Data: 2004-11-12 18:55:12
Temat: Re: Pieni?dze w małżeństwie - czyli ...
Od: "Karolina \"duszołap\" Matuszewska" <g...@i...wytnij.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Kaszycha wrote:
>>> No i popatrz jak ładnie się ze mną zgodziłaś. Okazuje się, że istotą
>>> związku jest seks :)
>> Sheesh, skąd wyczytałaś, że jest ISTOTĄ związku?
> Rozumiem, że miewasz związki z przyjaciółmi.
Przyjaźń _jest_ związkiem.
> Dla mnie to wynika jasno z tego
> co piszesz. Cytuję u góry-" w przeciwieństwie do najlepszego przyjaciela
> towarzysz życia pociaga mnie fizycznie. (specjalnie bez skrótów- może to
> wygląda nieco jaśniej.) czyli towarzysz życia to taki najlepszy przyjaciel z
> którym sypiam."
> Resztę mogę spokojnie realizowac z przyjacielem albo przyjaciółką.
Ale skąd wzięłaś, że seks jest ISTOTĄ związku, a nie np. efektem,
skutkiem ubocznym, whatever? Czy z mojej pisaniny wynika dla Ciebie, że
nic nie jest ważne, byle pod kołdrą się układało? Istotą związku jest
wszystko, co się na ten związek składa -- miłość, seks, zaufanie,
szacunek, "wspólne sprawy". Zdarzyło mi się tak w życiu, że poznałam
mężczyzn, z którzy spełniali wszystkie te założenia, za wyjątkiem
fizycznego pociągu, więc nie zostaliśmy partnerami, a przyjaciółmi --
ale to nijak nie czyni z seksu podstawy związku. Łapiesz? Seks jest tym,
co odróżnia mój związek z TŻ a z MBF, ale nie stanowi rdzenia tegoż
związku.
>> Przeleciałam przez moje
>> wypowiedzi w poszukiwaniu takiej, w której pisałam, że TŻ to osobnik, z
>> którym można liczyć li i jedynie na świetny seks -- i jakoś nie mogę
>> takiego listu znaleźć...
> Czasem to czego szukasz masz pod samym nosem.....
Zmuszona jestem jednak prosić o pokazanie palcem. Gdzie więc piszę, że
seks to istota związku?
>> A na poważnie -- dla mnie TŻ najpierw został przyjacielem, dopiero potem
>> TŻ. A kiedy już został TŻ to wspólne zainteresowania, szacunek,
>> zaufanie, przegadywane noce, pasje, hobby, poczucie humoru itp. nie
>> wyparowały przecież automagicznie, ani nie zostały zastąpione przez
>> seks, prawda?
> Czyli jak rozumiem do wspaniałego, przyjacielskiego układu dorzuciłaś seks i
> to jest przepis na rodzinę.
Hmm... Tak. Wspaniały przyjacielski układ i udany seks -- to przepis na
dobry związek według duszołap.
>> A czym jest rodzina? Pamiętaniem, że ktoś nie lubi herbaty z cytryną;
>> wspólnym przeżywaniem niepowodzeń; rozmawianiem podczas posiłków? Pokaż
>> mi w Twojej wizji Rodziny (przez duże R) palcem jedną rzecz, której nie
>> dałoby się realizować z Przyjacielem (przez duże P).
> Dokładnie tym jest rodzina. Wspólnym życiem.
Czyli odkąd wyprowadziłam się z domu Mama przestała być moją rodziną? A
wszystkie kuzynki, ciotki, babcie i wujkowie nigdy nią nie byli?
> Przeżywanie i radości i
> niepowodzeń. (nie wiem skąd ten pesymizm- nie wspominasz o radościach)
Bo do wspólnego przeżywania radości zawsze się ktoś znajdzie, naprawdę
ważni są ci, którzy zostają przy Tobie kiedy nie jest kolorowo.
> Nie
> dam rady jeść z żadnym przyjacielem codziennie śniadania ani kolacji-
Czyli jeśli TŻ wyjeżdża na dłuższy okres np. za chlebem, to przestaje
być TŻ? No bez jaj, nie wmówisz mi, że rodzina to wspólne zasypianie i
budzenie się obok.
> sumie niewielu z nich wie, że nie znoszę majonezu. Nie dzwonię z okrzykiem
> patrz jaki fajny sweterek sobie wypatrzyłam.... Nie wyciągam w środku nocy
> na spacer z psem żadnego z moich przyjaciół
(...)
> Mogłabym tak pisać i pisać- aż po wydruku byloby 12 stron, ale wierzę, że
> udało mi się oddać istotę.
Udało Ci się mnie przekonać, że inaczej pojmujemy słowo "przyjaźń". Bo
IMO przyjaciele są od tego, żeby ich wyciągać w nocy z łóżka (bądź być
przez nich wyciąganą) kiedy przyjdzie chandra lub choroba; przyjaciele
wiedzą, że coś jest nie tak po jednym spojrzeniu; z przyjaciółmi się
rozpacza po śmierci kogoś bliskiego... IMO jeśli z jakąś osobą nie mogę
zrobić wszystkiego tego, co napisałaś, to nie jest to mój _przyjaciel_,
a najwyżej bliski znajomy, kumpel itp. Z drugiej strony nie
posuwałabym się do stwierdzenia, że jeśli mąż zapominiał o tym, że żona
nie lubi Metalliki, to przestaje być rodziną.
>> (chociaż, po zastanowieniu się, jestem w stanie
>> wyobrazić sobie wspólne wychowywanie dzieci przez parę, która nie jest
>> ze sobą w związku).
> Uważaj z tą wyobraźnią- bo zaprowadzi na manowce. Po co niby dzieci mają
> być wychowywane w związkach skoro tak wiele pełnych rodzin czeka na adopcję?
Słucham?
Pozdrawiam,
Karola
|