Data: 2001-12-03 11:53:16
Temat: Re: I ja wrocilem
Od: Waldemar Krzok <w...@z...fu-berlin.de>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Pierwszy tydzien - Wisla (alias Malyszewo :), osrodek "Granit". Snieg po
> kolana. Jedzenie w stylu "pozny Gierek". Na pierwsze sniadanie serwowane
> byly rozgotowane parowki drobiowe w kulootpornym flaku i anatomicznym
> ksztalcie, pardon, fiutow. Po tym wspanialym przezyciu pograzylem sie w
> traumie, czego dobra strona jest, ze reszty posilkow nie pamietam. Pozytywy:
> niezla musztarda.
ale musztardę na sucho wbijać? Nie lepiej było pójść do kuchni i wywalić
kucharkę na łeb (bo to chyba nie kucharz tak spartolił żarcie?)
> Drugi tydzien - Pokrzywna (na poludnie od Opola). Styl jedzenia podobny, na
> szczescie wykonanie o dwie klasy lepsze. Niestety po karmie z Wisly zrobila
> mi sie wielka afta na jezyku i przez 3 dni nie moglem jesc prawie wcale.
> Moze to i dobrze, bo mimo wszystko zachwycac sie nie bylo czym. Pozytywy:
> niezle bulki.
>
> I to tyle. Fajnie, ze bylo blisko czeskiej granicy, wiec moglem troche
> "pomrowkowac" :) Przetachalem sobie nieco bezbanderolowych oraz ser korbacek
> i kilo orzechow pistacjiowych.
a arasidów nie? Też się chciałem wybrać do czechów po płyty Jarka
Nohavicy, ale po zmianie pogody nie chciało mi się nadrabiać 200km.
>
> p.s. Jednym z trofeuw jest absynt (wyglada na bezczelna imitacje, ale co
> tam). Z czym to pic?
z przyjaciółmi i umiarem!
Waldek
|