Data: 2004-10-15 08:30:24
Temat: Re: Drażnić teścia [było: Jak oduczyć męża?]
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Nela Młynarska" <n...@W...security.pl> napisał w wiadomości
news:cknuam$p52$1@nemesis.news.tpi.pl...
> On 2004-10-14 22:02:06 +0200, "Margola Sularczyk"
> <malgos@spamu_nie_kochamy.panda.bg.univ.gda.pl> said:
>> Przeczytałam kilka razy, za każdym razem nie wierząc własnym oczom, ze
>> można
>> celowo chcieć drażnić tescia, zamiast zainicjować rozmowę i we wzajemnym
>> szacunku znaleźć rozwiązanie
>
> Margolu kochana ... lubię Cię (tak tak ... niezauważona Nela ;-) ) ale
> muszę tu
> popolemizować. Nie znasz wszystkich teściów. Z góry zaznaczam, że ja
> mojego
> nie drażnię (to znaczy być może drażnię z powodu samego faktu istnienia i
> tego,
> że jestem żoną jego syna), ale czasem ... słów brakuje. Argumenty -
> grochem
> o ścianę a zwykła rozmowa to dwa monologi. Czasem ręce opadają.
Nela. Tak się składa, ze o moim pierwszym teściu mogę powiedzieć najgorsze
rzeczy. Że był pschopatą, antysemitą, mizogynemi prostakiem i parę innych
takich. ALE! Nie rozumiem nadal, jak można CELOWO drażnić. Ja po prostu
ograniczyłam rozmowy do pogody i telewizji, nie dawałam się sprowokować i
ograniczyłam kontakty. Nie wiem, po co wdawać się w gierki i wojny
podjazdowe. Podrażnić żeby co? Żeby się pośmiać z jego zdenerwowania? Żeby
się szybciej wykończył? Nie widzę celu.
Mój obecny teść jest Mentorem Rodu. Cecha w zasadzie nieznośna ;) Podważa
możliwości wszystkich, bo Wie Lepiej. I cóż. Jeśli rozmowa nie przynosi
skutku, mówię "Tak, tatusiu, Ty masz swoją rację, ja swoją, nie są do
pogodzenia. Trudno. Pomówmy o czymś innym, bo nie przekonamy się nazwajem."
Na szczęście tesć jest facetem na poziomie i przyjmuje to do wiadomości.
> Wierz mi ... są ludzie, którzy nie chą rozmawiać, chcą mówić i być
> słuchani.
> Nie potrafią rozmawiać - naprawdę nic nie słyszą z tego co się im mówi.
> NIC.
Nie tylko wierzę, ale i boleśnie przekonałam się nieraz na własnej skórze :)
> Normalne, rzeczowe argumenty odwracają jak kota ogonem, zwykłą prośbe
> traktują jako atak na swoją osobę, a każda inność to dla nich nie liczenie
> się
> z ich znaniem (w domyśle z nim w ogóle). Obecnie milczę, bo nie mam siły
> mówić.
No właśnie. To rozumiem. Bezsilne milczenie - rozumiem, celowe wywoływanie
złych emocji wydaje mi się być nie tyle podłe, co dziecinne i idiotyczne.
> I chyba mi z tym lepiej niż z ciągłym wysłuchiwaniem ... czy na pewno
> wiem, że ...
> czy zauważyłam, że ... czy dzieci jadły, spały sikały ... A wszytko tonem
> ....
Hehehehhee - jak widzisz, znamy, znamy, posłuchamy :)
> Ale to jego problem, że denerwuje się faktem wyrzucenia lampy przez synową
> (jej lampy, z jej domu).
Tak. Ale ona jej, zauważ, nie wyrzuca, tylko mu mówi, żeby się podrażnić.
Uważasz to za normalne zachowanie?
Margola
|