Data: 2006-01-24 20:23:59
Temat: Re: O znęcaniu się nad dziećmi.... [Było: Re: Dorośli(imprezki) i dzieci...]
Od: "miranka" <a...@m...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Nixe" <n...@f...peel> wrote in message news:dr5u9n$1f89$1@news.mm.pl...
>
> Bo (w omawianym przypadku) nie uważam, by zdanie kilkulatka w kwestii
"robić
> czy nie robić spotkanie z moimi znajomymi" mogło być w jakiś sposób
znaczące
> dla mojej decyzji. To nie jest sprawa, która dotyczy bezpośrednio samego
> dziecka. Tak samo, jak nie pytałabym się dziecka, czy mogę zmienić pracę
lub
> czy mogę iść do kina z koleżanką.
Przeginasz, Nixe. Tu nie chodzi o "pytanie kilkulatka o pozwolenie", tylko o
zakomunikowanie planów, żeby uniknąć sytuacji, kiedy te plany ze sobą
kolidują. Oczywiście, że w przypadku kilkulatka nie ma to większego
znaczenia - kilkulatek nawet nie będzie Ci potrafił powiedzieć, czy podoba
mu się, że zmieniasz pracę, czy nie - ale można to potraktować jako
inwestycję w przyszłe porozumienie. Ja w każdym razie zawsze starałam się
dać dziecku poczucie, że jego zdanie się liczy - od koloru skarpetek, które
ma ochotę założyć, po sposoby spędzania czasu. Jeśli miał inne zdanie niż
ja, starałam się go przekonać do mojego, albo ustępowałam, jeśli to było
możliwe. Jakoś mój autorytet na tym nie ucierpiał, a traktowanie dziecka od
małego poważnie, dziś procentuje. Nadal po prostu mówimy sobie jakie mamy
plany i sprawdzamy, czy one nie kolidują z planami reszty rodziny (albo ze
zdrowym rozsądkiem:). Jeśli kolidują - plany ulegają modyfikacji. Prosta
sprawa. Nikt nikim nie rządzi, nikt nikomu nie wchodzi na głowę, a decyzje
zostają uzasadnione i przedyskutowane, zanim wywołają bunt czy poczucie
krzywdy. Ty wybierasz opcję - "ja wiem lepiej, dzieci będą robiły to, co ja
im każę, bez dyskusji". OK. Nikt Ci nie broni. My Ci tylko mówimy, że można
inaczej. Ale jeśli Twoje dzieci też nie potrafią uznać argumentów drugiej
strony, i w każdej dyskusji to one MUSZĄ mieć ostatnie słowo i po prostu
MUSZĄ postawić na swoim, to rzeczywiście dyskutowanie z nimi o czymkolwiek
nie ma sensu. Ja z Adamem mogę przedyskutować każdy problem i zawsze jakieś
polubowne rozwiązanie znajdujemy. Może dlatego dajemy sobie radę bez nakazów
i zakazów.
Tak więc, proponuję zakończyć tę całkowicie już jałową dyskusję. Jeśli
chcesz możemy spisać protokół rozbieżności:)
Anka
|