Data: 2003-01-24 12:19:38
Temat: Re: Dzieciaczek sasiada...
Od: Jakub Słocki <j...@s...net.nospam>
Pokaż wszystkie nagłówki
In article <3...@p...onet.pl>, a...@p...onet.pl
says...
> Oczywiscie, ze nie potrafie. Tylko, ze ja nie zakladam, ze bede
> potrafila- a Kuba owszem ( chyba, ze zle zrozumialam jego slowa ).
A ja sobie wyznaczam wysoko postawione cele - i zakladam ze potrafie
pewnych rzeczy dokonac. Choc jestem swiadomy ze moze to sie nie udac,
licze na to ze jednak sie uda.
> Masz go nauczyc radzic sobie- oczywiscie. Tylko po co zwiekszac
> prawdopodobienstwo zaistnienia tejze wsytuacji? Kiedy mozna ja
> zniwelowac, zrobic wszystko aby nie zaistnialo nawet minimalna szansa na
> klopoty i krzywde dziecka? Dla mnie usuniecie znanej i potencjalnie
> przez to groznej dla przyszlosci osoby z tej lamiglowki ( sasiada wraz z
> jego rodzina ) na rzecz osoby nieznanej sobie i dziecku- jest ta
> minimalizacja ryzyka.
Agi, dla mnie (nas) to zadna minimalizacja ryzyka. Po prostu tak
rozumujemy. Czy inseminacja, czy sasiad - to po prostu to samo.
I z jednego i z drugiego moze wyjsc problem plotek, ze dziecko nie jest
podobne do ojca a do kogos innego. Ba nawet przy biologicznej pewnosci
ze jednak jest sie dzieckiem wlasnych rodzicow tak moze byc. Moja corka
podobna jest w pewnych kwestiach do mojego brata :) No i co? A jak brat
zamieszka w okolicy? :)
Poza tym juz pisalem wczesniej komus. Monimalizacja ryzyka owszem, ale
do pewnych granic.
K.
|