Data: 2005-08-03 18:24:24
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Lea" w news:dcq3dm$p90$1@atlantis.news.tpi.pl...
/.../
Pamiętasz, że się z Tobą nie "ścigam", nie chcę "udowadniać kto lepszy"
i takie tam - dyrdymały. Przywołuję to dla porządku, aby przerwać ten
hipotetyczny w tym przypadku, zaklęty krąg, jaki się czasem sam wytwarza
bez woli, a często nawet świadomości rozmawiających. Ale równie chyba
często świadomie - przynajmniej ze strony tych, którzy dokładnie w ten
sposób szlifują swoje dorastające, tygrysie pazurki.
W tym co sama piszesz, daje się zauważyć krąg niemożności, prowadzący
do bezsilności i powielania swego rodzaju kalectwa, jak sama zauważyłaś,
z pokolenia na pokolenie.
Moim zdaniem, jeśli obserwujemy tego rodzaju zakleszczenie, zapętlenie
się w niemożności, rozwiązania można szukać tylko poprzez wyrwanie się
w obszar dotychczas niedostępny, niewidzialny, nieidentyfikowalny nawet.
Jeśli jednak zdajemy sobie sprawę, że taki obszar (poza naszym dotych-
czasowym zasięgiem) _musi istnieć_, to mamy o wiele większe szanse
go naprawdę odkryć. Z pewnością nie w bezpośrednich "radach" kogo-
kolwiek (z "fachowcami" włącznie), ale poprzez samodzielne zainspirowanie
się czymś, co zdarza się na zewnątrz nas. Poprzez "przebudzenie".
Może to być rozmowa z kimś (i wcale niekoniecznie na ten temat), może
to być fragment jakiejś literatury, może to być w końcu przebłysk
samodzielnego skojarzenia odległych dotychczas obszarów wiedzy.
Wydaje mi się, że dobrym zobrazowaniem tej sytuacji jest namalowanie
sobie na kartce papieru zamkniętego kręgu, gdzie w kolejnych jego
ćwiartkach występują poszczególne "klocki", takie jak:
# brak wiary we własne siły
# brak akceptacji siebie
# konfrontacyjny i weryfikacyjny charakter wszelkich kontaktów
# negatywna samoocena
Pętla się zamyka. Ale.... pętla zamyka się na płaskiej kartce papieru - tak
jakby w dwóch wymiarach. Można jednak być stu procentowo pewnym,
że oprócz tych dwóch, istnieje co najmniej jeszcze jeden, dotychczas
niewidzialny... Proponuje więc wziąć nożyczki i zastanowić się, w której
ćwiartce trzeba to kółko przeciąć, aby móc je przekształcić w spiralę...
W tym celu trzeba jednak dokładnie przeanalizować uwarunkowania
zdarzeń występujących w każdej z ćwiartek zaklętego kręgu niemożności.
> ...brak akceptacji siebie to jak czerwone światło na drodze.."stój,
> zatrzymaj się, ani kroku dalej bo i tak nigdzie nie dojdziesz, z nikim się
> nie spotkasz co najwyżej zderzysz.." Jeżeli nie zauważę tego czerwonego
> światła to będę uważać, że wszyscy na mnie specjalnie najeżdżają, atakują
> mnie i będę na nich wrzeszczeć i oskarżać, albo ucieknę, /.../
Nadziei upatruję w przyjrzeniu się słowom "bo i tak...". Cała negatywna reszta
jest konsekwencją tego katastroficznego spostrzeżenia. Skąd więc się bierze
to "bo i tak..." (czyli Kubuś fatalista).
Sądzę, że z własnych doświadczeń i obserwacji - z przeszłości. Jeśli więc
zadamy sobie trud prześledzenia drogi powstawania niewiary w siebie,
prawdopodobnie będziemy mogli dotrzeć do samych tego źródeł.
Czy domyślasz się jakie mogą tu być praźródła takiej postawy?
Początki tego zaklętego kręgu, z którego wszyscy potem usiłują się
wydobyć siekąc na prawo i lewo swoimi młodymi pazurami?
Sądzę, że tak. Ja będę ich na ogól upatrywał w dzieciństwie, w rodzinie
własnej, bądź w środowisku, które nas kształtowało od najmłodszych lat.
Koreluje z tym Twój dodany tekst, w którym zadajesz celne pytanie, jak to
zależy od "atmosfery wychowawczej" na przykładzie psa... Warto do tego wrócić.
> Podstawą akceptacji innych jest akceptacja siebie. Nie mogę sobie swobodnie
> biesiadować z innymi skoro ciągle się lękam, że dostrzegą oni moje braki i
> błędy. I wtedy mnie odrzucą. Wyśmieją. Albo będą się mnie wstydzić.
