Data: 2005-02-07 14:34:38
Temat: Re: I co ja mam o tym myśleć?
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Przemysław Dębski" <p...@g...pl> napisał w wiadomości
news:cu7gd5$605$1@news.onet.pl...
... co napisał, to napisał, o tym za chwilę.
>> Pitolisz, jak zwykle zresztą.
>> Niemal zawsze piszesz sensownie, ale tym razem
>> niekoniecznie. ;-)
Napisałem tak w różnych miejscach. Podejrzewam, że
nie dałeś się nabrać na moje przeciwstawne generalizacje
Twojej aktywności. Wyjaśniam to jednak na wszelki
wypadek, gdyby komuś tam wydawało się, że zawsze
piszę prawdę.
> Tym razem jednak, musze obstać przy swoim :) [...
Uparty jak osioł.
> ...] Cała sztuka tzw. podrywu polega
> własnie na stworzeniu owego punktu zaczepienia - to co się dzieje później to
> już tylko konsekwencja. W realu nikłe są szanse na stworzenie owego punktu
> metodą "na obojętność". Obojetnością można kuć żelazo aż do czerwoności, ale
> wpierw trzeba znaleźć sposób na przytarganie tego żelastwa do kuźni :)
Ciekawe są te skojarzenia z kuźnią. Jakiś kowal powiedział,
że z kobietą trzeba postępować tak, jak z żelazem: najpierw
rozgrzać, a później obrabiać. Wracając do rzeczy - cokolwiek
dramatyzujesz, pisząc o przytarganiu żelastwa do kuźni.
Nie chodzi mi wcale o to, że prawdziwy kowal zawsze
nosi swój młot przy sobie.
Nie obejdzie się, niestety, bez zarysowania kontekstu
historycznego oraz naświetlenia tła społeczno-ekonomicznego.
> Co innego w necie. Statystycznie patrząc, większość facetów odzywających się
> do kobitek na cztach i innych giegie, ma jeden cel - poświntuszyć sobie w mniej
> lub bardziej subtelny sposób. Czytałeś mój tekst z wątku o liście
> frankensztajna - o kubeczkach i dupczeniu ? :) [...
Czytałem, czytałem, tylko nie wiedziałem, czy kubeczek to ten
...sztejn a lista to dupcenie, czy może odwrotnie. ;-)
> ...] No więc kobitka, do której
> odzywa się facet który rozmawia normalnie, nie podrywa, nie świntuszy - ona
> poprostu zaczyna się zastanawiać - "hmmm o co mu chodzi, ciekawe kiedy
> przejdzie do tematu dupczenia" ... i masz już babe do kuźni przytarganą :)
No a tutaj wszystko jest jasne jak słońce.
> ...] A w realu ? No cóż - chyba średnio to by zadziałało - tym bardziej jeśli jest
> się dobrym aktorem - wtedy obiekt naszych zabiegów mógłby uwierzyć w naszą
> obojętność, co przyniosłoby skutek zgoła odwrotny od zamierzonego :)
Masz w tym ustępie absolutną rację. Wiesz, co mnie kiedyś
zaskoczyło? Nie zgadłbyś - odkrycie, że dziewczyny naprawdę
różnią się od chłopaków. Przykładowo, nie interesują się tymi,
którzy się nimi nie interesują. Taka generalna zasada, z milionami
wyjątków. Nie mam czasu na wyjątki, pogadajmy o zasadzie.
Wyobraźmy sobie imprezkę - jak najbardziej realną - w której
grupa znających się chłopaków spotyka się z grupą nie znanych
sobie dziewczyn. Cóż oni robią? Lustrują dziewczyny, przyglądają
się im uważnie, wymieniają uwagi, tworzą natychmiast ranking:
ta niezła, ta lepsza, a ta najlepsza. Tymczasem u dziewczyn
wygląda to inaczej. Nie wiem dokładnie jak (nigdy jeszcze
nie byłem dziewczyną), ale mniej więcej tak, że większość z nich
traktuje chłopaków jak szarą, bezkształtną masę. Z tej masy
raz na jakiś czas wyłania się egzemplarz, który cokolwiek
zagada, rzuci jakiś komplement, zatańczy - albo przynajmniej
spojrzy głęboko w oczy. Powolutku dla konkretnej dziewczyny
rośnie grono potencjalnych kandydatów na poważniejszą znajomość.
