Data: 2010-03-18 21:14:43
Temat: Re: Kwestia neutralności w procesie terapeutycznym.
Od: medea <X...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Marchewka pisze:
> Dobrze rozumiesz przeczytany tekst. Jednak sprawa zab. zosobowosci nie
> jest juz taka prosta.
Chyba nikt nie twierdzi że prosta?
> A na pewno nie ma co o nie obwiniac (jedynie)
> matke. W podejsciu psychodynamicznym tak jest, ze nie dostrzega sie
> tatusia, czy innych tzw. osob znaczacych, np. babcia, ktora wychowuje
> wnuka.
> Wszystko i tak sprowadza sie do cieplych, bezpiecznych relacji.
Myślę, że chodziło o pewien schemat tylko. Wiadomo, że jeśli jakaś inna
osoba spełnia, czy rekompensuje na bieżąco rolę matki, to taki problem
nie wystąpi, a przynajmniej nie w takim zakresie.
BTW Znam taki dość ciekawy przypadek z mojego otoczenia (czy raczej
otoczenia córki). Otóż rodzice pozostawili półroczną córkę babci, a sami
wyjechali do USA. Z córką kontaktowali się jedynie przez skype'a, kiedy
ta już była na tyle duża, że dało się z nią rozmawiać. Nie przyjeżdżali
do Polski (pewnie z obawy przed brakiem możliwości powrotu do USA, brak
zielnej karty), ale oczywiście przysyłali pieniądze, a babcia poświęciła
zupełnie jej swoje życie i na pewno była dla niej świetną opiekunką.
Kiedy dziewczynka skończyła 6 lat, poleciały razem z babcią do rodziców.
Strasznie jestem ciekawa, jak ich historia się potoczy, chociaż pewnie
się nie dowiem, przynajmniej niezbyt szybko (bo babcia pewnie nieprędko
wróci, o ile w ogóle). Niemniej jednak było to dla mnie szokiem, że
można nie widzieć swojego dziecka przez tyle najważniejszych lat jego
dzieciństwa.
> Przede wszystkim ktos, kto sie podejmuje wkroczyc na droge terapii, musi
> podjac suwerenna decyzje, co do tego. Czyli przede wszystkim _chciec_
> przejsc terapie i miec cel z nia zwiazany.
No tak, oczywiście. O tym też pisałam. Ten temat zresztą nie pierwszy
raz tu się pojawia. ;)
Ewa
|