Data: 2005-10-03 20:42:10
Temat: Re: uzywanie opalarki :)
Od: "Jarek P." <jarek[kropka]p@gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Artur Dębski wrote:
> Tak mówisz : [...]
powinienem napisać "ciężkie i lite żelastwo, którego pewien
obszar stanowiący zauważalny procent powierzchni nalezy ogrzać do
temperatury miejscowo zapewniającej zmiękczenie farby", tak? ;-)
> Ooooo to to ja powiedziałem :)
Tak, pisałes, że nie sądzisz, żeby to było problemem...
> Coś wiesz ale mocno teoretyzujesz bo musisz coś
> koniecznie powiedzieć.
> Chyba jednak nie miałeś w ręku opalarki elektrycznej i nie
> wiesz jak naprawdę się nią pracuje.
Owszem, miałem, zarówno elektryczną, jak i gazową. Opalałem jedną
i drugą trochę rzeczy drewnianych, mniej metalowych (mogę sobie
darować szczegółowe wymienianie?), ale jedne i drugie mi dymiły i
śmierdziały. Nie wiem, może ja nadwrażliwy, może przyczyna tkwi w
tym, że opalarka gazowa mocniej grzeje z założenia, a elektryczną
posługiwałem się dość dobrą, też dużej mocy. Faktem jednak jest,
że dymiło i śmierdziało.
Chemicznym preparatem również się posługiwałem. Nazwy nie
pamiętam, ale nie był to remosol. Nic się nie mazało, farba się
ładnie purchliła i dawała ściągać szpachelką, jedyne co mi się w
nim nie podobało, to jego cena i fakt, że przy wielu warstwach
schodziła tylko ta wierzchnia, każdą starszą trzeba było smarować
od nowa. Ten "milion" z pierwszego postu to tak naprawdę zapewne
z 5 warstw - do przeżycia.
A co do teorii vs praktyki - może poczekajmy na to, aż ktoś w
praktyce to sprawdzi, nie wiem, autor wątku, czy ktoś inny. Mi
całkiem teoretycznie wydaje się, że z elektryczną opalarką nie
będzie to łatwe, być może się mylę, nie wiem. Ty _wiesz_,
rozumiem, ale pozwolisz mi mieć wątpliwości? Mogę?
I mogę się nimi dzielić tu w wątku, podobnie jak Ty swoją, równie
przecież w temacie opalania grzejnika teoretyczną jak moja
wiedzą?
J.
|