Data: 2009-10-09 18:30:00
Temat: Re: ubezpieczenie NNW
Od: krys <k...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Vax wrote:
> krys pisze:
>
>>> Nic mi się nie pokićkało. Podążam tropem:
>>> "ale skoro wszyscy grzecznie płacą, to nie ma problemu".
>>>
>>> Ergo - ktoś nie zapłaci i zaczną się problemy. A czy będzie
>>> je piętrzyła dyrekcja, czy np. niedoinformowany wychowawca,
>>> to w tej sytuacji jest sprawą drugorzędną.
>>
>> Wyolbrzymiasz.
>
> W którym miejscu?
Od "zaczną się problemy"
>
>> Ktoś nie zapłaci, Inny powie dziecku, że nie pojedzie na
>> wycieczkę bo NNW nie zapłacił,
>
> Nie, nie. Ktoś zapyta, czy trzeba płacić.
Nie "czy", tylko na jakiej podstawie
> Ktoś odpowie:
> a) jeżeli dziecko jest gdzieś indziej ubezpieczone, to proszę
> u numer polisy i wówczas nie trzeba;
A ja poprosze od Ciebie wyciąg z konta z uzasadnieniem wydatków. Tak samo
zasadna prośba.
> b) w sumie nie trzeba, ale dziecko nie pojedzie na zieloną
> szkołę ani na wycieczkę żadną.
Z powodu? owszem, rozumiem wycieczkę zagraniczną - tu dodatkowe
ubezpieczenie jest wskazane. Ale nawet jesli nie zapłacisz, najwyzej
poniesiesz kosmiczne koszty leczenia gdzieś tam.
> Po czym doda: "ależ 50zł to nie jest jakaś wielka kwota".
No to niech zapłaci za moje dziecko;-)
>
>> Ktoś pójdzie do szkoły i uświadomi Innego,
>> gdzie sobie te pogróżki może umieścić i po problemie.
>
> Pitu-pitu. "Ktoś" raczej stwierdzi, że "dla świętego spokoju zapłaci".
Twój problem polega na tym, że nie chcez zaakceptować faktu, że ludzie
czasem robią coś dla świętego spokoju.
> Bardzo nieliczni pójdą uświadamiać. W szkole mego syna
> poza mną nikt - dyrekcja szła w zaparte, że obowiązek
> ubezpieczenia jest, a już na pewno na wycieczkach.
Bo ludzie kopać się z koniem nie chcą, zwłaszcza za jedno piwo miesięcznie
(tyle wynosi składka u nas w szkole). Jakby mi się chciało, to pierwsze, o
co bym zapytała, to wskazamnie podstawy prawnej takiego twierdzenia.
> Z tego wnoszę, iż byłem jedynym przypadkiem i nie byli
> wcześniej "uświadomieni" - lub świetnie grają wyuczone role.
Widocznie jest coś, co im uświadamia, że warto tę rolę grać.
> Z rozmów z rodzicami z kolei wiem, że znacznie więcej nie chciało
> by płacić, gdyby była taka możliwość, ale płacą "dla świętego spokoju"
> albo "bo pani mówiła że dziecka nie zabierze do teatru, kina, na
> wycieczki i zieloną szkołę - to jak inaczej?".
A to jest ich problem. Skoro chcą nie płacić, to niech nie płacą. I idą się
wykłócać o swoje. Z doświadczenia wiem, że tacy to owszem, chętnie, ale weź
idź za nich nadstaw karku. A oni, jak przyjdzie co do czego, to udadzą
zdziwionych. Sorry, ja już wyrosłam z tego sportu, jakim jest wybawianie
świata. Robię to, co uważam za słuszne, albo wygodne, z pełna świadomością
swoich praw oraz konsekwencji podejmowanych kroków. To wszystko.
Kiedys żaliła mi się jedna matka, że biedne dzieci z jakiejś wioski nie mają
zapewnionego dowozu do szkoły. Ja się pytam, jak nie mają, skoro kwalifikują
się odległościowo. A bo drogi nie ma, to gimbusa nie puszczają, bo ich kilka
sztuk jest. Ale gimnzajalny jeździ, to mógłby zabierać podstawówkę . No ale
to trzeba by do burmistrza iść. To w czym problem? A bo nikt nie chce się
narażać. No to sorry, jak sami nie zadbacie o swoje, to nikt za was tego nie
załatwi. Wożą własnym transportem nadal.
Justyna
|