Strona główna Grupy pl.sci.psychologia R e i n k a r n a c j a

Grupy

Szukaj w grupach

 

R e i n k a r n a c j a

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-03-08 11:17:04

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a
Od: "Duch" <a...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Lunia" <l...@x...wp.pl> napisał w wiadomości
news:c2a3e6$koj$1@atlantis.news.tpi.pl...

> i tak mam zamiar robic :) marzenia, szczescie i wlasne zdanie. mam
nadzieje,
> ze uda mi sie osiagnac to

No to powodzenia!

> "> Myslisz ze Cie chce nawrocic? :) Niedoczekanie! ;))"
>
> tak to na poczatku wygladalo... ;)

Eee, uprzedzenia :) , wymieniamy sie doswiadczeniem i tyle.
Mnie tez interesuje jaki ktos ma sposob na to bagno ;),
kontruje swoim zeby pokazac czego mnie nauczylo.
A zawsze sie mozna czegos nauczyc,
Pozdrawiam,
Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-03-09 08:34:00

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a
Od: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Hubert " <h...@g...pl> napisał w wiadomości
news:c2d5tj$qj5$1@inews.gazeta.pl...
> Filip Sielimowicz <s...@p...onet.pl> napisał(a):

> Powstalo jednak wyobrazenie, ze po uwolnieniu od przywiazan proces odradzania
> sie konczy. Czy jest tak w istocie? Czy zyjac ze swiadomoscia ze nic nie jest
> w istocie trwale (trwalosc rzeczy jest wzgledna i podlega okreslonym
> ograniczonym prawom) przestajemy sie odradzac jako istoty ludzkie?
> JAk sobie przypominam wiersz "Nirwana" Kasprowicza ze szkoly sredniej to
> mysle, ze to niektorych moze motywowac do szybszej autodetstrukcji zamiast do
> rozwoju. W buddyjskich naukach dominuje przekonanie, ze samsara to cos
> zlego, od czego nalezy sie wyzwolic. Owszem, dla mnie to bylo odkrywcze, bo
> nikt przedtem mi nie powiedzial ze od cierpienia mozna sie uwolnic, ale
> utozsamiono tutaj samsare z zyciem w ciele i w swiecie fizycznym w ogole. To
> zrodzilo u niektorych ascetyzm, nienawisc do ciala i materii, ucieczke od
> tego swiata. A przeciez Zycie jest tutaj, w tym ciele i w tym swiecie! Na co
> wiec moze liczyc oswiecony w tym swiecie?

Trzeba pamiętać, że nawet dzisiaj buddyzm jest w Polsce egzotyczny, nie mówiąc
już o tym, jak był tu postrzegany 100 lat temu. Utarło się bardzo wiele stereotypów
(które do dzisiaj, co smutne, są podstawą ataku całego buddyzmu ze strony KK),
w szczególności najwięcej nieporozumień budzą pojęcia pustki (która jest powodem
dla którego posądza się buddyzm o nihilizm) i "ja" jako przyczynie cierpienia (stąd
skojarzenie, że droga duchowa w buddyzmie to "dezintegrowanie osobowości" w
negatywnym sensie psychologicznym).

> > Jedno się nie zmienia: nie przestajemy cierpieć z powodu ograniczeń i
> > nietrwałości. Po prostu, jak pięknych światów byśmy sobie nie wyobrazili
> > i nie wymarzyli, zawsze ostateczną przeszkodą w osiągnięciu szczęścia
> > jesteśmy my sami i nasza niezgoda na to, by rzeczy były nietrwałe. A są.
> > Zaś nasze nawyki, stosownie do siły przywiązania, wbudowują się w nasze
> > przyszłe ciało.
>
> Ale co zrobisz bez pragnien i bez przywiazan? Co sie z Toba stanie? Jak sobie
> wyobrazasz swoja przyszlosc? Zeby ja sobie wykreowac musisz miec chyba jakies
> pragnienia i cele, do ktorych musisz sie w jakis sposob przywiazac. No
> dobrze, mozesz zdac sie na spontanicznosc, ale kto Ci da pewnosc ze nie
> staniesz sie dryfujaca lodka bez sensu, celu i portu? Ze nie wyladujesz na
> dworcu z zulami?

Spróbuję wyjaśnić to na pewnym przykładzie: jest dwóch mężczyzn, którzy stoją
obok siebie na jadnym moście i patrzą w dół. Jeden z nich planuje skok w dół
w celach samobójczych, drugi czeka z bukietem kwiatów na dziewczynę.

