Data: 2011-01-01 12:52:52
Temat: Kobiece tabu.
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,8
642830,Nie_jestem_z_waszego_plemienia.html?as=4&star
tsz=x
"Brytyjskie matki nie lubią Rachel Cusk, bo w swoich książkach
konsekwentnie odczarowuje macierzyństwo. Z brutalną szczerością pisze o
frustracji, złości, osamotnieniu i o tym, że w byciu matką nie ma niczego
kreatywnego. Nie boi się powiedzieć wprost, że 'kiedy rodzisz pierwsze
dziecko, po prostu umierasz'. To brzmi jak bluźnierstwo(...)"
XL:
To prawda, nie bluźnierstwo. Umiera DZIEWCZYNA, rodzi się MATKA. I to jest
bardzo bolesne przejscie dla DZIEWCZYNY. Ponieważ mały przybysz zajmuje jej
miejsce w jej dotychczasowym świecie. Ale... dokończenie w ostatnich
wersach.
"Kiedy kobiety zostają matkami, często słyszę taki tekst: 'O, teraz to
rozumiem moją matkę'. Gdy pytam je, co to znaczy, mówią, że kiedyś były w
opozycji do swoich matek, wszystko robiły inaczej, a teraz mają dziecko i
już zrozumiały, o co w tym chodzi, więc przeszły na drugą stronę. Trudno w
takiej sytuacji powiedzieć, jaką wartość przedstawia to, co czujesz,
ponieważ nagle bezrefleksyjnie przestajesz być sobą, a stajesz się częścią
jakiejś mitologii. Myślę, że właśnie młodym matkom jest najtrudniej wyrazić
to, co czują, ponieważ musiałyby zakwestionować coś, co właśnie odzyskały,
czyli porozumienie ze swoją własną matką. Więc nawet jeśli nie czują się w
tej roli dobrze, nie chcą się do tego przyznać i bardzo często wybierają
milczenie.To milczenie to jest pakt, który kobiety podpisują. 'Nie będziemy
mówić o tym, jakie to jest dla nas straszne i szokujące'. Bycie matką może
być tylko wspaniałe i cudowne. Nie może być inne. Wszystkie matki
instynktownie czują, jakie zasady tu rządzą. Niechęć do własnego dziecka,
te wszystkie obrazki z Freuda i Winnicotta - matka zjadająca swoje dziecko,
matka, która zabija dziecko, matka, która kocha je narcystycznie, tylko
dlatego że jest jej - to są wszystko potężne tabu, które każda z nas nosi w
sobie. Wiadomo, że tego pod żadnym pozorem się nie dotyka.(...)"
XL:
To prawda. Ta niechęć i to tabu istnieje. Niechęć do własnego dziecka jest
nieuświadamianym/odrzucanym przez kobiety stanem fizjologicznym i
psychicznym - jego najwyraźniejszym i najbardziej podyktowanym fizjologią
momentem jest tzw szok poporodowy, występujacy zawsze, ale u jednych kobiet
niepostrzeżenie, u innych spektakularnie. Potem łagodnieje i znika,
pokonany przez miłość MATKI, która jest tak silna, że niweluje niechęć
DZIEWCZYNY do małego przybysza, który zajmuje jej miejsce w hierarchii jej
dotychczasowego swiata...
"Matka pani nie wspierała?
Pierwsze dziecko urodziła w wieku 22 lat, potem kolejną trójkę w bardzo
krótkich odstępach czasu. Była gospodynią domową ze wszystkimi frustracjami
i ograniczeniami, które wiążą się z tą rolą. Myślę, że stałam się dla niej
uosobieniem tego wszystkiego, co straciła przez te wszystkie ciążę, porody,
poronienia, wychowywanie czwórki dzieci. Kiedyś była bardzo piękną,
atrakcyjną kobietą. Była noszona na rękach, adorowana. A potem to przepadło
I jakoś tak się stało, że to właśnie ja jej o tym przypominałam. Ale myślę
też, że dzięki tej trudnej relacji zostałam taką, a nie inną pisarką i
jestem w stanie prześwietlić na wylot takie kwestie jak kobiecość,
macierzyństwo.(...)"
XL:
No własnie: bolesne jest przejście z pozycji DZIECKA do pozycji MATKI.
"Ale tym, czego nie wiedziałam, jest to, że kobiety podpisują taki pakt
same ze sobą, z innymi kobietami i jako grupa kobiet z innymi grupami ludzi
- na utrzymanie tej umowy idą ogromne pokłady energii. Ten pakt dotyczy
tego, że kiedy stajemy się matkami, to umieramy - i wszystkie to wiemy, ale
nie będziemy o tym mówić.(...)"
XL:
Ależ mówmy! - ja mówię.
Umarłam jako dziewczyna, ale zmartwychwstałam, z miłości do mojego męża i
dzieci, już jako KOBIETA i MATKA.
