Data: 2002-08-07 14:09:25
Temat: Re: zdrada(?) wirtualna (?)
Od: "Nixe" <n...@i...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Qwax tak oto pisze:
> Nie bezmyślność tylko jak najbardziej PRZEMYŚLANA konieczność.
Wybacz, ale dla mnie własnie_nie_przemyślana i_nie_konieczność. Tak jak
wspomniałam w innym poście - są/były zwolnienia lekarskie i żaden pracodawca
nie ma/nie miał prawa ich kwestionować. Znalazłoby się także kilka innych
sposobów (choćby w ostateczności zabranie dziecka do szpitala i położenie na
oddziele dziecięcym).
Nadal będę trwać przy zdaniu, że pozostawienie w domu niespełna dwulatka, w
dodatku chorego jest bezmyślnością. Ciekawe, jak poczułaby się mama, gdyby po
powrocie znalazła Cię nieżywego (bo np. udusiłeś się własnymi wymiocinami,
albo zakrztusiłeś tabletką). Może powiesz, że zawsze mogło się to stać w jej
obecności, więc nie powinnam dramatyzować, ale odpowiem Ci, że owszem, mogło
ale prawdopodobieństwo obu zdarzeń różni się diametralnie. A właśnie o to
prawdopodobieństwo wszystko się rozbija.
> Opracowana, przygotowana i wykonana. A przede wszystkim skuteczna!!!
Możliwe, ze skuteczna, ale wyszło tak tylko dlatego, że naprawdę dużo, dużo
szczęścia miała ta Twoja mama.
> Do dzisiaj (jak mówi) nie jest pewna czy była dobrą matka ale JA NIE
> MAM JEJ NIC, JAKO MATCE, DO ZARZUCENIA.
To nie chodzi o to, czy była dobra, czy nie, bo na pewno była. Ale dobroć i
miłość do dziecka nie zawsze idą w parze z rozwagą i rozsądkiem. Moja mama
bardzo mnie kochała, ale także wyprawiała ze mną takie numery, że strach się
bać ;-) Z tym, że sama teraz przyznaje, że była młoda i głupia jak szczeniak
i jak sobie to wszystko przypomni, to włos jej się jeży na głowie.
> Znacie wiele takich dzieci (dziś już dorosłych)?
Znamy, znamy. Ja też byłam wychowywana dużo bardziej stresowo niż sama chowam
swoje dzieci.
Ale ... można wychowywać stresowo, ale zachowywać przy tym zdrowy rozsądek (i
ja dążę do tego ideału :-). Ryzykanctwo, brak wyobraźni, bezmyślność, brak
pokory i przekonanie, że "nam na pewno się to nie przydarzy" to naprawdę nie
jest droga do wychowania twardego człowieka. Owszem, nie przeczę, że komuś
uda się w ten sposób ukształtować dziecko tak, by bez szkód i ubytków dotarł
do dorosłości (tak jak było z Toba), ale propagowanie takich metod to mniej
więcej tak, jak propagowanie skoków z 5. piętra na główkę w celu nabrania
odwagi, bo "ja kiedyś wypadłem i nic mi się nie stało, a od tej pory nie boję
się wysokości"
--
Pozdrawiam
Maja
|