Data: 2008-12-12 01:51:02
Temat: Re: Jak sie modlicie?
Od: adamoxx1 <a...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Bluzgacz pisze:
> Użytkownik "Fragile" <e...@i...pl> napisał w wiadomości
> news:81819b0b-3fc9-4f00-b872-0f3179abd938@z28g2000pr
d.googlegroups.com...
>
> Czlowiek albo jest chujem albo jest w porzadku i tyle. A czy ma boga w
> sobie?
Pomiędzy tymi dwiema skrajnościami jest jeszcze cała gama unikalnych
mieszanek cech. Ja tak mam po kilku piwach, że ktoś jest albo "spoko
gość" albo "kawał chuja." Ale nigdy nie odczuwam wtedy takich emocji jak
np. zachwyt, a sądzę że między innymi dla takich warto żyć.
> Nie ma to zadnego znaczenia. Zreszta wiekszosc - tych zlych i tych dobrych
> nie ma go w sobie w ogole.
> To czy bog istnieje czy go nie ma, nie stanowi zadnej roznicy.
Z "praktycznego" punktu widzenia. Jeden i drugi posiedzi z Tobą przy
piwie, poda gazete albo da po ryju, nie ma różnicy. Można zwracać uwagę
wyłącznie na skutki, zapominając o ich przyczynach. A to one nadają
jakość działaniom.
> Ludzie musza w cos wierzyc, bo sa slabi. Ja nie mowie o obrzedach, ktore
> czesto sa jak najbardziej pozytywne, buduja i umacniaja wiezi miedzyludzkie,
> rodzinne - to tylko przypadek, ze akurat sa zwiazane z religia (vide:
> judaizm).
> Mowie o tej calej metafizyce, mistycyzmie itp pierdolach.
> Najprosciej: "jak trwoga to do boga". Glebszych tresci doszukuja sie w tym
> tylko ci, ktorzy naprawde nie maja nic do roboty w zyciu (maja mnostwo
> wolnego czasu) i mysla, ze to pomaga. Musza myslec o czyms, poniewaz zycie
> ich przerasta.
Bardzo pocieszające wytłumaczenie, można problem zamieść pod dywan. Ale
znowu widzisz jedynie powierzchowność. Nikt nie powiedział, że człowiek
musi ostentacyjnie działać. Że ma wypracowywać jakieś materialne,
widoczne dla oka skutki.
Co to znaczy że *życie* przerasta? Może masz na myśli system,
oczekiwania społeczeństwa, "standardy"?
> Patrzac na tych naprawde nawiedzonych i gleboko wierzacych mozna dojsc do
> takiego wniosku, znaczna czesc z nich to osoby, ktore sie boja zycia i
> wyzwan.
Może dla nich wyzwaniem jest coś kompletnie innego? Może boją się
agresywnych, żądnych krwi ludzi? Może postrzegają ich jak przybyszów z
ciemnej krainy, z którymi nawet niebardzo mają ochotę wchodzić w
jakiejkolwiek relacje? Może dla nich ci otaczający ludzie są zbyt
prości, żeby mogli się od nich czegoś nauczyć?
> Wola klepac paciory i miec chujowa zludna nadzieje ze im bozia
> pomoze przezwyciezyc raka z przerzutami, sprawi ze dziecko przestanie byc
> beztalenciem i debilem, albo ze nie bedzie kolejnych mordow i gwaltow w
> jakiejs tam wiosce na drugim koncu swiata.
A chuj z nimi, chcieć i brać każdy potrafi. To komusza mentalność chyba
jeszcze.
> To samo dotyczy zwyklych codziennych spraw. Modlitwy to ucieczka,
> tchorzenie. Takie zaprzatanie mysli i uciekanie od problemow, gadanie, zeby
> zagadac problem. No, przynajmniej w znakomitej wiekszosci przypadkow.
Ja się nie modle, bo nie znalazłem na to jeszcze sposobu. Przyjmując
definicje cbnet'a, że modlitwa to odpowiedź człowieka na miłość Boga,
trzeba najpierw nauczyć się tą miłość dostrzegać i się nią zachwycić.
--
//-\\ || )) //-\\ ][\/][
a...@p...onet.pl
|