Niby obaj mężczyźni żyją w tym samym świecie, znajdują się w tym samym
miejscu i czasie. Zewnętrzna różnica jest taka, że jeden z nich trzyma bukiet
kwiatów.
Uwaga postronnego obserwatora skupi się właśnie na tym szczególe.
Bukiet ten można uznać za pewien SYMBOL obrazujący różnicę
między tymi mężczyznami, także jako symbol miłości.
Mylna byłaby jednak interpretacja, że bukiet kwiatów jest remedium na problemy
samobójców. Do pewnego stopnia zapewne tak, ponieważ nie da się ukryć, że
symbole maja pewną moc oddziaływania. Ale kluczem jest tutaj wrażliwość
samobójcy, a nie sam bukiet. Liczy się zdolność do widzenia świata w kategoriach
symboli reprezentujących szeroki wachlarz doświadczeń. Tymczasem,
na chwilę obecną, to co widzi niedoszły samobójca, to czarna odchłań rzeki.
Nawet, jeśli ma pozytywne doświadczenia z dzieciństwa związane z czułością
matki itp. to w tej chwili ten wymiar dla niego nie istnieje, lub jest oglądany
przez krzywe okulary z niekorzystnej perspektywy.

Patrząc na tych mężczyzn można próbować określić, czym jest różnica
ich świadomości. Żadna z tych ludzkich świadomości nie istnieje w
oderwaniu od rzeczywistości, reszty świata, innych istot. Obie są umieszczone
w bardzo szerokim kontekście. Obie są też na pewien sposób uwikłane
i ograniczone. Różnica jednak polega na przestrzeni, w której oni się
poruszają. Czyli na zdolności do twórczego czerpania, do kontaktu z szeroko
rozumianą rzeczywistością, zarówno w warstwie "bezpośredniej", fizycznej,
jak i symbolicznej. Świadomość kontekstu. Samobójca jest skrajnie
skupiony na sobie (przywiązany ?), w tym sensie można go uznać za skrajnego
egoistę (choć nie mieszałbym w to pojęcia "złej woli", co chciałbym wyraźnie
podkreślić). Jego bezradność wobec własnej sytuacji w dużej mierze opiera
się nie na zewnętrznych okolicznościach, ale na ich bardzo ograniczonej,
własnej interpretacji, która sama się napędza: jedne ograniczenia rodzą inne
i koło się zapętla. Jego osobowość sama zamyka siebie w bardzo wąskim zakresie
doświadczeń i interpretacji. Remedium na ten impas byłoby wprowadzenie do tej
sytuacji wiekszej przestrzeni.
Myślę, że w wielu wypadkach buddyjskie pojęcie "pustki" należałoby rozumieć
jako przestrzeń, fizyczną, emocjonalną, intelektualną itp. Absolutnie nie jako
nicość,
brak wartości. To, co utraciła cywilizacja zachodu, to symbol. Rzeczywisty, głęboki,
subtelny symbol. Jesteśmy skrajnie uwikłani w rzeczywistość fizyczną, naukową
i jest to bardzo duże ograniczenie. Nieświadomość.

Buddyzm nie twierdzi, że świat jest zły. Wskazuje, że to MY, nasze postrzeganie
i doświadczanie świata jest ograniczone. Pozbawiania się ograniczeń "ja" nie należy
rozumieć jako autohipnozy "do niczego się nie przywiązywać". Należy to rozumieć
jako wskazówkę: "zobacz, jak siebie ograniczasz". Zaś to, co najistotniejsze w
buddyzmie,
czyli PRAKTYKA (nie filozofia) to temat rzeka. Praktyka jest dopasowana
do indywidualnych możliwości i sytuacji. Jedym trzeba osobowość wzmocnić, innym
osłabić. Albo i jedno i drugie: jedno osłabić a w miejsce tego wstawić lepszą
alternatywę (coś dla samobójcy). Jedni potrzebują, by "ktoś się nimi zaopiekował",
potrzebują sztywnych ram i reguł, które uporządkują im życie i wprowadzą świadomość
w stabilny stan, mogący być bazą do dalszej wędrówki (tak buddyzm widzi rolę
zasady moralne, przykazań, reguł życia klasztornego).
Inni potrzebują zrzucenia balastu reguł, potrzebują wolności, swobody. Szaman
powiedziałby, że pierwsza grupa ma "za dużo powietrza" i zaleciłby praktyki
wzmacniające element ziemi. O drugich powiedziałby może, że mają za dużo ognia
i potrzebują wzmocnic wodę, by ogień ich nie spalił, tylko pokazał twórczy potencjał,
jaki w nim drzemie.
Podstawową zasadą w buddyzmie jest równowaga. Droga środka.
I podejście indywidualne. Mówienie: "należy się pozbywać przywiązań"
jednemu pomoże, a drugiemu zaszkodzi. jedni dzięki temu będą rozwijać
swój potencjał, a inni się cofną.