"Myślę, że to znowu wiążę się z moją matką. Ona była bardzo piękna,
kobieca, delikatna i dosyć zepsuta, zanim wyszła za mąż. No i potem
nastąpiło to, co jest naszym kobiecym dziedzictwem - przeszła z tego
słodkiego, delikatnego świata do brutalnego świata, w którym jest seks,
porody, niewolnicza praca domowa i opieka nad innymi ludźmi. Pokolenie po
pokoleniu kobiety doświadczają tego brutalnego przejścia z jednego świata
do drugiego i myślę, że tutaj rodzi się ten pakt - zgoda na milczenie na
ten temat. Zamiast o tym mówić, wyskakują z kolejnymi dziećmi na rękach i
zaczynają ćwierkać: 'O, zobaczcie, jak wspaniale, jaki cudowny dzidziuś'.
Więc myślę, że moja matka doświadczyła tego przejścia w bardzo brutalny
sposób - miała czwórkę dzieci jedno po drugim. Myślę, że dla niej to był
szok.(...)"
XL:
Jak dla każdej DZIEWCZYNY, która staje się MATKĄ. Bo świat opisany powyżej
rzeczywiście jest straszny, rzeczywiście. Ale za to jaki piękny! I to wcale
nie paradoks. Bo własnie dla piękna godzimy się na traumę. Nie ma innej
drogi, aby go doświadczyć: trzeba umrzeć jako dziewczyna i zmartwychwstać
jako matka.
"Kiedy rodzi się dziecko, wszystkie ulega zmianie, nasze wyobrażenie o
świecie, o nas samych. Jakby ktoś wszedł do pokoju i wszystko w nim
poprzestawiał. Ludzie wtedy panikują, ale starają się to ukryć. Więc udają
przed sobą nawzajem, że ta zmiana wcale nie jest dla nich trudna. Chcą się
wydawać spełnieni, szczęśliwi, zjednoczeni. Nie rozumiem tego, bo ja jestem
inna, ale widzę, że ludzie to robią. Kobiety, szczególnie kiedy mają
malutkie dzieci, lubią podtrzymywać w mężczyźnie to poczucie, że jest wolny
i że może iść do pracy, a ona będzie czuwać nad domem i nad tym maleńkim
dzieckiem, o które się tak bardzo boi. Szybko się też orientuje, że bycie
matką i bycie kobietą to dwie różne sprawy, i często kobiety świadomie
decydują się na to, że będą bardziej matkami niż kobietami. Tak jakby
mówiły: 'Do widzenia, mój mężczyzno. Miłość do ciebie, opiekowanie się tobą
to był koszmar. Bałam się twojej oceny, chciałam być chuda i piękna dla
ciebie, ale się skończyło. Teraz już nie muszę. Mam to dziecko, które mnie
kocha najbardziej na świecie, i ja też je kocham'. Wydaje mi się, że wiele
kobiet dokonuje takiego wyboru. I same spychają się na straconą pozycję.
Żegnają się ze swoją kobiecością.(...)"
XL:
Tak, to smutne, jak większość kobiet poprzestaje na roli matki, odradzajac
się TYLKO jako matka, nie jako kobieta - zabijają tym swą kobiecość, to
prawda. Jest bardzo trudną rzeczą ją zachować. Nielicznym się to udaje,
pozostałe wolą zachować tabu.
"One mnie tam nienawidzą. A wie pani, co je tak złości? Że to, co piszę,
jest prawdą. Kiedy ludzie się tak wściekają, to oznacza tylko tyle, że się
trafiło w czuły punkt. Wiedzą, że jest dokładnie tak, jak piszę, dlatego
się tak bronią. Jeśli kobieta pisze: 'Ta książka to gówno', wiem, że
mogłaby być bohaterką mojej książki.(...)"
XL:
Chciałabym przeczytać tę książkę. Przeczytaam uważnie wywiad. Wstrząsnął
mną. Ponieważ Autorka MA RACJĘ.
Z całego serca popieram Autorkę za jej szczerość. Z niektórymi sprawami
(katolickość matki jako źródło traumy) się nie zgadzam, ale generalnie w
tym wywiadzie NIC mnie nie zaskakuje, generalnie ze wszystkim się zgadzam.
Syndrom "przejścia" odczułam sama bardzo wyraźnie. Owe kobiece "tabu" też
spotykam. Ale... dokończę w ostatnich wersach.
"Właśnie rozstałam się z mężem. I znów czuję się, jakbym umarła. To dziwne
uczucie być znowu samą, kiedy tyle lat funkcjonowało się w kręgu rodziny.
To tak, jakby wyjść z cienia na słońce. Ty znów interesujesz się światem, a
on interesuje się tobą. I nagle zaczynasz się zastanawiać, czy małżeństwo
nie jest przypadkiem taką samą zniewalającą, krępującą siłą jak dzieci.
Jeszcze tego nie wiem, muszę to porządnie przemyśleć, ale podejrzewam, że
możliwość utracenia wolności w związku z mężczyzną może być taka sama jak w
relacji z dzieckiem.(...)"
