Data: 2003-10-15 13:58:25
Temat: Re: Dlaczego byłam milusim bobaskiem?
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Bacha" w news:bmius3$1m24$1@foka1.acn.pl...
> Evcia w news:bmhgfk$f1l$1@atlantis.news.tpi.pl...
/.../
No dopsze płci odmienna. Spróbujmy inaczej...;).
> > Czy gdyby dziecko (im piękniejsze, tym bardziej),
> > nie oddziaływało tak korzystnie na matkę,
> > gdyby nie sprawiało jej przyjemności zajmowanie się nm,
> > czy dożyłoby /.../ wieku "rozsiewania genów"..
Baszka szuka ewolucyjnych uzasadnień dla wyglądu typowych
niemowląt, stawiając tezę:
"dzieci posiadają wiele cech w swoim wyglądzie, służących
wyzwalaniu w dorosłych pozytywnych uczuć i chęci opieki."
gdzie słowo "służących" jest kluczowe dla naszego sporu.
Dalej Baszka wciela się w niemowlę [swoją drogą ciekawy z punktu
widzenia psychologii jest cel tego zabiegu narracyjnego ;)!! - pytanie,
do kogo i w jakich intencjach adresowany jest artykuł?],
i cytując, opowiada:
"zaraz po urodzeniu miałam zupełnie inne niż osobnik dorosły
proporcje ciała. Miałam mianowicie dużą główkę z wypukłym
i wysokim czółkiem, duże oczka, mały nosek oraz daleko z tyłu
usytuowane uszka. Do tego miałam pucołowate policzki, względnie
krótkie i pulchne rączki oraz nóżki itd. Jednym słowem dorośli
(a w szczególności rodzice) oglądając mnie promienieli miłością.
Ale sam wygląd to nie wszystko. Gdy już zaczęłam chodzić, mój
niezgrabny chód i pocieszna mowa budziły ich zachwyt i czułość."
Dlaczego ja i inne męskie osobniki odnosimy się do tego co najmniej
sceptycznie. Sądzę, że dlatego, iż jesteśmy, jak słusznie zauważa Eva,
o wiele dalej w swych rolach od ról rodzicielek, a więc tych, które
w bólu i męce dokonały tego niebotycznego dzieła (nie trwającego
przecież kilka minut, ale wiele, mocno uciążliwych miesięcy), gdzie
_poszukiwanie nagrody_ za ten trud jest całkowicie naturalne.
Nie po to był on znoszony, aby teraz z byle powodu niesymetrii
w twarzy, jajowatej głowy czy innych, chwilowych niedoskonałości,
odrzucać dziecię jako nie rokujące nadziei.
Ten dystans, pozwala nam widzieć sprawę tak, jak wygląda ona
w rzeczywistości - to znaczy wszystko to, co jest w powyższym opisie,
traktować jako konsekwencję rozwoju osobnika, od zygoty począwszy
na "urokliwym" dziecięciu skończywszy.
Weźmy słowa: "Miałam mianowicie dużą główkę z wypukłym i wysokim
czółkiem, duże oczka...".
Duża główka musi być duża, gdyż zawartość główki z nieznanych (mi)
powodów jest w chwili narodzin pełnym pakietem cegiełek, z jakich
w późniejszym czasie doskonali się mózg. Od jakiejś chwili cegiełki te
już wyłącznie obumierają (może ktoś zna sprawy dokładniej i opowie).
Jednak i ta duża główka, w jakimś niewielkim procencie jeszcze rośnie.
Nie rosną natomiast oczka, których rola wymaga takiej a nie innej budowy
od samego początku. Małe, niedorozwinięte oczka będą powodem ślepoty
niemowlęcia, a więc narażą je na katastrofę ewolucyjną. I rzeczywiście -
niemowlęta z niedorozwojem gałek ocznych zostały zapewne wyeliminowane
w drodze ewolucji.
Jeźmy dalej: " mały nosek oraz daleko z tyłu usytuowane uszka. Do tego
miałam pucołowate policzki...".
Mały nosek jest dlatego mały, że _nie musi_ być duży!!;)). Na to by
podrósł jest po prostu czas. Zmysł węchu jest niemowlęciu zupełnie do
niczego nieprzydatny, o ile można sam zmysł węchu wiązać z wielkością
noska. Zamysłem ewolucji jest działać _ekonomicznie_. Wszelkie
nieefektywne działania kończą się dla mutacji katastrofą. Gdyby więc
natura "postanowiła" najpierw powiększyć nos, a potem dopiero oczki,
taki zabieg byłby skuteczny jedynie dla niemowlęcia kreta. Dla ludzkiego,
skończyłby się wymarciem tej słabej gałązki, gdyż dla przeżycia ludzkiego
noworodka ważniejsze są oczy niż węch.
Co do wywodu mają "daleko z tyłu usytuowane uszka i pucołowate policzki"
nie mam pojęcia ;))). Uszka są tam, gdzie być powinny w związku z ich
funkcją, a ich ewentualne oddalenie ku tyłowi (względem czego) jest
skutkiem planowanego, a nie dokonanego jeszcze wzrostu czaszki.
Policzki? Sądzę, że są one nadmiarem tkanki ulokowanym przezornie
na małej jeszcze czaszce, na trudny czas pierwszych dni zycia...
"krótkie i pulchne rączki oraz nóżki itd." - no tutaj to już mamy kuriozum.
Jak sobie autorka artykułu wyobraża niemowlę z długimi kończynami???
A może od razu powinny mieć wymiary słusznego osobnika?...;)
Kończyny, tułów i narządy wewnętrzne, są takie jakie są, gdyż jest to
naturalny kompromis między tym, co matka jest w stanie fizycznie wytworzyć
wewnątrz siebie, i wydać całe i niepołamane na zewnątrz, a tym, co może
przeżyć po wydostaniu się. Bez sprawnej głowy, sprawnych oczu dziecko
nie przezyje. Mały nosek jest kompletnie nieistotny, a kończynki będą
sobie spokojnie rosnąć w swoim czasie! Czasu na to rośnięcie maja sporo -
tyle, ile trwa opieka dorosłych nad dziecięciem...
Powyższe "zwierzenie niemowlęcia" na kilometr pachnie chęcią
przypomnienia matkom o ich powinnościach - wzbudzenia w nich
tych uczuć, których ewentualnie z jakiś powodów jeszcze nie mają.
Słowa "oglądając mnie, promienieli miłością" brzmią jakby pochodziły
z kazania dla młodych matek, a nie z potrzeby dostarczenia naukowego
dowodu na poparcie tezy.
> a All to już w ogóle niestworzone historie wymyśla.
> Jedyne co im utkwiło to "pućki" i inne najmniej ważne duperele.
>
> Seksoholicy. ;)
>
> Bacha.
>
;)).
pozdrawiam
All
|