Data: 2004-02-13 11:39:28
Temat: Re: Kryzys 17 latka - A jednak nie to samo....
Od: "kolorowa" <v...@a...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "jerzyg" <j...@o...pl> napisał w wiadomości
news:c0ggvg$9pk$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Albo niech
> przyczyną będzie wzajemny brak akceptacji np. rodzaju ulubionych filmów,
> jakie koniecznie chciał oglądać na okragło kiedy miał 12 lat. A może
> wychowanie przez babcię, a może kreowana w nim przez początki szkoły
> podstawowej rola małego geniusza w rodzinie.
"Rola małego geniusza w rodzinie". Coś zaczyna się rysować. IMO Twój syn
został obciażony rolą geniusza. Dopóki był w podstawówce, miał dobre oceny -
było w miarę oki. Wywiązywał się z najważniejszego wymagania. Po egzaminach
sprawa się rypła. Nawet nie muszę się domyślać, jaka była Twoja reakcja, bo
widać to wyraźnie w Twoich postach: odrzucasz syna, który nie spełnia Twoich
oczekiwań. Powtórzę za innymi: to nie Twój syn jest nie taki. To Ty jesteś
nie taki dla syna.
Pytasz, skąd u niego autodestrukcja? Nie pozwalasz mu żyć takim, jaki jest.
Więc on też sobie nie pozwala, a być takim, jakiego Ty sobie wymarzyłeś -
nie potrafi. To niby co mu pozostało?
Rozumiem, że masz swój patent na "lepsze" życie. Ale to jest Twoje życie.
Twój syn ma prawo mieć swój własny na nie sposób i swoją definicję
szczęścia.
Tobie nie chodzi o to, żeby on był szczęśliwy, ale o to, żebyś Ty był. Nie
jest to żaden zarzut - każdemu chodzi o własne szczęście. Problem polega na
tym, że uczyniłeś ze swojego syna narzędzie do osiągnięcia własnej
satysfakcji. W efekcie obaj jesteście nieszczęśliwi.
I znów powtórzę za innymi: zajmij się sobą. A z syna po prostu się ciesz.
Ciesz się jego obecnością, każdą z nim rozmową. O ile oczywiście wciąż
zalezy Ci na synu. A nie na chodzącym funduszu emerytalnym;-> Respektuj jego
uczucia. Nie zakładaj złych intencji. Nie pouczaj, bo stajesz się dla niego
jednym wielkim poczuciem winy. A za winą idzie kara. No i on się karze.
>
Liczyłem
> także na opinie młodych ludzi "po przejsciach", którzy potrafią
racjonalnie
> i z dystansem ocenić swoje błędy i przekazać płynące stąd wnioski.
I znowu to samo: oczywiście to młodzi ludzie popełniają błędy. To oni muszą
się naprawić, bo przecież ci wspaniali (ach, och, jacy wspaniali i mądrzy!)
rodzice wiedzą najlepiej;->
> Ja tylko chciałem tym przykładem podkreślić, ze nawet w tak drobnym
> epizodzie załamać się może moja dobra wola poszukiwania pozytwów. Jego
> chwilowe, nieodpowiedzialne zachowanie będzie przez najbliższe kilka lat
> przypominało mi się ilekroć spojrzę na brudną ścianę.
O mój Boże! Nieodpowiedzialne?! A on jest wróżką czy jak? Wymagasz od niego,
żeby przwidywał wszystko, co może Ci się nie spodobać. Chłopak może w ogóle
nie myślał o tej ścianie. Może po prostu chciał się dostać do domu. Co by
nie zrobił, to będzie źle. Nie dlatego, że on jest zły, ale dlatego, że Ty
wyszukujesz te złe rzeczy i odbierasz je osobiście. Traktujesz jak atak na
Ciebie, a syna jak wroga, którego trzeba pokonać.
> Ale jak w takim razie można romawiać o jego problemach nie dotykając
żadnej
> ze sfer w jakich widaćje gołym okiem?
To nie rozmawiaj o jego problemach. Wyobraź sobie, że ktoś przychodzi do
Ciebie i zaczyna gadkę o Twoich problemach i mówi, co masz zrobić. Tak jak
my teraz robimy, tylko bez zaproszenia. Jest różnica? Poczekaj aż on Cię
poprosi o radę. Tylko nie wcielaj się znowu w rolę eksperta od wszystkiego.
> Ale dla mnie to oczywiste, że on musi się zmienić.
To czekaj tatka latka;) On się zmieni. Tylko nie w tę stronę, którą Ty byś
chciał. Jeżeli będziesz przyciskać, to albo zerwie z Tobą kontakty (i wtedy
nici z darmowej opieki na starość;->), albo go złamiesz.
> >[Moje zasady:]
> > > 2. Empatia - przynajmniej wewnątrz rodziny
>
> > Oczywiście natomiast. czy to czasem nie oznacza przejmowania problemów
> dorosłych, z którymi to oni powinni sobie radzić?
>
> Nie. Mam tu na myśli zdolność do oceny np. stopnia fizycznego lub
> psychicznego cierpienia innych członków rodziny w kwestiach nie związanych
z
> nim, ale także tych wywołanych przez niego.
