Data: 2002-02-15 22:00:58
Temat: Odp: Powroty [długawe]
Od: "klio" <k...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Masz rację. Ale rozstanie go nie cementuje, prawda?
paradoksalnie - czasem - tak
Teoretycznie, jeśli
> podejmuje się decyzję o byciu razem, bierze się na siebie konsekwencje
> tego bycia, a więc i wspólne rozwiązywanie problemów.
zgoda, ale jak się ma 19-21 lat to do końca nie wie się, czy ten/ta to ta
druga połowa, a i czasem brak umiejętności w rozwiązywaniu problemów, albo
nie chce sie pakowac w "stały związek" , no i sie ucieka
a potem okazuje się, że się tęskni i jakaś pustka dookoła, i że nikt i nic
nie może jej wypełnic i zdajesz sobie sprawę, że to w ł a ś n i e t o .
Czy wtedy nie warto podjąć jeszcze jednej próby?
> Wiesz - to tak jak napisała Maja - zapewne w dużej mierze stereotyp. Ale
> - moim zdaniem - uzasadniony. Potwierdzony praktyką.
Moja praktyka dotycząca mnie i moich znajomych jest inna - właśnie często
sprzeczna z stereotypami
>O udanych powrotach
> słyszałam 3 (słownie: trzy) razy. Wszystkie te przypadki poznałam w
> sieci. Dodam, że Ty i Maja to dwa z nich.
to znaczy, że powinnyśmy się cieszyć, albo czekać na nieuniknioną katastrofę
;-)
>
> > > Och jej, pewnie, że na dobrą sprawę prawie każdy zasługuje. Piszę
> > > prawie, bo na przykład facet, który by mnie uderzył,
> > drugiej szansy by
> > > nie dostał.
> >
> > pewnie nie
>
> No widzisz, a to też _tylko_ teoria. Bo moją przyjaciółkę facet tłukł, a
> ona wciąż pozwalała mu wracać (nie wnikam teraz w kierujące nią powody,
> całe szczęście, że to się zmieniło). Tak też ludzie żyją.
ale to są skrajności , a takie kobiety wymagają pomocy
> Słuchaj, masz rację. W pewnym sensie. Bo - gdzie tu konsekwencja? Jeśli
> z kimś się jest, to bierze się chyba pod uwagę to, że może bywać różnie,
> że są kryzysy i gorsze czasy. Jeśli mimo świadomości tego, że nie
> zawesze jest idealnie podejmuje się decyzję o rozstaniu, to moim zdaniem
> dlatego, że było już _bardzo_ źle. Przynajmniej ja bym tak zrobiła - nie
> podjęłabym takiej decyzji pochopnie.
ale tylko w wypadku po pierwsze: gdybyś to ty decydowała, czyli była osobą
decydyującą o rozstaniu, a po drugie: taka walka dotyczy tylko sytuacji gdy
jesteś przekonana, że to jest n a p r w d ę to, a co w przypadku, gdy tak
do końca nie wiesz?
Więc gdyby mimo wszystko bycie
> razem okazało się być lepszym niż osobno, to albo ja rozstając się
> podjęłam nieprzemyślaną decyzję, albo nie wiedziałam, czego chcę, albo
> sama nie wiem, co...
no właśnie. Nie wszysstko co robimy w życiu jest do końca jasne, czasem
rządzą nami emocje, jakieś nierozwiązane problemy, a potem jakoś tak się
układa, że lepiej pozwolic czasowi działać. i wtedy nie wraca się po 1 dniu
(z założeniem "taka to była sobie kłótnia), tylko po miesiącu, roku, itp. z
przeświadczeniem, że właśnie tego się chce.
> Wiesz, ja się opieram na moich przemyśleniach na ten temat...
a ja na obserwacji ludzi i doświadczeniu własnym
> Ech... Dlaczego uciekasz się do skrajności? To tak, jakbym ja
> powiedziała, że ta moja przyjaciółka to powinna być z tym facetem co ją
> tłukł, wybaczać mu, próbować jeszcze raz...
raczej na pewno nie
>
> > ale według
> > mnie to trochę jak biznesowa kalkulacja - a gdzie w tym wszystkim
> > zrozumienie i miłość, i przyjaźń
>
> Hmmm... wiesz co? Ja sobie myślę, że ta miłość i zrozumienie i przyjaźń
> to powinny być _w_ związku, a nie odkrywane dopiero po rozstaniu.
> Tak naprawdę to ja wcale nie wykluczam sytuacji, że może zdarzyć się
> tak, że ponowna próba kończy się pełnym sukcesem. Ale ja się na moich
> doświadczeniach i obserwacjach opieram. I wiesz - jak już się
> rozstawałam, to znaczyło, że związek naprawdę nie może istnieć. Ja wiem,
> że są pary, które praktykują "przerwy"
świadome planowanie przerw według mnie to chyba nieporozumienie, ale.....
w celu uporządkowania niektórych
> spraw, swojego podejścia do siebie i innych takich. Są pary, które się
> rozstały, a potem wróciły do siebie i "żyli długo i szczęśliwie". Tylko
> wiesz - ja bym nie wróciła. Bo jak się rozstawałam, to miałam ku temu
> naprawdę solidne powody. I raczej nikomu takich powrotów nie będę
> polecać czy doradzać.
> Niemniej jednak - w dalszym ciągu uważam, że istnieją szczęśliwe
> "odgrzewane" pary, ale traktuję je jako wyjątki potwierdzające regułę.
fajnie byc wyjątkiem ;-)
a tak na marginesie to chba gadamy o niczym, bo ja pewnie też bym nie
wracałą/lub pozwalała na powrót, gdyby nie chodziło o tego mojego jedynego
czasami czuje się kto jest nam przeznaczony), a ty jakby chodziło o te
twoje przeznaczenie to pewnie pozwoliłabyś na powrót/lub sama starała się
wrócić - bo przecież z przeznaczeniem się nie dyskutuje ;-))
pa
Klaudia
p.s. chyba trochę źle pocięłam cytaty - sorry
|