Path: news-archive.icm.edu.pl!news2.icm.edu.pl!not-for-mail
From: Taarna <t...@w...pl>
Newsgroups: pl.misc.dieta
Subject: Dieta się mści, czyli jojo gigant część 3
Date: Mon, 05 Dec 2005 17:26:09 +0100
Organization: http://news.icm.edu.pl/
Lines: 40
Message-ID: <dn1pn4$7oi$1@achot.icm.edu.pl>
NNTP-Posting-Host: chello084010097013.chello.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2; format=flowed
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: achot.icm.edu.pl 1133799973 7954 84.10.97.13 (5 Dec 2005 16:26:13 GMT)
X-Complaints-To: a...@i...edu.pl
NNTP-Posting-Date: Mon, 5 Dec 2005 16:26:13 +0000 (UTC)
X-Accept-Language: pl, en-us, en
User-Agent: Mozilla/5.0 (Windows; U; Windows NT 5.1; PL; rv:1.7.12) Gecko/20050915
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.misc.dieta:49523
Ukryj nagłówki
Witajcie po latach:)
Piszę zupełnie interesownie, bo mam problem z dietą (o ile to co robię w
sprawach żywienia siebie można tak nazwać - dyskusyjne), choć zupełnie
bezinteresownie pozdrawiam wszystkich=)
Zanim dowiedziałam się o Atkinsie katowałam się potężnie, to były
wyczyny a la nic nie jedzenie całymi tygodniami - poza jakimiś owocami i
sałatkami. Po jakimś czasie zaczęłam tyć mimo, że dorzuciłam tylko
jakieś jogurty i bułki. (cz.1)
Z poważnych diet najpierw był Atkins, który zbrzydł mi po jakimś roku -
schudłam 10 kilo, szybko to nadrobiłam, gdy na powrót odkryłam urok
kartofelków itp. (część 2)
Potem przeskoczyłam na Montiego, ale nigdy chyba nie udało mi się zjeść
jednego porządnego posiłku zgodnie z przepisami - niestety nie ja
zarządzam domowymi funduszami tylko mama;) ja jestem biedną studentką
zdaną na jej łaskę/niełaskę. A mama jest przeciwna wszelkim dietom, więc
nigdy nie szła mi na rękę. Moja wersja Montiego mimo to przyniosła
jakieś rezultaty - wróciłam do 10 kilo w dół (czyli było tak, jak mi się
podoba). Ale właśnie znowu przytyłam, a prawie nic nie jadłam ;-/
Teraz chcę wrócić na Atkinsa - myślę, że zima temu sprzyja. Jednakże od
ponad pół roku nie jadłam kompletnie nic z tych rzeczy - żadnych serów,
mięsa, jajek...no nic. Odżywiałam się płatkami owsianymi na mleku,
jogurtami jogobelli, grapefruitami, pomarańczami, jabłkami, ciemnym
chlebem, surowymi warzywami. Nie musicie mi mówić, ż to trochę
nieracjonalne i z Montim niewiele ma wspólnego, bo wiem, ale inaczej nie
mogłam. Teraz chcę to zmienić i to diametralnie - i właśnie tego się
boję, że to zbyt gwałtowna odmiana. Czy da się bez konsekwencji
przeskoczyć z jednej skrajności w drugą? Pewnie nie. Co powinnam zrobić,
by uniknąć jakichś sensacji? Jest coś pośrodku? Jakieś przejście? Czy
może mogę spokojnie zacząć jutro od gigantycznej jajecznicy?
Żebyście wiedzieli, ile ja potrafię zeżreć...rety... To przez te
węglowodany, wciąż czuję się głodna. Ile bym nie zjadła, nawet, jeśli po
prostu już się nie mieści - mam uczucie głodu. No i stąd pomysł powrotu
na Atka, wtedy przynajmniej czułam się najedzona jedząc niewiele.
Pieprzonych tkanek tłuszczowych chyba nie da się spalić raz na zawsze,
mam wrażnie, że one się gdzieś tam kurczą i tylko czekają na pretekst,
by się na powrót objawić ku mej rozpaczy;)
Czekam z niecierpliwością na odpowiedzi, za które będę Wam bardzo wdzięczna.
T.
|