Zauważ, że wszystko co tu opisujesz jest obrazowaniem tego, co się dzieje
w Tobie - w osobie tkwiącej w zamkniętym kręgu i niekoniecznie musi być
poprawną interpretacją reakcji otoczenia [krańcowo - wcale nie jest].
Najczęściej też nie jest, gdyż otoczenie, jakiekolwiek by nie było - nie ma
możliwości wglądu w nasz umysł, i jedyne czym się karmi to kolejne obrazy
/ interpretacje tego, co wydaje mu się, że widzi. Jednym słowem tylko Ty
sama określasz, co tak naprawdę w Tobie tkwi, jak tez Ty sama jesteś
generatorem własnych strachów i obaw. Niemniej - faktem jest, ze cierpisz,
nie mogąc się z tego wyrwać.
A więc....
> Tak naprawdę nie jestem więc z nimi, mimo że przebywam w ich towarzystwie.
> Nie wchodzę w żadne głębsze relacje. Zamykam się i kryję ze swoimi słabościami
> bo inni to dla mnie zagrożenie (stado jadowitych pająków czyhających zza
> łóżka) Przyjmuję postawę kameleona. Próbuję dopasować się do oczekiwań
> innych, na siłę udaję kogoś kim nie jestem, żeby tylko być przyjętym. Nie
> wyrażam siebie ale posługuję się sloganami, hasłami i modą.
Czyli gra, sztuczność i w końcu ucieczka - jak też niekończący się strach.
> Albo też uciekam
> w samotność i zamykam się we własnym świecie, odcinam się od innych i
> siebie. I ciągle uważam, że aby zdobyć czyjąś sympatię, akceptację muszą na
> nią zasłużyć, zapracować, może kupić? Prowadzi to do ciągłego życia w
> napięciu i niepokoju, nie zawsze uświadomionego, stąd nieświadome ucieczki w
> nałogi na przykład.
> A najgorsze jest, że taką postawę przekazuję nowemu pokoleniu. Uczę dziecko,
> że musi sobie zasłużyć na moją akceptację. Musi zachowywać się w określony
> sposób jeśli chce być kochane. Musi, powinno, należy i trzeba i nie wolno
> wyrażać sprzeciwu... No i rośnie następna kaleka..
Całkiem piękny opis stanu zapętlenia :)).
Spróbujmy więc wrócić do tych czterech ćwiartek i nożyczek.
# brak wiary we własne siły # brak akceptacji siebie
# konfrontacyjny i weryfikacyjny charakter wszelkich kontaktów
# negatywna samoocena # brak wiary we własne siły
Koniecznie trzeba poszukać źródeł, pierwszych zdarzeń wpływających
na naszą tendencję do niewiary we własne siły. Jeśli okaże się, że były to
zdarzenia w rodzinie, gdzie właśnie rodzic, zamiast budować tę wiarę
w swym dziecku czynił dokładnie odwrotnie - barierą do pokonania
może się okazać konieczność "wystawienia rachunku" rodzicowi.
I tu znów to samo - jeśli rodzic postępował tak a nie inaczej, jeśli mnie
okaleczył, albo tylko nie wyposażył tak jak należałoby oczekiwać, no to
można się pokusić o odpowiedź na pytanie - dlaczego tak się stało.
Rozważania te mogą rozszerzyć naszą wiedzę o ćwiartce pierwszej -
"brak wiary we własne siły" i wcale nie muszą skutkować zrywaniem
jakichkolwiek więzi emocjonalnych. Mogą natomiast pomóc w odnalezieniu
swego własnego miejsca w życiu, bardziej opartego na tym, co rzeczywiście
w nas tkwi, a nie na tym, co inni chcieliby żeby w nas tkwiło, bądź też na
własnym złudzeniu, że inni chcą od nas rzeczy, których nie mamy.
Dlatego nożyczki proponowałbym przyłożyć do ćwiartki poprzedzającej
negatywną samoocenę, czyli po doświadczeniu kontaktu, który
odbierasz jako weryfikację negatywną.
W zasadzie istnieje niewiele sytuacji, w których "doznając negatywnej
weryfikacji" nie możemy powiedzieć sobie: "mam to głęboko w ... nosie!".
To nie przypadkowy cymbał, czy zbiór cymbałów będzie nam mówił
ile jesteśmy warci. O tym decydujemy sami. Bo tylko my sami mamy
szansę, naprawdę znać siebie. O ile nie dajemy się ogłupiać otoczeniu.
> Lea
>
All
|