Po dość krótkim czasie lista subskrypcyjna zostaje zamknięta.
Maruderzy, choćby nie wiem jak (we własnym mniemaniu)
atrakcyjni, nie mają teraz u niej szans, pozostając na wieki
w szarej, bezkształtnej masie.
Teraz się Ciebie zapytowywuję, czy tak trudno wyłonić się
(choć na chwilę) z owej bezkształtnej masy? Minąć w przelocie,
zagadać, zwrócić (werbalnie, czyli oralnie) uwagę na jakiś jej
element ubioru lub uczesania? Powiedzmy sobie szczerze -
- różnie z tym bywa. Coby jednak nie zakłócić klarowności
wywodu, przyjmijmy, że to nic łatwiejszego pod słońcem. ;-)
Uffff... Żelastwo w kuźni. Teraz kujemy obojętnością.
> Druga sprawa, nasze polskie baby są strasznie rozpieszczone, szczególnie co
> ładniejsze egzemplarze - no nie wiem, być może gdzieś tam w nich siedzi
> natura zdobywcy, na której wywołaniu możnaby oprzeć naszą taktykę, ale z
> drugiej strony patrząc - czy oziębły facet stanowiłby dla nich wyzwanie ? :)
Właśnie w przypadku pięknych, rozpieszczonych dziewczyn
"nasza" strategia doskonale się sprawdza. Co robi nerwowy,
niedoświadczony chłopak, któremu jakimś cudem udało się
zdobyć tak zwany przyczółek? Nie odstępuje dziewczyny
na krok, stawiając jej drinki, zagadując, obtańcowując.
Obawia się, że jak tylko zostawi ją na chwilę samą,
natychmiast straci potencjalny łup. Tymczasem stary
wyjadacz wie, jak pogrywać w kulki. W czasie rozmowy
z nią zapyta: "Kim jest tamta atrakcyjna blondynka/brunetka/ruda?
Wypij teraz tego szampana, pogadaj/zatańcz z moim
kumplem, naprawdę wspaniałym facetem - i pozwól, że
z nią zatańczę". To działa niezawodnie. Przy okazji taka
strategia ma jeszcze jedną zaletę - czasami wyczerpują się
tematy na długą gadkę-szmatkę. Drętwa cisza bywa
naprawdę drętwa. ;-) Warto zatem na jakiś czas
odpuścić, zaczerpnąć świeżego powietrza oraz świeżych
pomysłów.
Czytałem kiedyś w mądrej książce głupiego autora (być
może było odwrotnie), że piękną kobietę należy traktować
z prosto i zwyczajnie. Przyzwyczaiła się ona od najmłodszych
lat do nieustannie składanych hołdów, a gdy trafi się wreszcie
ktoś, kto traktuje ją jak zwykłą, "normalną" dziewczynę,
z miejsca ją to zaskakuje i intryguje. Tutaj bym chętnie
rozwinął jakąś inną "swoją" teorię, ale nie bardzo mam już
czas.
> Już prędzej obstawiałbym układ, w którym natura księżniczki produkuje
> niezaspokojoną chuć bycia zdobywaną, a brak zdobywania wywołuje zdziwienie i
> zainteresowanie osobnikiem oziębłym - ale to tylko teroia. W praktyce
> niezdobywana księżniczka, nie będzie próbować przymuszać nas do zdobywania,
> tylko znajdzie sobie innego rycerza, przy okazji wywołując w nas zadrość.
"Nie ma nic bardziej praktycznego od dobrej teorii". Zgadnij,
któż to raz na jakiś przytaczał tę myśl? Piszesz, że to tylko
teoria. Albo coś ta "Twoja" teoria szwankuje, albo nie
umiesz jej przełożyć na praktykę.
Niemniej zgadzamy się w tym, że najważniejszy jest punkt
zaczepienia - czyli chociaż najcieńsza gumka rozciągnięta między
kulkami (a prezerwatywę noś i przy pogodzie). Rzucę teraz
sobie kilka bełkotliwych sentencji, w rodzaju: dobry początek
to połowa roboty, niemniej prawdziwego mężczyznę poznajemy
nie po tym, jak zaczyna... No właśnie, przedstaw nam tu
migiem listę Twoich zdobyczy (koniecznie z referencjami),
ty stary podrywaczu!
> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.
Zbójaj się! ;-)
--
Sławek
|