Data: 2004-11-12 21:03:56
Temat: Re: Pieni?dze w małżeństwie - czyli ...
Od: "Kaszycha" <k...@n...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Karolina "duszołap" Matuszewska" <g...@i...wytnij.pl> napisał
w wiadomości news:cn315k$4d8$1@nemesis.news.tpi.pl...
>
> Przyjaźń _jest_ związkiem.
Tak a mama i siostra to rodzina - oczywiste! Nie wiem szczerze mówiąc jak
rozumieć Twój post, na pewno obraża albo moją albo Twoją inteligencję...
Przecież jasne jest, że dyskutujemy o związku w rozumieniu zwiazku dwoja
ludzi typu małżeństwo, konkubinat i ewentualnie potomstwo jeśli ktoś ma lub
miał ochotę.
>>
> Ale skąd wzięłaś, że seks jest ISTOTĄ związku, a nie np. efektem,
> skutkiem ubocznym, whatever?
Seks efektem ubocznym- czego- przyjaźni?
Czy z mojej pisaniny wynika dla Ciebie, że
> nic nie jest ważne, byle pod kołdrą się układało?
Tak wynikało- pod kołdrą się układa z TŻ a poza tym z przyjaciółmi.
Istotą związku jest
> wszystko, co się na ten związek składa -- miłość, seks, zaufanie,
> szacunek, "wspólne sprawy". Zdarzyło mi się tak w życiu, że poznałam
> mężczyzn, z którzy spełniali wszystkie te założenia, za wyjątkiem
> fizycznego pociągu, więc nie zostaliśmy partnerami, a przyjaciółmi --
> ale to nijak nie czyni z seksu podstawy związku. Łapiesz? Seks jest tym,
> co odróżnia mój związek z TŻ a z MBF, ale nie stanowi rdzenia tegoż
> związku.
No więc napisz co stanowi rdzeń- poza tym co możesz robić z przyjaciółmi i
własną mamą.
> >> takiego listu znaleźć...
> > Czasem to czego szukasz masz pod samym nosem.....
>
> Zmuszona jestem jednak prosić o pokazanie palcem. Gdzie więc piszę, że
> seks to istota związku?
Napisz w związku z tym co odróżnia związek z przyjcielem od związku z TŻ.
Jeśli seks nie jest tym istotnym powodem.
>
> Hmm... Tak. Wspaniały przyjacielski układ i udany seks -- to przepis na
> dobry związek według duszołap.
Gratuluję dobrego samopoczucia. Oby jak najdłużej trwało. Ale nie
zazdroszczę. Ile lat jesteś w tym związku tak z ciekawości. Ma wrażenie, że
nie dłużej niz 4 lata
>
> >> A czym jest rodzina? Pamiętaniem, że ktoś nie lubi herbaty z cytryną;
> >> wspólnym przeżywaniem niepowodzeń; rozmawianiem podczas posiłków? Pokaż
> >> mi w Twojej wizji Rodziny (przez duże R) palcem jedną rzecz, której nie
> >> dałoby się realizować z Przyjacielem (przez duże P).
> > Dokładnie tym jest rodzina. Wspólnym życiem.
>
> Czyli odkąd wyprowadziłam się z domu Mama przestała być moją rodziną? A
> wszystkie kuzynki, ciotki, babcie i wujkowie nigdy nią nie byli?
Zależy co jest dla Ciebie piorytetem? Dla mnie od momentu usamodzielnienie
najwżniejszy jest związek z mężem. Nadal mam świetny kontakt z rodzicami,
bratem- ale nie są już świadkami i obserwatorami mojego życia. Od zawsze
mieszkałam daleko od rodziców i teściów. To też w moim przekonaniu ważny
element szczęśliwej rodziny. O wielu problemach nie mają pojęcia- bo nie
mogliby pomóc a zamartwialiby się na darmo.
> > Przeżywanie i radości i
> > niepowodzeń. (nie wiem skąd ten pesymizm- nie wspominasz o radościach)
>
> Bo do wspólnego przeżywania radości zawsze się ktoś znajdzie, naprawdę
> ważni są ci, którzy zostają przy Tobie kiedy nie jest kolorowo.
