Data: 2005-08-04 10:00:32
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Lea" w news:dcq5br$cak$1@nemesis.news.tpi.pl...
/.../
Obserwując nie mniej uważnie to, co widać na pspolanie (a zapewniam Cię,
że czytelników wcale nam nie ubyło), a co szlachetny ToT opisał był
komentarzem zagadką tak pokrętną, ze żadna Aśka już jej nie rozwikła,
spróbuję coś powiedzieć i w tym miejscu.
Zauważasz jednak Lea, że moja sytuacja staje się coraz trudniejsza, a wrażenie
pogłębiającej się izolacji narasta. W takich razach - aby nie dopuszczać
do jakiejkolwiek jednorodności, muszę się, brzydko mówiąc, zamknąć.
Wie to również mój pspowy przyjaciel - Bazzzy, który rozumie ten stan
narastającej objętości wszystkiego we wszystkim, a którego głosu brakuje mi
tak samo, jak wielu innych, dziarskich podrwaczy, hołdujących zasadzie:
>> To oczywiście wolny kraj - każdemu wolno żyć dla jaj <<
No ale to na boku....
[Lea]
> > A najgorsze jest, że taką postawę przekazuję nowemu pokoleniu.
> > Uczę dziecko, że musi sobie zasłużyć na moją akceptację. Musi
> > zachowywać się w określony sposób jeśli chce być kochane.
> > Musi, powinno, należy i trzeba i nie wolno wyrażać sprzeciwu...
> > No i rośnie następna kaleka..
[Lea]
> Jeszcze się zastanawiam jaki byłby człowiek, gdyby zapewnić mu od
> dzieciństwa pełnię akceptacji i bezwarunkowej miłości.. czy byłby
> szczęśliwy?
> Nawet zwierzęta są wtedy inne. Ostatnio czytałam, że psy, które najlepiej
> się sprawdzają w dogoterapii to psy, które sami wychowaliśmy z sercem i
> które znamy od szczeniaka. Psy kiedyś tam skrzywdzone potrafią
> zachowywać się nieprzewidywalnie.
Przykład ze zwierzęciem dałaś po to, by zasugerować pozytywny efekt
wychowania w pełnej akceptacji i bezwarunkowej miłości. Moim zdaniem
sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, czego sygnały starałem się
wyartykułować obok, mówiąc coś na temat "jednorodności" (jednobiegu-
nowości) i próbując znaleźć ramy źródła ludzkiego szczęścia. Tak czy
inaczej - chyba widzisz, jak ważne są to tematy w obliczu, w zasadzie
całkiem innego niż standardowe, podejścia. Widać to szczególnie jaskrawo,
w świetle tego, co już w 1998 roku pisał Jerzy Turyński (mam nadzieję,
że trawisz tekst podany za adresem ... http://tinyurl.com/8rulc ), choć
z drugiej strony wiem przecież, że nie każdy może dążyć do zgłębiania
tajemnic Milarepy (~myśliciel odosobniony~).
A więc wracając do postulatu "dzieciństwa przepełnionego akceptacją
i miłością". Oczywiście tak, ale zauważ, jak różnie mogą wyglądać faktyczne
realizacje tak pięknych haseł. Życie jest przecież ciągłym podróżowaniem
pomiędzy przeszkodami, i nie ma w tym niczego nienaturalnego (trzeba
zrozumieć istotę przeszkody). Co więcej, im bardziej złożony ośrodek,
w którym obserwujemy zjawisko, tym większa możliwość wystąpienia
"przegrzania", "przeciążenia", załamania i patologii nie tylko wychowawczych.
Weźmy tego psa, który "sprawdza się w dogoterapii". Przede wszystkim
okres rozwoju ("wychowywania") psa jest kilkakrotnie krótszy od
człowieczego. Oznacza to, iż jeśli pies ma szczęście (mówiąc potocznie),
może trafić do mądrej, wyważonej hodowli (rodziny) i przez te kilka
swoich lat, nie trafić na zdarzenia i przeżycia traumatyczne tylko dlatego,
że swe życie spędzi w szczególnym kokonie. Coś na kształt wychowania
się i życia w quasi hermetycznej kapsule o ograniczonym zasięgu.
Weźmy jeszcze bardziej skrajny przykład - dla uwypuklenia myśli.
Mamy oto chęć na życie z kanarkiem. Kupujemy klatkę i młodziutkie
pisklę, które całą swoją "wiedzę" o świecie będzie czerpało z genów
i z doświadczeń w naszej klatce. Doświadczeń wyłącznie (w naszym
mniemaniu) pozytywnych, przepełnionych "miłością i akceptacją"...
Taki kanarek może żyć "szczęśliwie" kilka lat (nie znam się na ptactwie),
ale zdarza się też, że - niespodziewanie - zdycha.
Wszystko więc zależy od tego, jak rozumny będzie wychowawca, ile będzie
wiedział o dziecku, jak będzie realizował tę wspaniałą wizję wychowania
w akceptacji i miłości. W postach wyżej podany został drastyczny przykład
matki i dziecka (nie czytałem, ale się domyślam), gdzie z pewnością nikt nie
spodziewał się takiego zdarzenia, nie mówiąc o planowym działaniu. A więc?
Każdego (każdą) to spotkać może? Jakieś kolosalne spiętrzenie głupoty?
Niemożności? Bezsilności? Patologii?
Bez rozumienia zdarzeń i przeszkód, jakie wyrastają nam na drodze, nie
ma dobrych rozwiązań. Nie ma też mowy o wychowywaniu w atmosferze
miłości i akceptacji - skoro się nie wie, co to jest miłość i co należy
akceptować (przypominam "Twoją ucieczkę" przed pająkami bez ich
zbadania i hipotetyczne przekazanie tej fobii Twemu dziecku).
> Lea
I co dalej?
Zachęcam do ponownego przeczytania wybranych postów tego wątku
:).
All
|