A masz tu na myśli siebie czy swojego syna? Bo odnoszę nieodparte wrażenie,
że w Twojej rodzinie jedynym źródłem cierpienia jest Twój syn. To może
wyrwać chwasta;->>>
A jak z tą empatią u Ciebie? Chyba nie najlepiej, skoro nie potrafisz
dotrzeć do własnego syna?
> > > 3. Altruizm - przynajmniej wewnątrz rodziny
>
> > Oczywiście tylko zależy od praktyki bo np. altruizm może sprowadzać się
do
> ustępowania ze swoich praw. Interesowanie się na siłę zdrowiem cioci.
> Oczywiście. Alturuizm bez rezygnacji ze swoich praw, bez poświęcenia nie
> jest altruizmem, ale handlem (w najlepszym przypadku emocjami). Jeżeli
> ciocia jest nam znana np. przez lata przynosi z kazdą wizytą cukierki, a
> potem trafia do szpitala, to jest naturalne, ze oczekuje jakieś formy
pomocy
> (np. przekazania pytania o zdrowie i życzeń). Altruizm to np. zrobienie
> rodzicom śniadania w niedzielę rano, albo deklaracja wyjazdu na działkę
aby
> ściąć trawę. Ale może ja mylę pojęcia i definicje...?
Obawiam się, ze mylisz. Jeśli ciocia przynosi cukierki, bo ma z tego
radochę, to jest to altruizm. Jeśli w zamian za to trzeba jej się
odwdzięczyć - to jest to handel wymienny. Jeśli pomagasz tej cioci, bo ją
lubisz, to jest to altruizm. Altruizmu nie można wymagać, bo egzekwowany
przestaje być altruizmem. Altruizm nie jest poświęceniem. Jest chęcią.
>
> > > 4. Odpowiedzialność za siebie
> >
> > Czy odpowiedzialność za siebie łamie np. wybranie się do studium
> krawiectwa zamiast na prawo?
>
> Nie, natomiast porzucając w wieku 15 lat naukę i nie mając zamiaru iść do
> pracy (oprócz roznoszenia ulotek) jest to dla mnie wyraz braku
> odpowiedzialność za swoją przyszłość przez następne kilkanaście lat.
A ja myślałam, że jest brak odpowiedzialności za Twoją przyszłość.
> > > 5. Odpowiedzialność za innych
> >
> > Oczywiście ale też to jest trochę enigmatyczne. Za rodziców?
>
> Też. Przecież to on będzie tym, na którego będziemy liczyć, kiedy
> przestaniemy sobie radzić sami w życiu, kiedy choroby i niedostatek będą
> wymagały pomocy dzieci. Może to cynicznie brzmi, ale w końcu samo prawo
> stanowi o obowiązkach alimentacyjnych, także wobec rodziców. A jeśli to
zbyt
> abstrakcyjne, to dam prostszy przykład. Utrzymywanie przez nas
> niepracującego, dorosłego syna może spowodać, że nie można bedzie zapewnić
> odpowiedniego startu życiowego jego siostrze, nawet jeśli ona tego bardzo
> chce i stara się to umożliwić ze swej strony wynikami w nauce.
To go nie utrzymujcie. Oddajcie odpowiedzialność za niego jemu właśnie.
Dlaczego tak mieszacie odpowiedzialność za siebie z odpowiedzialnością za
innych? Wzieliście odpowiedzialność za niego, nie chcecie mu oddać ani
odrobiny, a równocześnie wymagacie, żeby się czuł odpowiedzialny za Was. IMO
to kompletnie bez sensu. Niech każdy weźmie odpowiedzialność za siebie.
W końcu
> odpowiedzialność to dla mnie także traktowanie pieniędzy w portfelu
rodziców
> jako "wspólnych", niezależnie gdzie trafiają: na pokrycie kosztów
kolejnych
> nieudanych prób edukacyjnych, naprawę uszkodzonego sprzętu domowego, czy
> choćby tynkowanie owej nieszczęsnej ściany.
Jeśli wspólnych to pewnie wspólnie omawiacie wszystkie wydatki.
> > Sytuacja wygląda tak, że do tej pory był w domu jakiś nienajlepszy
układ,
> który syn rozbił bo przestał mu w wieku dojrzewania odpowiadać.Staracie
się
> posłać go na terapię -żeby ten układ wrócił do stanu poprzedniego ale nie
> chcecie zmienić się .
>
> Zwróć uwagę : powtarzasz o konieczność zmiany przez nas w opozycji do
zmiany
> przez niego. Czy rzeczywiście uważasz, że punkt ciężkości problemu leży po
> naszej stronie? Jesli tak, czy masz jakieś rady co do naszego zachowania,
> które nie będą zakładały zmiany u niego?
Odnoszę identyczne wrażenie jak Tomasz. Nie oczekuj po synu jakiejś
konkretnej zmiany. Ona na pewno nastąpi. Ale, jaka będzie? Na pewno na
lepsze.
Małgośka
|