Data: 2003-01-22 19:33:19
Temat: Re: Dzieciaczek sasiada...
Od: "AsiaS" <a...@n...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ewa Ressel"
> A czy informuj? dziecko? Jako? i Ty, i Jakub przechodzicie nad tym do
> porz?dku dziennego, w ogóle pomijaj?c kwestię ?wiadomo?ci/informowania
> dziecka.
Bo dla mnie sprawa jest nieskomplikowana, może dlatego że w takim
duchu byłam wychowana: rodzice to Ci, którzy karmią, wychowują, kochają.
To, że komuś udało się jedynie dokonać tak heroicznego wyczynu jak
umiejscowienie własnych plemników jako skutek uboczny orgazmu raczej
nie znaczy zbyt wiele. Sama kiedyś byłam w podobnej sytuacji, odkryłam
kilka dowodów że prawdopodobnie nie jestem biologicznym dzieckiem
moich rodziców. Ostatecznie okazało się że nie ja tylko siostra, ale przyznam
że nie rozumiem histerycznych reackji innych
dzieci na tę wiadomość. Sprawa jest jasna: wychować dziecko tak żeby
potrafiło samodzielnie myslec;) i żeby miało odpowiednio poukładane
wartościowanie,
także dotyczące definicji rodzica.
Wracając do konkretów:
zależnie od tego czy sąsiad wie czy nie wie, jakie są jego układy z żoną
i od tego czy on chce trzymać to w tajemnicy czy nie można
to różnie ułożyć.
A dziecku zwyczajnie mówi się że rodzice nie mogli mieć razem dziecka
i że potrzebowali pomocy innego dawcy z zewnątrz. Sprawę można
odpowiednio przestawić w naturalny sposób taki jak inne przypadki z otoczenia
np. ciocia Halinka z przeszczepioną nerką czy wujek Józek z przetaczaną krwią.
Sedno: organy, komórki, cialo - to jedno. A życie, uczucia, praca - to
drugie.
I prawdę mówiąc nawet nie chce sobie wyobrażać żebym AŻ TAK skopała
sprawę wychowania moich dzieci żeby nie rozumiały AŻ TAK oczywistych
dla nas spraw. Nie jesteśmy na pewno idealni (ach..daleka droga:( )
ale podstawy to podstawy.
--
Pozdrawiam
Asia
|