Data: 2014-11-29 16:10:57
Temat: Re: CAŁA PRAWDA o żarówkach energooszczędnych!
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> W mojej gminie na przykład rządzą tacy idioci i nieudacznicy, że nie
>> potrafia nawet zorganizować mi selektywnej zbiórki śmieci. Wszystkie
>> papierzyska, co mi się rodzą przy okazji procesów twórczych, zbierane
>> w jednym koszu. Szkło (no, powiedzmy że też produkt uboczny od
>> wspomagania onych procesów) -- też w domu jeszcze jest oddzielnie.
>> Ale na koniec ląduje to wszystko razem w jednym zbiorczym kuble,
>> razem z odpadkami kuchennymi. Żeby mi dać ze trzy kubły, każdy na co
>> innego -- to już przerasta możliwości organizacyjne gminnych włodarzy.
>
> Jeszcze nie wpadli na to, żeby dawać każdemu odpowiednie worki na
> śmieci? My mamy jeden kubeł na mieszane i dwa rodzaje worków - żółte
> na plastiki, brązowe na tzw. odpady zielone. Bardzo dobrze się to
> sprawdza, odbierają worki przemiennie co dwa tygodnie, natomiast
> zmieszane co tydzień lub częściej, nawet częściej niż przed reformą.
> Jeśli komuś zależy, może sobie zamówić specjalne kubły zamiast tych
> worków, także na papier. Przed domem jednego z sąsiadów stoją już
> 3 kubły, mi wystarczy system workowy, plastiki gromadzę w garażu
> w worku na stojaku, co dwa tygodnie worek wystawiam przed dom.
W takim razie moje gratulacje, zdolne zuchy! Naszych te trzy kubły
przerosły. Ja nawet sam je chciałem kupić, bo wiem ile to pracy jest
przy ogłaszaniu przetargu publicznego na dwa kubły na śmieci, ile
trzeba się namęczyć przy tworzeniu Specyfikacj Istotnych Warunków
Zamówienia (dla mnie istotne było tylko to, żeby były). Później bym
sobie najwyżej odliczył z tego, co przelewam co miesiąc na gminne
konto. A że każdorazowy przelew jest większy niż warość jednego kubła,
to bym sobie odliczył szybko. Nie, tak się nie da! Rzecz w tym, jak
się okazało, że moi rajcy wybrali mi taką firmę, co nie potrafi brać
wszystkiego z pojemników -- zdaje się, że po prostu ta śmieciarska
firma nie ma dość śmieciarek. Na tzw. "odpady zmieszane" jakoś im
jescze starcza, na "frakcję suchą" i "szkło opakowaniowe" już nie.
Koncepcja jest taka, że chłop idzie drogą, a obok jedzie samochód.
Chłop bierze worek spode bramy i ciska go na pakę. I tak raz na
miesiąc. Koncepcja może słuszna, jak się ją rozpatruje przy biurku
w ratuszu, ale w zderzeniu z życiem słuszność jej mija. Jak ja
niby mam przez miesiąc gromadzić segregowne odpady we worach? Będę
odwiązywać za każdym razem, kiedy chcę wrzucić puszkę po rybkach
w puszce? Że niby są stojaki na worki? No są. A ja mam nawet tzw.
"infrastrukturę śmietnikową" w postaci zadaszonego i ogrodzonego
miejsca z osobną furtką dla śmiecioodbiorców. To chyba tam by taki
stojak wypadało ustawić. Lecz mędrca szkiełko i oko zza biurka nie
przewidzi tego, co się zaraz stanie. Gdy ja tam zostawię worek
z odpadami, które choćby stały w kuchni (uff... złapałem tematykę
grupy), to przyjdzie lisek chytrusek albo sroka złodziejka, każde
ze swoją koncepcją na segregację odpadów. Kto to później będzie tam
sprzątał? Nie ma innego wyjścia -- muszą być twarde i zamykane klapą
kubły. Ta moja infrastruktura, choć powstała na długo przed reformą,
to do segregacji została przewidziana, miejsca jest dosyć.
