Data: 2003-10-23 21:23:29
Temat: Re: Co zlego jest w soli?
Od: "Iza Radac'" <i...@i...org>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Marcin 'Cooler' Kuliński" <m...@p...gazeta.blah>
napisał:
> Jesli byla to patologia, to pewnie wyregulowaniem pracy trzustki. Nie
mozna
> tez wykluczyc wplywu psychiki: jak juz napisalem wczesniej, teksty
> Kwasniewskiego kierunkuja i zmieniaja percepcje w okreslony sposob.
Nie czytałam Jego dzieł.
> Wystarczy przeczytac to, co pisze o owocach, slodyczach i weglowodanach w
> ogole, by ochota na nie przeszla sama (czego dowodem sa ci optymalni,
ktorzy
> probuja nie jadac weglowodanow w ogole).
Na DO zdecydowałam się z kilku powodów, jednym z nich były (i są) problemy z
trawieniem owoców i warzyw. Nie ma do nich wstrętu psychicznego, wręcz
przeciwnie - kojarzą mi się ze zdrowiem (to ci dopiero indoktrynacja!).
Fakt, że mam po nich takie, a nie inne problemy, przygnębia mnie, i tyle.
>Sam kilkanascie lat temu, gdy
> zaczynalem swoj kontakt z wegetarianizmem, obrzydzalem sobie celowo
niektore
> produkty miesne, ktore wczesniej moglem jesc bez dyskomfortu (do
pozostalych
> mialem awersje od dziecinstwa), z tym ze robilem to calkowicie swiadomie,
by
> ulatwic sobie zmiane nawykow zywieniowych.
Te awersje z dziecinstwa biorą sie, moim zdaniem, z faktu przekarmiania
dzieci białkiem. Bardzo łatwo na diecie bogatonabiałowej doprowadzić
dzieciaka do stanu, gdy już nie może patrzeć na mięso - tak było ze mną,
Rodzice stosowali terror, mi kotlet "rósł" w ustach.
Na diecie lakto-ovo-wege nie czulam najmniejszej potrzeby zajadania się
mięsem, ale - nie czarujmy się - ta forma wegetarianizmu, to bardzo
niewielka zmiana w stosunku do tradycyjnego żywienia, żaden "szok" dla
organizmu, żadne poświęcenie, żaden wyczyn :->
I.
|