Data: 2006-01-20 20:46:42
Temat: Re: O znęcaniu się nad dziećmi.... [Było: Re: Dorośli(imprezki) i dzieci...]
Od: "Nixe" <n...@f...peel>
Pokaż wszystkie nagłówki
W wiadomości <news:dqqvr1$gav$1@news.onet.pl>
Joanna Duszczyńska <j...@p...onet.pl> pisze:
> Może inaczej definiujemy imprezę dla dorosłych...
> Jak dla mnie to ona nie odbywa się w obecności dzieci - jeśłi jednak
> dziecko jest w domu to impreza nie jest dla dorosłych.
W takim razie faktycznie inaczej definiujemy taką imprezę.
> Granice zdrowego rozsądku powinny Ci podpowadać, że dziecko jest dla
> ciebie co najmniej tak samo ważne jak znajomi.
Zasadniczo jest dużo ważniejsze, niż znajomi i cała reszta świata.
Ale z drugiej strony nie jest pępkiem świata.
Ja też mam swoje prawa, w tym prawo do odrobiny zdrowego egoizmu.
Możesz się z tym nie zgodzić, możesz "katować" się przez całe życie w myśl
idei "dziecko bezwarunkowo najważniejsze", ale z drugiej strony nie określaj
postępowania innych rodziców mianem znęcania się psychicznego nad dzieckiem,
bo nijak to pod takie określenie nie podpada.
>> - Zostajesz w domu, bo my idziemy do kina.
> Idziemy z dzieckiem na poranek dla dzieci, nie idziemy sami, albo tak
> aranżujemy sytuację, żeby dziecko chciało zostać. Można np zawieść
> dziecko do znajomych z dzieckiem w tym samym wieku - oni potem
> odwdzięczą nam się tym samym. Można zawieźć dziecko z babcią na dwie
> godziny do sali zabaw dla dzieci i w tym czasie iść do kina i jeszcze
> wiele innych pomysłów.
A jeśli dziecko się uprze i zrobi awanturę? Bo tak i już?
Naprawdę uważasz, że za cenę spełnienia dziecięcej zachcianki i kaprysu
rodzice powinni dezorganizować swoje życie?
> Nie można dziecka karać za to że jest!
Nie rozumiem, dlaczego_uzasadnioną_odmowę (tu pójścia z rodzicami do kina)
nazywasz karą?
>> - Idziesz spać, bo my będziemy oglądać film dla dorosłych.
> O tym już pisałam - nie oglądamy idziemy spać razem.
Jak wyżej. Mam ochotę obejrzeć film. Dziecko powinno w tym czasie spać.
Nie rozumiem, dlaczego zamiast jasnego określenia sytuacji i postawienia
granic proponujesz rozmyte rozwiązanie problemu w postaci zamiecenia
okruszków pod dywan?
>> - Jedzisz na tydzień do babci, bo my wyjeżdżamy w Himalaje.
> albo tak to
> organizujemy, żeby dziecku wydawało się, że ono ma lepiej i tak
> rozstanie z rodzicami jest dla niego wielkim przeżyciem.
A czym to, co napisałaś, w jakiś sposób stoi w sprzeczności z tym, co
napisałam ja?
>> - Idziesz się teraz zająć sobą, bo ja mam gościa.
> Jeśli byłaś tak traktowana, to bardzo Ci współczuję.
Naprawdę nie musisz, bo to tak, jak ja powiedziałabym, że współczuję Ci
tego, że masz już takie duże dzieci ;-)
Dla mnie to było naturalne - tak byłam wychowywana. Ale widocznie na tyle
silnie była we mnie zakorzeniona wiara w to, że nikt - ani mama ani tata -
mnie w ten sposób nie odrzuca, to zupełnie nie stanowiło to dla mnie
problemu.
>> A piszę to z własnego doświadczenia dziecka, dla którego normalny
>> był fakt, że dorośli mają swoje prawa, do których dzieci po prostu
>> jeszcze nie dorosły.
> To jest normalny fakt, ale Twoje z niego wnioski są brakiem szacunku
> dla dziecka, dla jego psychiki.
Nie uważam, by egzekwowanie swoich rodzicielskich praw i stawianie dziecku
uzasadnionych granic było równoznaczne z brakiem szacunku dla dziecka i jego
psychiki.
>> Może korzystać z całego mieszkania. Może także przychodzić do
>> pokoju, gdzie jest spotkanie (zjeść, napić się, powiadomić o czymś
>> rodziców,
>> spytać się o coś) - nie sądzę, by ktoś widział w tym jakiś problem.
> I tu się zgadzam.
I tak to w moim/naszym przypadku wygląda/ło.
>> Chodzi jednak o to,
>> by generalnie zajęło się w tym czasie sobą i zabawą,
> A Tu się nie zgadzam. Chodzi o to, żeby dorośli tak mu zorganizowali
> czas, żeby się zajmował sobą i zabawą.
Tyle tylko, że często, pomimo takiej organizacji, dziecko nie przejawia
chęci "współpracy" i usiłuje postawić na swoim. A ja w takim przypadku nie
uważam, by rodzice musieli ustąpić.
--
PozdrawiaM
|