Data: 2010-02-01 22:17:20
Temat: Re: Pytania na które też nie znam odpowiedzi.
Od: "Redart" <d...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "medea" <m...@o...eu> napisał w wiadomości
news:hk7534$67k$1@news.onet.pl...
>> to tylko 'robienie sobie pod górę'. To wymaga jakichś cyrkowych
>> akrobacji organizacyjno-emocjonalnych - wiec po co komu taki
>> romans.
>
> To wszystko prawda, ale ta prawda nie dotyczy wampirów emocjonalnych,
> którzy nie zamierzają nikogo niczym obdzielać, a wręcz przeciwnie.
Z jakiegoś powodu druga strona podtrzymuje związek z 'wampirem'.
Może ma nadciśnienie i lubi, jak jej upuszczać krwi ;) A tak bardziej
serio - ludzie grają w bardzo różne gry, wymianiają miedzy sobą
bardzo różne dobra. Trudno to z zewnątrz prawidłowo ocenić.
Martwić się imho można dopiero, kiedy jedna ze stron traci
wolną wolę, ma słabszą pozycję, ma więcej do stracenia. Np.
małe dziecko, izolacja od własnej rodziny, przemoc itp.
>> BTW. Dzisiaj wiem, że związek otwarty to byłaby jednak
>> jakaś masakra ;))) Ale kiedyś wydawało mi się to atrakcyjne.
>
> Swoją drogą musiałeś być nieźle zakręcony, żeby o czymś takim na poważnie
> myśleć. Albo po prostu próbowałeś zracjonalizowałeś tylko rozwiązanie dla
> swojej chuci. ;)
Zakręcony - to się może zgodzę.
Ale rozpatrywanie tematu jako "huć" to uważam jednak zbytnio
upraszcza sprawę. Tzn. taka prosta ocena jest może korzystna
z punktu widzenia porzuconej osoby, jako element terapii
'przywracającej do życia', pozbywania się natręctw
zwiazanych z samoobwinianiem się itp. (moja mama to ma).
Takie lepienie prostej kukły, której można przypisać wszystko,
co najgorsze, a potem bezkarnie spalić. Jak pogrzeb. Jak
wycinanie raka.
Ale czasami niewiele ona mówi o tym, co się rozgrywa między
ludźmi i z czym muszą się mierzyć, w szczególności o tym,
dlaczego ktoś zdradza/porzuca. Nie da się wszystkich
zdrad/porzuceń sprowadzić do seksoholizmu, kompulsywnych
popędów itp.
Trudno mi też oceniać takie postępowanie jako 'niemoralne'.
Nie mam poczucia, że moja 'moralność' po tym wszystkim
wzrosła. To jest zbyt ogólne, abstrakcyjne określenie,
które trochę przekreśla indywidualność. A to szacunek
do indywidualności był kluczem do zrozumienia wielu spraw
i hmmm... 'przebudowania wartości'. Do doprowadzenia do
sytuacji, w której znajdujemy rzeczy atrakcyjne gdzieś,
gdzie wcześniej odbijaliśmy się o ścianę próbując je
wydobyć. Moja żona też musiała przejść przez proces
przemiany. Nazwałbym to moze procesem spotykania się
wartości z dwóch światów.
|