Data: 2001-08-17 18:39:57
Temat: Re: Jeszcze raz "popychajace sie atomy"
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...promail.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Duch w news:9lj8vi$dl2$1@news.tpi.pl...
(...)
> To tylko, takie "zaznaczenie problemu",
> I nie mowie, ze opis jest idealny. :-) Zdrufka, Duch
Opisowi daleko do ideału... Duchu ;)) Mam wrażenie, jakbyś się trochę
napił przed podjęciem tego wysiłku ;). No ale mniejsza z tym.
Chcę Ci coś dorzucić do Twego laboratorium, gdyż nijak swego własnego
przypadku w nim nie mogę znaleźć. A że Ty światły i myślący więc ...
[Wybacz, że przestawiam kolejność Twego postu...]
> Problem naukowca jest taki, ze on szuka, ale przy szukaniu
> napotyka (naturalnie niestety) na pewna "brudna wizje czlowieka" /.../.
> Wierzacy wydaje mu sie glupszy, bo jeszcze nie wie tego
> co on juz wie, jednak sam naukowiec nie czuje sie przez to
> szczesliwy, a raczej mniej. Zostal obdarty z pewnych jakby
> "zludzen", widzi "brudy" i czesto nawet zazdrosci on wierzacemu tej
> pewnosci, jednak sam tej pewnosci nie moze dostac bo juz nie wierzy
> w pewne rzeczy.
Ja patrzę na to inaczej. Zarówno wśród "wierzących" jak i "naukowców"
(trzymając się Twej terminologii) są ludzie, którym nie obca jest wiedza
i przekonania charakterystyczne czy też dominujące w grupie przeciwnej.
Powstaje wówczas nieco schizofreniczna dwudzielność myślenia, niemniej
dająca się jakims cudem pogodzić w różnych obszarach aktywności
intelektualnej.
Jednak sam czując się "naukowcem" absolutnie nie uważam kogoś z grupy
przeciwnej za głupszego (oczywiście z tych co używają jednak rozumu).
Jak słusznie zauważasz, uznanie się za "naukowca" nie daje wcale odpowiedzi
a jedynie mnoży pytania. Już tylko to sprawia, że człowiek rzeczywiście czuje
się gorzej w sensie pewności swego bytu i w tym sensie rzeczywiście czasem
zazdrości tym co "znają odpowiedzi" poprzez wiarę.
Niemniej niewiedza nie jest uczuciem tak dramatycznie wpływającym na życie,
że czyni z niego pasmo męki piekielnej. Z niewiedzą można się pogodzić
wcale nie uciekając się do wiary. Nazywa się to pokorą. Ale prawdą jest,
że żeby tego doświadczyć trzeba się sporo naszarpać. Potem jest już tylko
spokój... ;))).
> Mi sie to wszystko wydaje szokujace, bo to co zrobilem,
> to pokazalem, ze "swiatopoglad naukowy" jest tak samo
> oparty na pewnych pragnieniach, lekach, troskach, wiarze.
Ja sądzę, że jest to oparte na głodzie przede wszystkim. Na pragnieniach spełnienia
się w tym niezwykle krótkim czasie jaki nam dano prawdopodobnie przez przypadek
do dyspozycji...
> A jest to o tyle szokujace, ze wlasnie po to m.in.
> ten swiatopoglad powstal, zeby troche oddzielic
> sie od "brudnego wnetrza", ktore ludzie zaczleli zauwazac.
Z tym się nie zgodzę. Rozwój jest jedynym wszechogarniającym prawidłem
widzianego przez nas świata. Rozwój wszędzie tam, gdzie tylko pojawia się
życie (resztą rządzi entropia). I dlatego wraz z pojawieniem się homo sapiens
prędzej czy później musiała pojawić się myśl "naukowca" dociekającego
głębiej, niż zadowolenie "wierzących".
> Cos w tym zlego? Nic! Takie zycie... Ale ja urwalem sie z choinki,
> chce teraz udowodnic, ze u jego podstaw stoja
> m.in. obawy, leki, szukanie sensu zycia itp. Glupek ze mnie co? :-)
W każdym pytaniu tkwi ziarno mądrości (jakby powiedział natchniony Rinaldo ;))
Szukajmy dalej...:))
--
serdeczności
Allfređ
~~~~~~~~~
|