A ja znów się przekonuję, że dopiero jak odniesiesz prawdziwy sukces i Twoi
przyjaciele pozostaną niezmeinni- to coś znaczy.
> > Nie
> > dam rady jeść z żadnym przyjacielem codziennie śniadania ani kolacji-
>
> Czyli jeśli TŻ wyjeżdża na dłuższy okres np. za chlebem, to przestaje
> być TŻ? No bez jaj, nie wmówisz mi, że rodzina to wspólne zasypianie i
> budzenie się obok.
Nie będę Ci niczego wmawiać i nie mam takiego zamiaru. Gdy mój mąż wyjechał
za chlebem i półtora roku budziłam się bez niego to miałam jasność, że nie
mam rodziny i jestem zupełnie sama ze wszystkimi sprawami. Zdałam sobie
dokładnie sprawę gdy przyjeżdżał w week- endy i był czas na zabawę,
przyjemności a niechętnei na rozwiązywanie problemów- że za moment drogi
nasze rozejdą się na zawsze i nic już nie będzie takie samo. Poświęciłam
bardzo, bardzo wiele aby te rodzinę na nowo mieć. Ale rozumiem, że to nie
musi być regułą. Ja taka właśnie jestem. To mi odpowiada i mam do tego
prawo. Teraz czuję, ze mam rodzinę i nie żałuję mojej decyzji.
> Udało Ci się mnie przekonać, że inaczej pojmujemy słowo "przyjaźń". Bo
> IMO przyjaciele są od tego, żeby ich wyciągać w nocy z łóżka (bądź być
> przez nich wyciąganą) kiedy przyjdzie chandra lub choroba;
A co zrobisz gdy Twoi przyjaciele są 200 km od Ciebie i możesz co najwyżej
zadzwonić-tak jak jest w tej chwili ze mną. Przestają być przyjaciółmi-
przecież to już nie spełnia Twoich kryteriów udanego związku, prawda?
przyjaciele
> wiedzą, że coś jest nie tak po jednym spojrzeniu; z przyjaciółmi się
> rozpacza po śmierci kogoś bliskiego...
Ale rzadko bywają na 80- urodzinach seniora rodu i nie pamiętają w związku z
tym dowcipów, które opowiada i nie widzieli jak śmiesznie wytrząsał wodę gdy
go polaliśmy w Śmingus- Dyngus? Możesz co najwyżej przyjaciałom o tym
opowiedzieć ale oni nie dorzucą nic od siebie. Dla mnie to duża różnica.
IMO jeśli z jakąś osobą nie mogę
> zrobić wszystkiego tego, co napisałaś, to nie jest to mój _przyjaciel_,
> a najwyżej bliski znajomy, kumpel itp.
Wychodzi mi, że nie w Twoim przekonaniu nie mam przyjaciół tylko bliskich
kumpli. Bliski znajomy od czasów podstawówki hmmmmm. Nie zgadzam się. Widać,
ze próg czułości ustawiony mamy w bardzo odległych miejscach. U mnie
intymność jest zarezrwowana dla męża.
Z drugiej strony nie
> posuwałabym się do stwierdzenia, że jeśli mąż zapominiał o tym, że żona
> nie lubi Metalliki, to przestaje być rodziną.
A czemu niby to piszesz? Niby z czego ten wniosek wynika? Na pewno czegoś
takiego nie napisałam bo to kompletna bzdura.
>
> >> (chociaż, po zastanowieniu się, jestem w stanie
> >> wyobrazić sobie wspólne wychowywanie dzieci przez parę, która nie jest
> >> ze sobą w związku).
> > Uważaj z tą wyobraźnią- bo zaprowadzi na manowce. Po co niby dzieci
mają
> > być wychowywane w związkach skoro tak wiele pełnych rodzin czeka na
adopcję?
>
> Słucham?
O to właśnie chodzi- przeczytaj na głos to co piszesz i posłuchaj, najlepiej
patrząc w lustro!
Pozdrawiam Kaśka
|