Data: 2003-01-25 09:13:17
Temat: Re: Dzieciaczek sasiada...
Od: "Sowa" <s...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Jolanta Pers" <j...@N...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:b0rd3u$mkg$1@inews1.gazeta.pl...
> Jakub Słocki <j...@s...net.nospam> napisał(a):
>
> > Sasiadow nie poznaje. Nie wiem kto mieszka u mnie w bloku, a kto jest
> > tylko gosciem u kogos. I nie mam ochoty poznac.
>
> O rany, to gdzie Ty mieszkasz?! Ja wiem, że mój przypadek jako osoby
> mieszkającej w czymś w rodzaju komuny jest wybitnie niereprezentatywny,
ale
> sąsiedzi się przydają - do przysłowiowego rzucania okiem na mieszkanie
> sąsiada (u nas nie przeszedłby by numer typu złodzieje wynoszą komuś
> zawartość mieszkania mówiąc, że się wyprowadza), do podlewania kwiatków i
> wieczornego kręcenia się po mieszkaniu, jak się wyjeżdża. Sytuacja
nieznania
> choćby z twarzy sąsiadów jest dla mnie niewyobrażalna - u nas podejrzanie
> kręcąca się po klatce obca osoba natychmiast wywołuje reakcję "pan(i) do
> kogo?"
A już myślałam, że mieszkam na Marsie. :) Moi sąsiedzi mało,że jacyś
normalni, nie wpadający w schizofrenię po przekroczeniu progu, znajomi a z
jakichś nieznanych przyczyn nie namolni. Jak się jedni wynieśli , to nowi
bardzo miło po wprowadzeniu zapukali do najbliższych sąsiadów, przedstawili
się (bez wywlekania historii rodzinno/seksualnych), przestrzegli że będą
remontować i hałasować przez jakiś czas i też stali się - znajomi.
Nikt nie stworzył tu komuny:), gdzie wszystkie dzieci, psy, rośliny
doniczkowe są nasze, a gotujemy na jednym palniku wspólny obiad dla
wszystkich.
A jedni znajomi sąsiedzi okazali się z czasem na tyle interesujący i
sympatyczni, że stali się kolegami. I nawet mieszkanie drzwi w drzwi, nie
powoduje częstego przyłażenia i wysiadywania. Raczej jak za sobą zatęsknimy,
to się umawiamy, kto do kogo (lub do kąd) i czy mamy czas i chęci.
Sowa
|