psychologa czy seksuologa to już jest nieosiagalny szczyt
marzeń. Najczęściej się usłyszy "idź Ty - ja jestem zdrowy/zdrowa".
I gdzie Kaśku postawisz wówczas granicę? Gdzie będziesz widziała większe
"dobro dziecka" - konkretne, a nie tylko slogan reklamowy.
Mówisz, ze trzeba się najpierw rozstać a potem dopiero ewentualnie szukać
nowego partnera. A skąd masz gwarancję, że tego partnera znajdziesz?
A skąd masz gwarancję, że ten, którego spotkasz, będzie rzeczywiście tym
niezawodnym i na resztę życia? No bo jeśli nie masz gwarancji, to przecież
nie powinnaś się w ogóle rozstawać! Dla dziecka wszak powinno być lepiej
w "kompletnej rodzinie", niz "przy samotnej matce". A masz taką pewność,
że będzie lepiej? A może sytuacja się jeszcze bardziej wynaturzy?
Wymachiwanie sztandarem teorii jest oczywiście potrzebne i zasadne.
Powinniśmy wszyscy znać najlepsze, sprawdzone i wymyślone wzorce.
Jednak nigdy i nigdzie nie udaje się ich realizować w całości. Wszyscy
staraja się jak mogą, aby być najbliżej nich, ale praktycznie tylko nielicznym
udaje się zbliżyć do ideału i to zwykle tylko na jakiś przejściowy czas.
/.../
> Życzmy Lucynie mądrych decyzji, hartu ducha i wiary, że nigdy nie zawiedzie
> swego dziecka.
>
> > Kaska
All
|