Jest jeszcze drugi aspekt tej sprawy. W tym kuble, co mi go na
śmieci przywieźli, zamontowany jest komputer z systemem łączności
bezprzewodowej. Gdy podjeżdża śmieciarka, jej komputer łączy się
z kubłowym komputerem i mówią sobie "witaj moja śmieciareczko!",
"witaj mój drogi pojemniczku zieloniutki!". Potem śmieciarkowy
komputer odbiera sygnał satelity GPS i określa współrzędne
geograficzne mojego śmietnika (gdyby w ciągu minionych dwóch
tygodni nastąpiły ruchy tektoniczne płyt kontynentalnych, zostanie
to uwzględnione). Teraz już tylko zważenie kubła przez śmieciarkową
wage przed i po opróżnieniu, odjęcie jednej liczby od drugiej,
wysłanie tej informacji do centrali -- i już akt przekazania śmieci
zakończony.
Ale to wszystko dotyczy wyłącznie "odpadów zmieszanych". To co jest
we workach na pace, idzie poza wszelką ewidencją. Gdybym ja sam chciał
segregować w śmieci do worków (trzymanych w domu pod łóżkiem albo
w łazience), to bym je też sam wrzucił do bagażnika w samochodzie
i odwiózł do punktu recyklingu. Mam taki po drodze, więc nic by mnie
to nie kosztowało. A tam w dodatku płacą za te segregowane odpady.
Tym moim gminnym śmieciarzom też płacą (niezależnie od tego, że gmina
im odpala małą działkę z tgo, co łupi ze mnie za "gospodarkę odpadami").
I tylko niech nikt nie myśli, że to idzie do recyklingu. U nas zbierają
osobno "frakcje suchą", nazwaną tak dla niepoznaki, bo po prawdzie
chodzi o "frakcje palną". Plastik, wszystkie polimery razem, do tego
papier. To jest potem cięte w paseczki na tak zwany RDF (Refuse-Derived
Fuel) i jedzie do cementowni Cemex w Chełmie Lubelskim, gdzie jest
spalane. Cemex później może się chwalić działaniami proekologicznymi,
bo ograniczył spalanie węgla.
> Większy kłopot z elektrośmieciami, są punkty odbioru w mieście,
> ale najlepiej oddać w jakimś supermarkecie.
Ja nie mam -- napisałem wcześniej co z tym robię. Dużo tego nie ma,
w sam raz na retencję garażową i późniejsze spieniężenie. Gdyby się
coś dużego trafiło, lodówka jaka czy pralka, to w obecnej stolicy
jest tak jak w poprzedniej -- dzwoni się i przyjeżdżają z uśmiechem.
Do mnie nawet czasem przyjadą bez dzwonienia, ot tak zapytać, czy
czego nie zabrać. Każdy chce zarobić, a nie każdy może zrobić to
uchwałą rady gminnej nakładającą podatek. Niektórzy muszą własnymi
rękami.
Natomiast co do zbiórek marketowych, to proszę zwrócić uwage na to,
jak to jest zorganizowane. Stoi *wewnątrz* sklepu osobny pojemnik na
świetlówki. Wrzuca się taka przez dziurę, i... no właśnie, na dwoje
babka wróżyła. Stłucze się, czy nie? Jeśli się stłucze, to jak wiemy
z filmu, wszyscy obecni wkrótce umrą w konwulsjach. A cały towar ze
sklepu też chyba lepiej od razu poddać utylizacji.
Teraz poważnie. Film był po prostu głupi, w sam raz do straszenia
kucharek. Ale koncepcja organizacji recyklingu tych lampek jest
całkiem kretyńska. Niechby pojemniki na ten syf stały chociaż na
otwartej przestrzeni. Wiem, że szkodliwość niewielka, ale jednak
co do zasady, trzeba kierować się elementarną logiką. Skoro nie da
się zorganizować powszechnego recyklingu tych lamp (a nie da się),
to należy ich stosowanie ograniczyć tylko do obiektów zarządzanych
i niedopuścić do sprzedaży dla użytkowników domowych. Z innymi
urządzeniami zawierającymi rtęć, choćby w niewielkich ilościach,
tak jest.
Jarek
--
Gdyby każdy tak papierek
rzucił sobie raz na skwerek,
to by śmieci rosły góry
i świat cały był ponury
|