Data: 2013-01-21 10:12:30
Temat: Re: yczenia
Od: TheDevineMe <d...@t...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
On 19/01/2013 13:29, Ren@t@ wrote:
> Tak. Zmusić je by nie zabijały także własnego dziecka. Nie muszą potem na
> niego patrzeć i go wychowywać
To jest wybitnie okrutne podejscie.
> Za to
> gwałciciela pozwoliłabym im zabić gdyby to zależało ode mnie i mogło im
> jakoś pomóc (chociaż też mi się to najrosądniejsze nie wydaje). On miał
> jakiś wybór, jego dziecko nie.
Tak wybiorczo szafujesz zyciem ludzkim, moze ten gwalciciel jest chory
lub zostal wypaczony przez jego rodzine? Moze to nie jego wina? Nie
dasz mu szansy?
> A co jeżeli gwałcicielem jest mąż
Znowu generalizujesz.
> Popatrzmy teraz na inne poważne problemy rodzinne, które też się przecież
> zdarzają. A co jeżeli nagle teściowa z racji wieku zacznie się dziwnie
> zachowywać, bić dzieci, robić awantury, roznosić fałszywe ploty po sąsiadach
> i starać się rozbić małżeństwo (np. opowiadać mężowi o rozlicznych zdradach
> żony - albo i tylko sąsiadom a ci życzliwie przenosić to do męża) a przy
> okazji będzie wymagać opieki. Na dokładkę dom w którym mieszka rodzina jest
> jej i rodziny nie stać na samodzielne mieszkanie a teściowa ma w banku spore
> oszczędności, których nie pozwala ruszyć. Nie stać tej rodziny też na
> oddanie kobiety do domu opieki. Można by ją zabić ?- rozwiązałoby to
> wszystkie problemy rodziny przecież. I na dokładkę w tym wypadku nie ma
> nadziei, że po paru miesiącach będzie można teściową komuś oddać i nie
> trzeba jej będzie oglądać. Może przecież bruździć i to solidnie w tej
> rodzinie przez długie lata.
Nie rozumiem po co tutaj przytaczanie jakis sytuacji ktore nie maja z
tematem nic wspolnego? A co jesli to, tamto, smamto ....
A co jesli pies pogryzie dziecko? - to sie go uspi ... A co jesli zobna
zdradza? - to sie ja zostawi... itp. itd... i co z tego?
Oczywiscie nie mozna rozpatrywac aborcji globalnie, ale sa *przypadki*
gdzies-kiedys (moze nawet 1 na milion) kiedy nie ma innego wyjscia.
> W 22 tygodniu mojej poprzedniej ciąży poszłam na USG bo wg. mnie moje
> dziecko przestało się ruszać. Okazało się, że ma bardzo poważną wadę (+
> jeszcze zdiagnozowano u niego zespół williamsa). Lekarz poinformował mnie o
> tej wadzie i prawdopodobnym zespole oraz poinformował, że mam jeszcze dwa
> tygodnie na to, żeby zakończyć tą ciążę zgodnie z prawem i dać sobie
> szybciej szansę na kolejną, tym razem zdrową ciążę. Nie zgodziłam się więc
> zaprosił mnie następnego dnia z mężem aby omówić możliwości jakie mamy,
> ponieważ wspomniał też, że gdyby dziecko nie miało tego zespołu wadę daje
> się w polsce operować (ze sporymi szansami na przeżycie) poszliśmy.
> Dowiedzieliśmy się, że mamy prawo do "szybszej szansy" nawet jeżeli nie ma
> zespołu bo wada jest poważna - ale też dowiedzieliśmy się jakie mamy
> możliwości na uratowanie tego dziecka (nawet gdyby miał ten nieszczęsny
> zespół). I tak rozpoczęła się nasza walka o życie naszego dziecka. Urodził
> się bez jakiegokolwiek zespołu genetycznego. Cudem przeżył operację na którą
> też został zakwalifikowany na czas w zasadzie cudem. I tak - napatrzyłam się
> na dzieci w różnym wieku umierające w bólu, bo znieczulenia były zbyt słabe
> mimo wszystko, na dzieci powiązane (żeby nie powyrywały sobie drenów i
> kroplówek) i wijące się z bólu, płaczące tak że serca się rozrywało.
> Patrzyłam na własne dziecko wijące się z bólu, z mnóstwem rurek i drenów
> (nie był związany bo był młodziutki) i biegałam za lekarzami błagając o
> znieczulenie dla niego - na szczęście dawali grożąc przy okazji, że uzależni
> się od morfiny. Nie były to czcze groźby bo po szpitalu chodziły opowieści o
> dzieciach, które ze szpitala jechały na detoks. Widziałam rozpacz rodziców,
> których dzieci umierały.
>
> I ani przez chwilę nie żałowałam, że nawet nie zastanowiłam się nad inną
> opcją niż walka o jego życie. Nawet wtedy jak usłyszałam, że jego serce
> stanęło i nie chce ruszyć, ani potem, że jego klatka piersiowa nie może być
> zamknięta bo serce wprawdzie pracuje ale jest spuchnięte, ani gdy patrzyłam
> na niego pogrążonego w śpiączce farmakologicznej, bledziuteńkiego bo jego
> temperatura była poniżej 35 stopni, sztucznie podnoszona przez urzadzenia.
> Pracy na szczęście nie straciłam. Wygląda też na to, że walkę o nasze
> dziecko wygraliśmy - ale niestety nadal istnieje wyższe niż populacyjne
> ryzyko śmierci.
> I wiesz co - co miało oznaczać "dać sobie wcześniej szansę" uświadomiłam
> sobie dopiero sporo później - chyba już nawet po tym jak neurolog
> powiedziała, że jest wszystko wporządków i nie będzie skótków niedotlenienia
> śródoperacyjnego... I myślę, że całe szczęście bo byłaby to dodatkowa
> trauma.
Podziwiam. Nie wszyscy sa jednak tak silni jak wy.
> A ja takich sytuacji zbyt wiele nie widzę (chyba wcale poza poważnym
> zagrożeniem życia matki).
Co nie znaczy ze nie istnieja wogole.
--
.......................DHSL.........................
.
...All men are tempted. There is no man that lives...
.that can't be broken down, provided it is the right.
.......temptation, put in the right spot.............
...........Henry Ward Beecher (1887).................
|