Rozważania na temat czym jest, a czym nie jest Nirwana są raczej jałowe.
Ważne jest to, że stosując pewne praktyki, pracując nad sobą, wyzwalamy
się i czujemy to jako rozwój, wolność od ograniczeń i mniej cierpimy
(a razem z nami nasi bliscy). próba określenia, co jest "na końcu" jest
wg. mnie jeszcze bardziej karkołomna, niż próba określenia, co było
przed naszymi narodzinami. Kluczem do zrozumienia wielu terminów
w buddyzmie jest doświadczenie bazujące na praktyce. Reszta to
wolne skojarzenia i fantazje, najczęściej wyprowadzane z punktu
widzenia logiki chrześcijańskiej. A ta, ze względu na fakt, że kładzie
bardzo silny nacisk na podział rzeczywistości na Dobro i Zło, zupełnie
nie przystaje do buddyzmu. Co najwyżej do pewnych jego wybranych
ścieżek, poglądów utrzymywanych przez specyficzne szkoły.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 09:20:10

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a
Od: "cbnet" <c...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

Filip Sielimowicz:
> [...]

Taaa... ostatnio na tapecie medialnej jest m.in. sprawa
pewnego guru ktorego wyznawcy uznaja m.in za budde
oraz niby-jednego z 8-miu wcielen "chrystusow boga"
jacy obecnie przebywaja na ziemi, a takze "ojca swietego
narodu polskiego" - biedny, niezupelnie rozgarniety wariat
przebywa w areszcie, grozi swoim przeciwnikom karami
niby wprost od Boga i jest oskarzony o napad na ex-sekciarke
z uzyciem niebezpiecznych narzedzi.

Taaa... buddyzm to 'piekna' rzecz - w sam raz cos dla
malpiszonow: np hierarchia wyznaniowa jest tam chyba
jeszcze lepiej rozwinieta niz w kk. ;)

Czarek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 11:24:17

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a
Od: "Duch" <a...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:c2d3kp$psm$1@news.onet.pl...

> Ludzie projektują sobie pod postacią duszy to, do czego są
> najbardziej przywiązani, czyli to z czym najtrudniej im się
> rozstać.

Chyba tak, to sa marzenia. Tylko... podobno trzeba miec marzenia
- w gazicie stało napisane :) (psycholog is wypowiadal).
Wiec znowu problem - czy warto popasc w suchą i ciężką jenak realność i
popaść w depresje? :)

> Ze względu na przywiązania.
> Jedno się nie zmienia: nie przestajemy cierpieć z powodu ograniczeń i
> nietrwałości. Po prostu, jak pięknych światów byśmy sobie nie wyobrazili
> i nie wymarzyli, zawsze ostateczną przeszkodą w osiągnięciu szczęścia
> jesteśmy my sami i nasza niezgoda na to, by rzeczy były nietrwałe. A są.
> Zaś nasze nawyki, stosownie do siły przywiązania, wbudowują się w nasze
> przyszłe ciało.

Tylko tu jest jakby pewn pułapka (tak mi sie zdaje) - jeżeli ktoś bierze te
slowa
za prawde, to jego celem może stać sie "nie przywiazanie do niczego" i to na
na siłe!
Rezygnujemy z marzeń, znajomych (bo -> nie przywiazywać się!) żeby być fair
wobec
stwierdzenia że przywiazanie pododuje problemy. Wiec znowu - żeby było
"dobrze", wiec
nie przywiazujemy sie... prowadzi do marazmu, a nie szczesliwszego zycia.
Widzialem cos takiego.
Wizja że bedzie dobrze jesli sie nie przywiąże do czegokolwiek może dać w
kość.
To wszystko nie jest takie proste...

