Data: 2008-04-30 13:45:22
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: "michal" <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ikselka wrote:
> Wydaje mi się, że nieco spłycacie znaczenie miłości własnej.
> Miłość własna, ta dobrze pojmowana, to zespół nastawień
> konstruktywnych (nie bierne podziwianie i pozwalanie sobie na
> wszystko) względem własnej osoby (nie tylko ciała). Czyli oczywiście,
> jak pisał Michał, szacunek dla samego siebie też, ale i pozytywny
> emocjonalny i fizyczny (tak tak!) stosunek do siebie, który wynika z
> uznawania właściwych zasad i wzorców, które uznajemy, że spełniliśmy,
> lub przynajmniej są one naszym celem i chcemy w tym kierunku siebie
> zmieniać.
Stosując niewłaciwe wzorce i zasady wcale nie musimy zmieniać pozytywnego
stosunku do siebie. Projekcja i racjonalizacja nam w tym skutecznie pomogą.
> Wydaje mi się, że clue pojęcia MIŁOŚĆ WŁASNA jest AKCEPTACJA
> AKCEPTACJI SIEBIE :-)
Akceptacja akceptacji siebie, jest podobna do miłości do miłości własnej. :)
> Powszechnym nastawieniem do ludzi akceptujących akceptację siebie jest
> NIEAKCEPTACJA otoczenia.
> Wręcz odnosze wrażenie, że ludzie generalnie SIEBIE SAMYCH nie
> akceptują, więc spotkanie z takim indywiduum jak ja powoduje złe
> nastawienie, w najlepszym razie reakcje typu "podnoszę lupę i
> podziwiam" :-)
> Nie dam się zmienić nikomu. Ja ciężko pracuję na swoją akceptację.
> Czyjaś niemożność nie jest w stanie mnie zniechęcić, przeciwnie - to
> ja będę takiemu człowiekowi tym mocniej pokazywać wzorzec, dla jego
> własnego dobra: może wreszcie zrozumie, że można, po prostu i
> zwyczajnie można i TRZEBA siebie zakceptować, podziwiać, kochać.
> Kiedy się to osiągnie (a łatwo nie jest), wtedy "okaz" taki jak ja
> przestanie dziwić :-)
A do czego taka postawa może doprowadzić? Bo jeśli to prawda, że Twoje
samouwielbienie (miłość do miłości własnej - to dobre określenie, podoba mi
się) powoduje brak akceptacji otoczenia - to wygląda na to, że jak już
wszyscy znajomi Ciebie poznają od tej strony, będziesz w końcu osamotniona.
Ale jeżeli dalej będziesz się zastanawiać nad tym, dlaczego tak jest i
dojdziesz kiedyś do wniosku, że może to wcale nie dlatego, że otoczenie jest
zawistne i nie akceptujące siebie - to jakieś światełko w tunelu być może
zaświeci... :)
> Co mi daje moja postawa?
> Nie przyjemność z patrzenia w lustro - tak mogą pomyśleć zawistnie
> tylko osoby nie akceptujące siebie ;-P
> Dzięki patrzeniu w lustro widzę, jak się zmieniam - mam świadomość
> ulotności.
Rzetelną kontrolę zmian zwykło się nazywać weryfikacją. Konfrontowaniem
podejmowanych decyzji z przyjętymi zasadami. Przy weryfikacji swoich
poczynań zalecałbym ostrą krytykę zamiast zachwytu za wszelką cenę..
> Poza lustrem widzę pięknych (jak ja ;-P) ludzi, którzy też się
> starzeją, zmieniają, brzydną - a mimo to ich kocham, jak siebie :-)
To są Ci sami, co Ciebie nie akceptują?
> Jak z tym jest u Was?
Raczej odwrotnie. U mnie.
--
pozdrawiam
michał
|