Data: 2004-09-28 18:53:22
Temat: Ze sztambucha młodej powidlarki
Od: "prysia" <p...@v...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Nigdy nie robiłam powideł, ale zachęcona tu co poniektórymi wypowiedziami
(zwłaszcza w wątku "Prawdziwe powidła" - dzięki Agnieszko "batory") w tym
roku zabrałam się niczym skrzętna mrówka za robienie powideł, dzięki poram w
wątku prawdziwe powidła
Moja niewolnica przynosi z targu śiwki, a ja pracowicie mieszam.
I takie moje pierwsze obserwacje.
Śliwka śliwce nie "równa".
Te wszystkie plumy, czy swojskie łowickie, dąbrowieckie, to odmiany
konsumpcyjne. Oczywiście wyjdą i z nich powidła, ale mało. Spływają od razu
sokiem i kotłuje się taki sok. Ilość powideł też mała, bo sok odparowac
musi.
Natomiast zwykła węgierka, ta taka mała o miodowym przekroju, ze
zmarszczkami około "noska", jest idealna. Nie robi "siku" do garnka, tylko
się rozgotowuje na pulpę. Po dwóch dniach smażenia ubytek mały, a gęstość
wzrasta. No i cena inna, niż za te italiańskie plumy. Problemem jest
oczywiście to, że śliwka jest zrywana jak leci - i obok tych cukrowych są
oczywiście kwaśne.
Ale ja lubię powidła z posmakiem kwaskowatości.
I też nie zamierzam dodawać cukru, no może do kolejnych słoików, gdy
zeżarcie bieżące oszczędzi coś na tzw "zime".
prysia
|