Pozdrawiam,
Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 14:45:02

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a - buddyzm
Od: e...@w...net szukaj wiadomości tego autora

Budda nie uwazal sie za Boga,tylko za proroka,tak jak Mahomet.
Byl myslicielem,filozofem,asceta.
Azjaccy buddysci wierza,ze byl czlowiekiem niezwyklym.
Nie modla sie do niego,tylko ucza sie przekazej przez niego madrosci.
Z zycia wziete.

Lili


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 16:55:46

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a
Od: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Duch" <a...@p...com> napisał w wiadomości
news:c2k9jc$hb5$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
> news:c2d3kp$psm$1@news.onet.pl...
>
> > Ludzie projektują sobie pod postacią duszy to, do czego są
> > najbardziej przywiązani, czyli to z czym najtrudniej im się
> > rozstać.
>
> Chyba tak, to sa marzenia. Tylko... podobno trzeba miec marzenia
> - w gazicie stało napisane :) (psycholog is wypowiadal).
> Wiec znowu problem - czy warto popasc w suchą i ciężką jenak realność i
> popaść w depresje? :)

Nie o to chodzi ... :) Niezgoda na przemijanie.
Czy tego chcemy, czy nie wszystko przemija. Jedni jednak potrafią z tym
normalnie żyć i czerpać mnóstwo satysfakcji z każdej chwili, inni
popadają z tego powodu w depresję, ponieważ na każdym kroku spotykają
ich rozczarowania :))). Generalnie też nie chodzi tu o to,
by na siłę "nieprzywiązywać się". Każde działanie "na siłę" jest formą
przywiązania :). Buddyzm przedstawia pewien model, który próbuje
na poziomie intelektualnym wyjaśnić przyczynę cierpienia, ale
jest to model ograniczony. Wydaje mi się, że warto podkreślić, że zaangażowanie
i przywiązanie to są różne rzeczy. Myślę też, że lepiej jest mówić o pożądaniu
zamiast przywiązania. Jest to chyba lepsze słowo w tym kontekście :).

Wrócę: w buddyzmie mówi się (choć to różnie bywa w różnych szkołach),
że podstawową przyczyną cierpienia jest nieświadomość, zwana też czasem
radykalniej głupotą. To niewiedza o tym, jak się rzeczy mają. Każdy z nas
ma bardzo ograniczoną wizję rzeczywistości i przyjmuje to co widzi i odczuwa
za pewnik. I buduje swoją osobowość na bazie tych obserwacji. To jest takie
sprzężenie zwrotne: nasze ego przywiązuje się do tego co widzi, a to
co widzimy (odczuwamy, doświadczamy) jest ograniczone przez ego.
Przywiązanie ma wymiar zarówno pozytywny, jak i negatywny.
Zarówno żądza jak i nienawiść są przywiązaniami. To też warto
wziąć pod uwagę.
Warto jednak wrócić do analogii snu i zobaczyć, w jak ograniczonych
stanach świadomości czasem tam przebywamy. Potem się
budzimy i myślimy: "ale numer, całą noc biegałem za jakąś iluzją, całą noc
próbowałem rozwiązać zupełnie absurdalny problem, traktując go tak
poważnie jakby od tego zależało moje być albo nie być". Tę analogie buddyzm
przenosi na nasze życie.
Całe życie za czymś biegamy, cierpimy z powodu braku sił, z powodu
rozczarowań, z powodu niepewności jutra. Nie dlatego, że tak musi być,
ale dlatego, że lokujemy własny potencjał i energię w złudnych wyobrażeniach.
W cywilizacji zachodu, słowo "cierpienie" dla wielu osób jest zbyt mocne.
Lepsze byłoby "dyskomfort", "niewygoda". Myślę jednak, że na tej
grupie dyskusyjnej każdy z nas zdaje sobie sprawę, że nawet w tej wysoko
rozwiniętej cywilizacji naprawdę nie trzeba specjalnie szukać osób (istot)
głęboko cierpiących. Przeciętny, dorosły mieszkaniec naszego kraju
to człowiek strudzony życiem. Często się do tego nie przyznajemy, ale
tak to wygląda. Taki jest bilans. W naszym kraju towarzyszy temu
często daleko posunięta racjonalizacja odwołująca się do
treści ideologicznych: "tak być musi, bo tak chce Bóg", "cierpienie
uszlachetnia", "cierpienie drogą do zbawienia". I echem tego jest także
przedstawiona przez Ciebie powyżej interpretacja "nieprzywiązywania"
jako "warto popasc w suchą i ciężką jenak realność i popaść w depresje".
Depresja wynika z braku energii, przestrzeni i jest cierpieniem a nie
sposobem na nie ! "Cierpienie uszlachetnia" tylko tego, kto potrafi znaleźć
z niego wyjście, tego, kto z nim pracuje. Samo w sobie cierpienie jest tylko
cierpieniem i w dodatku, niestety, jest zaraźliwe.

