Data: 2004-10-14 16:17:02
Temat: Jak oduczyć męża?
Od: Marzena <m...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witajcie,
Borykam się z problemem jak oduczyć męża mówienia niektórych rzeczy
rodzicom (jego). Może ktoś z grupowiczów miał podobne problemy i podzieli
się radami?
Teściowie ogólnie są ok, mają swoje plusy i minusy - jakoś da się żyć (raz
lepiej a raz gorzej - czyli normalka.
Sedno problemu leży w tym, że jeżeli chcemy coś unowocześnić w domu (kupić
łózko nowe, pomalować ściany, cokolwiek można sobie tutaj wpisać) - razem
to planujemy.
Nie będę ukrywać, że jesteśmy na tzw. dorobku i na wiele rzeczy nas nie stać
od ręki. Dlatego każdy nasz zakup jest przemyślany, odkładamy na to
pieniądze i w końcu kupujemy - bardzo się z zakupu ciesząc.
Przez czas planowania danego zakupu, cieszymy się bardzo, planujemy itp -
po prostu radość nas rozpiera.
Problem leży w tym, że ja jestem zwolenniczką nie mówienia nic teściom o
naszych planach. Męża niestety radośc rozpiera i się im chwali - co
powoduje drobne zgrzyty - które im jest ich więcej zaczynają być dla mnie
uciążliwe.
Bo nie byłoby nic dziwnego w tym ,że syn chwali się rodzicom, że planujemy
kolejny zakup do mieszkania, gdyby Ci rodzice jakoś normalnie reagowali.
Ale oni niestety nie reagują normalnie tylko - utyskują, zrzędzą, jęczą (a
po co Wam to? nie wystarczy Wam to co macie? bla bla bla...)
Ogólnie rzecz ujmując - jest mi to obojętne co oni o tym myslą - niepokoi
mnie tylko to co przeżywa mąż, a skutkiem tego ja.
Bo on po wysłuchaniu kolejnej litani, że coś nam jest niepotrzebne itp.,
traci dobry nastrój, jest mrukliwy.
A to właśnie działa na mnie jak płachta na byka - nic mnie bardziej nie
wkurza jak to, gdy mój mąż traci nastrój, jest mrukliwy i rozżalony.
Odbija się to na moim nastroju, nie mam chęci się do niego odzywać i
najchętniej wykopałabym go z domu - do czasu, aż przestanie się tak
zachowywać.
No i zaczynają się kwasy - on mrukliwy a ja na niego burczę, że po co mówił
rodzicom - co planujemy kupić - skoro świetnie wie, jak to się skończy.
Po prostu opadają mi ręce - czy każdy facet jest taki oporny w zrozumieniu
takiej łatwej rzeczy jak to, że: jeśli zrzędzą - to nie należy im nic
mówić?
I tak jest ze wszystkim - od głupotek - po duże zakupy.
Nawet jak w tamtum roku na Wigilię kupiliśmy żywe drzewko (co było moim
marzeniem przez całe życie - zapach choinki w święta, pierniczki i te
sprawy...), to zrzędzili, że będziemy mieli igły w dywanie. Kolejnym ich
argumentem było to, że jak kupimy sztuczną to będzie na kilka lat, a tak to
kupowanie choinki co roku wyjdzie nam drożej.
Przecież nie siedzimy im w kieszeni, od początku utrzymujemy się sami -
więc dlaczego tak jęczą?
No....to z siebie wyrzuciłam(odważyłam się, bo zbieram się do napisania
listu na grupę już 4 miesiące), to co nie gniotło bardzo przez długi czas.
Czy ktoś ma pomysły jak załatwić sprawę z mężem aby trzymał przysłowiową
"gębę na kłódkę"?
A jeśli komuś przyszło na myśl, czemu teściowie tak się zachowywują
(krytykując każdy nasz pomysł - nie tylko dotyczące zakupów, ale planów
wakacyjnych itp) - to wdzięczna będę za uświadomienie mi tego.
Bo ja tego chyba nie umiem zrzumieć - dlaczego ludzie tak postępują?
Pozdrawiam.
|