XL:
Tak, coś w tym jest, ale... dokończę w ostatnich wersach.
"Po raz pierwszy w życiu czuję się naprawdę silna. Jest takie powiedzenie,
nie pamiętam, kto jest jego autorem, 'mieć wszystko' w przeciwieństwie do
'robienia wszystkiego'. No więc ja przez ostatnie lata 'robiłam wszystko' -
zarabiałam na dom, robiłam pranie, gotowałam, zajmowałam się dziećmi. A
teraz widzę, że można na to patrzeć inaczej - jako na 'posiadanie
wszystkiego'. I to jest rzadkie doświadczenie, które jest dostępne tylko
dla kobiet. To poczucie spełnienia na każdym poziomie. Zrealizowałam się
jako matka, dałam życie, mam dorastające dzieci i satysfakcjonującą pracę,
którą kocham. Czuję się wolna od rozmaitych lęków, niepewności co do
swojego wyglądu, co do tego, jak postrzegają mnie inni ludzie. Jestem
kompetentna w wielu dziedzinach. 'Posiadanie wszystkiego' oznacza, że kiedy
dzieci odejdą, będę wiedziała, jak zagospodarować swoją energię i
umiejętności. Nie zostanę w próżni. I to jest niezwykła, nowa jakość, którą
stworzyłyśmy. Praca. Ona jest w sumie najważniejsza w życiu. W tym momencie
tak się właśnie czuję."
XL:
I tutaj wyczuwam fałsz, niestety :-(((
XL (obiecane dokończenie):
...ale przecież godzimy sie z tą traumą, zyskujac dzieki niej prawo wejścia
do świata miłosci i niemal wszystkie kobiety zgodziłyby się na jeszcze
więcej bólu, aby tam wejść...
Symboliczne umieranie, to powszechne kobiece tabu, pożegnanie ze sobą jako
dzieckiem/dziewczyną/obiektem_uwielbienia_bez_kosztó
w_własnych, ta utrata
wolności - tak, one istnieją, to wszystko się dzieje. Tylko dlaczego
Autorka ani słowem nie wspomina o miłości jako czynniku dokładnie
niwelującym te traumy i sprawiajacym, ze kobiety po prostu uważają to
wszystko za niegodne wspomnienia ani zgłębiania oraz za nieznaczące w ich
obecnym życiu? Dlaczego nie wspomina o miłosci mężczyzny i miłości do
mężczyzny, miłości macierzyńskiej, które czynią świat po traumie takim
pięknym i satysfakcjonującym mimo bólu przebytej przemiany?
Widać brak u niej i brak w jej życiu tych uczuć, skoro poczucie krzywdy i
traumy dominuje i dopiero teraz, kiedy jej domniemane źródło w jej życiu
wygasło, ona ma wrażenie "powrotu do siebie" - ale czy powrotu poprzez
odzyskanie czegokolwiek? Wg mnie tylko przez kolejne straty - jej
małżeństwo się rozpadło, a i dzieci jakoś pobieżnie wspomina...
Czyżby jej "nadostre", szokujące spojrzenie na świat kobiety-matki było
wynikiem kalectwa uczuciowego? Jesli tak, to dzięki jej kalectwu mogłam
przez chwilę spojrzeć jej oczyma na to, co sie dzieje z nami, DZIEWCZYNAMI,
kiedy stajemy się MATKAMI, spojrzałam przez moment na nasz kobiecy świat
jej oczyma, jak przez superfiltr dokładnie odsiewający z naszego świata
Miłość, która wszak czyni nam go tak cudownym. Autorka przeraziła mnie tym
swoim filtrującym sposobem patrzenia, jeśli więc jest szczera w tym, co
pisze, to jest kaleką. Ten filtr jednak czemuś tutaj służy, wiec go nie
potępiam, tylko przyznaję rację. Bo nie mogę zaprzeczyć temu, co on
ukazuje, jak nie zaprzeczam istnieniu czarnych klawiszy, smutnych
półdźwięków wśród klawiatury fortepianu, bo przecież bez ich smutku nie ma
cudnej muzyki, która powstaje dzieki białym, czystym tonom i to właśnie
białe w niej dominują i ją tworzą...
Tak właśnie obok tego, co Autorka widzi i co opisuje, istnieje wszystko o
czym pisać nie chce - miłość, satysfakcja, dawanie siebie, dzielenie się
sobą. Czyżby z kolei to pozostawało w sferze JEJ osobistego tabu? Białe
klawisze odrzucone? Czy po prostu nigdy nie odnalezione? A moze to po
prostu tylko marketingowy zabieg, sposób na zdobycie czytelniczek, a nie
kalectwo? Czasem warto coś pokazać tylko z bolesnej, cienistej strony, żeby
bardziej podkreślić stronę świetlistą i piękną.
Mam nadzieję, że to tylko taki zabieg, bo przeczytałam wywiad z zamiarem
dotarcia do książki :-)
|