> > Ze względu na przywiązania.
> > Jedno się nie zmienia: nie przestajemy cierpieć z powodu ograniczeń i
> > nietrwałości. Po prostu, jak pięknych światów byśmy sobie nie wyobrazili
> > i nie wymarzyli, zawsze ostateczną przeszkodą w osiągnięciu szczęścia
> > jesteśmy my sami i nasza niezgoda na to, by rzeczy były nietrwałe. A są.
> > Zaś nasze nawyki, stosownie do siły przywiązania, wbudowują się w nasze
> > przyszłe ciało.
>
> Tylko tu jest jakby pewn pułapka (tak mi sie zdaje) - jeżeli ktoś bierze te
> slowa
> za prawde, to jego celem może stać sie "nie przywiazanie do niczego" i to na
> na siłe!
> Rezygnujemy z marzeń, znajomych (bo -> nie przywiazywać się!) żeby być fair
> wobec
> stwierdzenia że przywiazanie pododuje problemy. Wiec znowu - żeby było
> "dobrze", wiec
> nie przywiazujemy sie... prowadzi do marazmu, a nie szczesliwszego zycia.
> Widzialem cos takiego.
> Wizja że bedzie dobrze jesli sie nie przywiąże do czegokolwiek może dać w
> kość.
> To wszystko nie jest takie proste...

I taki też pogląd znajdziemy w buddyzmie ! Co innego przywiązać się do "idei
nieprzywiązywania", a co innego znaleźć wyjście. Co innego udawać, że się nie
jest przywiązanym, a co innego odkryć naturę przywiązań, znaleźć ich źródło,
ich relację do naszego dyskomfortu. Tu nie chodzi o to, by uciekać od rzeczywistości,
ale by się do niej właśnie zbliżyć. Tylko, że to nie może być zbliżenie na drodze
intelektualnej. I nie jest to zbliżenie się do naszej wybiórczej, egoistycznej
projekcji.
My sobie możemy tu przedstawiać różne koncepcje, ale istotą buddyzmu jest
praktyka, czyli zestaw narzędzi (ułatwiających w pierwszej kolejności
poznanie siebie i swoich ograniczeń, w drugiej kolejności wyzwalanie się z nich) plus
osobiste zaangażowanie. Rozwój polega na rozwijaniu samoświadomości, a nie na
rozumowym chwytaniu się szczytnych idei (to tylko kolejne przywiązanie).
Czasem musimy, przynajmniej czasowo, odizolować się "od życia", ponieważ
potrzebujemy spokoju i chwili wytchnienia do tego, by się skupić, by zebrać energię.
Ale ostatecznym celem nie jest izolacja, ale właśnie życie z wszelkimi jego
konsekwencjami. Życie wolne od schematycznych interpretacji, wolne od
egoistycznej koncentracji, życie w tu i teraz.
Podsumowywując: buddyzm nie twierdzi, że egoista jest zły i dlatego powinien
przestać być zły.
Buddyzm mówi: egoista nie ma pojęcia, jak bardzo jest ograniczony
i ile satysfakcji mógłby czerpać z życia, gdyby sobie odpucił swoją
koncentrację na sobie i swoich problemach ze sobą.
I daje egoiście wsparcie do tego, by znalazł energię i wyszedł poza swoje ciasne
"ja".
O to chodzi w pierwszej kolejności: dzieki praktyce duchowej rzeczywistość
ukazuje nowe wymiary, m.in. otwiera się dla nas sfera symboliczna. Z tej perspektywy
dopiero możemy dokładnie zrozumieć, co to jest owo przywiąznie, lgnięcie,
nieświadomość.

Warto wspomnieć, że w chrześcijaństwie podobny jest cel modlitwy, tyle, że mało kto
to w ten sposób rozumie. Modlitwa to sposób na kontakt z symboliczną warstwą
rzeczywistości, z której dostajemy wsparcie. Jest to coś, co trudno zrozumieć, jeśli
się tego nie doświadczyło.
Nastoletniemu chłopakowi trudno sobie wyobrazić, że małżeństwa nie uprawiają miłości
7 razy w tygodniu i wcale z tego powodu nie cierpią :))).


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 16:57:37

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a - buddyzm
Od: "eTaTa" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Uzytkownik <e...@w...net> napisal w wiadomosci
news:842-404DD86E-6@storefull-3134.bay.webtv.net...
> Budda nie uwazal sie za Boga,tylko za proroka,tak jak Mahomet.
> Byl myslicielem,filozofem,asceta.
> Azjaccy buddysci wierza,ze byl czlowiekiem niezwyklym.
> Nie modla sie do niego,tylko ucza sie przekazej przez niego madrosci.
> Z zycia wziete.
>
> Lili

Widze, ze dobrze Ci sie gada.
I jest to pierwszy zauwazony, przeze mnie tekst,
który jest cos wart.
Ale póki sie podpisujesz Lili, no to sorry...

Oczywiscie zawsze mozesz, dla potomnosci, opisac
czym róznia sie modly od nauczania madrosci.

ett


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 17:00:39

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a - buddyzm
Od: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Uzytkownik <e...@w...net> napisal w wiadomosci
news:842-404DD86E-6@storefull-3134.bay.webtv.net...
> Budda nie uwazal sie za Boga,tylko za proroka,tak jak Mahomet.
> Byl myslicielem,filozofem,asceta.
> Azjaccy buddysci wierza,ze byl czlowiekiem niezwyklym.
> Nie modla sie do niego,tylko ucza sie przekazej przez niego madrosci.

Modla sie, oj modla ... i to na potege ... i nie tylko do Buddy :)))
Modlitwa ta niewiele sie zreszta rózni od naszej, chrzescijanskiej
(jesli tak z zewnatrz poobserwowac).

Jak rozumiesz slowo "prorok" ? Prorok to wyslannik Boga, jesli
dobrze pamietam.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 17:30:16

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a - buddyzm
Od: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:c2kt9f$mub$1@news.onet.pl...
>
> Uzytkownik <e...@w...net> napisal w wiadomosci
> news:842-404DD86E-6@storefull-3134.bay.webtv.net...
> > Budda nie uwazal sie za Boga,tylko za proroka,tak jak Mahomet.
> > Byl myslicielem,filozofem,asceta.
> > Azjaccy buddysci wierza,ze byl czlowiekiem niezwyklym.
> > Nie modla sie do niego,tylko ucza sie przekazej przez niego madrosci.
>
> Modla sie, oj modla ... i to na potege ... i nie tylko do Buddy :)))
> Modlitwa ta niewiele sie zreszta rózni od naszej, chrzescijanskiej
> (jesli tak z zewnatrz poobserwowac).

A dokładniej: nie modlą się w buddyzmie zen. W "innych buddyzmach" się modlą.
Więcej na ten temat można znaleźć w wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Por%C3%B3wnanie_zen_i_b
uddyzmu_tybeta%C5%84skiego

Co do innych różnych treści zawartych w wikipedii na temat buddyzmu - miałbym
rezerwę.
Są mocno zabarwione przemieszanymi koncepcjami pochodzącymi z różnych szkół
i wychodzi to nieco niespójnie, nielogicznie. Sam dział o buddyzmie tybetańskim jest
ok,
strona główna zaś nie bardzo (tam, gdzie są te pustki, reinkarnacje, oświecenia - to
ostatnie
wypada chyba najgorzej ... :).

Tak właśnie się kończy mieszanie zen z buddyzmem tybetańskim ... :)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-03-09 19:04:39

Temat: Re: R e i n k a r n a c j a - buddyzm
Od: e...@w...net szukaj wiadomości tego autora

Hej ett
Nie podoba Ci sie imie Lili?
Dla potomnosci to sie ksiazki pisze.


Liliana

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 5 . [ 6 ] . 7 ... 9


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

sprzątanie z Freudem - przy piwku.
test wekslera
arystoteles
antysemityzm == antysemityzm_katolicki?
co robić żeby nie stracić??

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja
Ucieczka z Ravensbruck - komentarz
I pod drzwiami staną i nocą kolbami w drzwi załomocą

zobacz wszyskie »